Musimy zakończyć tę inspekcję, zanim będziecie mogli wrócić do swoich stanowisk pracy. Zanim zagłębię się w to, co wydarzyło się później, czy moglibyście poświęcić kilka sekund i napisać w komentarzach, skąd słuchacie? Bo chcę wiedzieć, dokąd zmierza moja historia. I proszę, polubcie, zasubskrybujcie i kliknijcie dzwoneczek, bo to, czym się z Wami podzielę, zmieniło całkowicie moje postrzeganie dynamiki w miejscu pracy.
Nazywam się Anna Morales i pracuję w tej dużej firmie ubezpieczeniowej od 4 lat. Zajmuję się klientami o wysokiej wartości, co oznacza, że jeśli popełnię błąd, kosztuje mnie to krocie. Tessa zaczęła tu pracę 6 miesięcy po mnie i od pierwszego dnia jasno dała do zrozumienia, że uważa, że moje stanowisko powinno należeć do niej. Widzisz, Tessa miała takie poczucie, że musi być najmądrzejszą osobą w każdym pokoju.
Przerywała moje rozmowy z klientami, żeby wyjaśnić kwestie, które już doskonale wyjaśniłem. Dodawała kopię wiadomości do naszego przełożonego w e-mailach, poprawiając nieistniejące błędy gramatyczne. Zgłaszała się na ochotnika do moich projektów, a potem proponowała poprawki, które nie miały sensu. Ale oto, co naprawdę ją drażniło. Nie mówiłem o swoich sukcesach.
Kiedy pozyskałem dużego klienta, nie ogłaszałem tego na spotkaniach zespołu. Kiedy klienci wysyłali podziękowania, nie przekazywałem ich całemu działowi. Po prostu robiłem swoje i wracałem do domu. I to doprowadzało Tessę do szału, bo nie mogła konkurować z czymś, czego nie widziała. Więc zaczęła mnie obserwować, naprawdę mnie obserwować.
Notowała, o której godzinie przychodzę, kiedy robię przerwy, jak długo trwa mój lunch. Przechodziła obok mojego biurka, żeby sprawdzić, nad czym pracuję. Zadawała pozornie niewinne pytania o moje metody, a potem sugerowała, że mogę coś robić źle. Dość szybko zorientowałem się, co się dzieje. Tessa nie była po prostu nastawiona na rywalizację. Budowała przeciwko mnie sprawę.
Potrzebowała mojej porażki, żeby mogła odnieść sukces. I wtedy postanowiłem dać jej dokładnie to, czego chciała. Zacząłem popełniać drobne błędy. Nic poważnego, tylko drobne nieścisłości, które ktoś obsesyjnie monitorujący moją pracę zauważał. Wysyłałem maila z czwartkiem, mając na myśli piątek, a godzinę później odpisywałem i wysyłałem sprostowanie.
Wrzucałam coś do niewłaściwego folderu, a następnego dnia przenosiłam. W wewnętrznych notatkach używałam słowa „effect” zamiast „effect”, a potem poprawiałam to podczas korekty. To nie były prawdziwe błędy. To były okruszki chleba. A Tessa pochłaniała każdy z nich. Zaczęła mieć folder. Wiem, bo zostawiła go otwartego na ekranie komputera, kiedy poszła do łazienki, a ja przypadkiem przechodziłam obok dokumentacji występu Anny Morales.
Było opatrzone etykietą. Wewnątrz znajdowały się wydrukowane e-maile, zrzuty ekranu mojego komputera i odręczne notatki dotyczące moich schematów niekompetencji. Podczas gdy Tessa tworzyła swoją małą teczkę akt oskarżenia, ja pracowałem nad czymś zupełnie innym, czymś, co miało znaczenie, gdy nadejdzie właściwy moment. Zacząłem prowadzić dziennik wdzięczności, nie w żadnym oficjalnym celu, tylko jako osobistą praktykę, o której usłyszałem w podcaście o produktywności.
Każdego wieczoru, zanim wyszedłem z pracy, zapisywałem trzy dobre momenty z mojego dnia: klienta, który podziękował mi za rozwiązanie jego problemu, współpracownika, który pomógł mi z trudnym obliczeniem, przełożonego, który pochwalił moją prezentację i po prostu zwykłe, szczere podziękowania za pozytywne interakcje, które sprawiły, że moja praca miała sens.
Trzymałam ten dziennik w szufladzie biurka, tuż obok moich zwykłych materiałów do pracy. Nie było w nim nic ukrytego ani sekretnego, tylko mały skórzany notes, w którym zapisywałam chwile zawodowej wdzięczności. Wpisy były szczere i konkretne. Daniel Cho z księgowości został po godzinach, żeby pomóc mi zrozumieć nowe oprogramowanie do fakturowania.
Jego cierpliwość sprawiła, że ten frustrujący dzień stał się o wiele lepszy. Klientka, pani Patterson, zadzwoniła tylko po to, żeby powiedzieć, jak bardzo docenia moje wsparcie w sprawie jej wniosku. To właśnie takie chwile przypominają mi, dlaczego kocham tę pracę. Alicia przyniosła kawę dla całego zespołu podczas naszego spotkania budżetowego. Takie drobne gesty sprawiają, że nasze miejsce pracy jest wspólnotą.
Miesiąc po miesiącu zapełniałem strony tymi obserwacjami. Każda osoba, która wykazała się życzliwością, profesjonalizmem lub doskonałością, zdobywała wzmiankę. Każda pozytywna interakcja, nawet najmniejsza, była dokumentowana datą i krótkim opisem tego, co ją wyróżniało. Nie zdawałem sobie wtedy sprawy, że w ten sposób przypadkowo przeprowadzam audyt relacji w miejscu pracy.
Podczas pisania tych wpisów wyłonił się pewien schemat, którego wcześniej nie zauważyłem. Niektórzy ludzie pojawiali się nieustannie. Daniel Cho z księgowości pojawiał się dziesiątki razy za pomocne wyjaśnienia i ducha współpracy. Alicia z działu kadr była często wspominana za przemyślane gesty i profesjonalne doradztwo.
Nawet nasz surowy przełożony, pan Walsh, regularnie pojawiał się, by wyrazić swoją jasną opinię i sprawiedliwe traktowanie zespołu. Ale ani razu nie padło żadne nazwisko. Ani razu, przez 18 miesięcy wdzięczności, zapisując setki wpisów dokumentujących pozytywne interakcje w miejscu pracy, Tessa Carmichael nie zrobiła niczego godnego uznania. Ani jednego pomocnego gestu, ani jednego przejawu profesjonalnej uprzejmości, ani chwili autentycznej współpracy czy życzliwości.
Nie planowałem tego. Nie chciałem jej wykluczać. Ale przeglądając wpisy w dzienniku, prawda była niezaprzeczalna. Tessa nigdy nie wniosła niczego pozytywnego do czyjegokolwiek doświadczenia zawodowego. Była w naszym biurze jak czarna dziura, pochłaniając energię i uwagę, nie dając w zamian ani ciepła, ani światła.
Sześć miesięcy po tym, jak założyłem dziennik, Tessa podjęła działania. Był wtorek rano, kiedy poprosiła o spotkanie z naszym przełożonym i działem compliance. Przedstawiła mi starannie uporządkowany folder z moimi problemami z wydajnością i zażądała formalnego dochodzenia w sprawie jakości mojej pracy i profesjonalnego postępowania. Anna Morales wykazała się schematem błędów i nieprofesjonalnego zachowania, które zagraża relacjom z naszymi klientami.
Powiedziała im: „Dokumentuję te problemy, ponieważ zależy mi na reputacji naszego zespołu i standardach firmy”. Pan Walsh wysłuchał jej prezentacji, zapoznał się z dowodami i zgodził się na przeprowadzenie kontroli zgodności. Standardowy protokół wymagał powiadomienia, ale Tessa wyraźnie zażyczyła sobie, aby kontrola odbyła się w czasie mojej przerwy obiadowej, abym nie miał okazji przygotować miejsca pracy ani ukryć dowodów naruszeń.
Yo Make również polubił
Większość osób popełnia błąd. Oto, jak często czyścić każdą część łazienki i jak to zrobić
Zupa z kapusty spalająca tłuszcz
Mam 54 lata, a mój partner jest młodszy: oto porady eksperta, jak być niezapomnianym w łóżku
Gyros z Szpeclami w Naczyniu Żaroodpornym – Szybki Przepis w 5 Minut