„Nie udawaj głupiej, Anno. To ci nie pasuje”. Poluzował krawat, gestem mężczyzny o pełnej kontroli nad sytuacją. „Wiedziałem, że ci się nie uda. Cała ta „strategia późnym wieczorem” i „dostawa do klienta”. Wszystkie te podróże do Londynu i Tokio. W końcu cię przejrzeli, prawda? Zrozumieli, że jesteś tylko ładną buzią”.
Wstałam powoli, bluzka wypadła mi z ręki. „O czym ty mówisz?”
„Mówię o tym, że cię zwolnią!” – warknął, a radość w końcu przebiła się przez cienką warstwę zaniepokojenia. „Cały dzień siedziałeś w domu. Robisz porządki w szafie. Teraz wszystko nabiera sensu. Myślałeś, że jesteś o wiele mądrzejszy ode mnie, prawda? Z twoją wyższą pensją i wymyślnymi tytułami. No, spójrz na siebie. Bezrobotny. Skończony.”
Zaniemówiłam. Nie dlatego, że mylił się co do faktów dotyczących mojego obecnego statusu zatrudnienia, ale z powodu czystej, radosnej nienawiści w jego oczach. Czekał na to. Modlił się, żebym poniosła porażkę, żebym została sprowadzona do tego, co uważał za swój poziom.
„Robert, nie rozumiesz…”
„Och, rozumiem doskonale!” krzyknął, wchodząc do szafy, a jego drogie buty rozsypały moje starannie ułożone stosy. Chwycił moją pustą walizkę Tumi, tę, której używałam podczas podróży zagranicznych, tę, o której on zawsze otwarcie marzył. „Rozumiem, że mam już dość noszenia w sobie nieudacznika”.
Zaczął zdejmować moje garnitury z wieszaka — ze stosu „do zatrzymania”, tych drogich, szytych na miarę — i wpychać je gwałtownie, marszcząc, do walizki.
„Co ty robisz?!” krzyknęłam, sięgając po marynarkę, piękny model Armaniego, który kupiłam, aby uczcić swój pierwszy duży awans.
„Wynoszę śmieci!” Z jękiem zasunął walizkę i rzucił ją w stronę korytarza, jej kółka zaskrzypiały na drewnianej podłodze. „Wystarczająco długo byłeś darmozjadem w tym domu, żerując na mojej ciężkiej pracy, moim sukcesie!”
„Robert, to mój dom!” – krzyknąłem, a słowa wyrywały mi się z gardła, ochrypłe od nagłej, zszokowanej furii. „Zapłaciłem za ten dom! Zaliczka pochodziła z premii za podpisanie umowy!”
„NASZ dom!” – ryknął, jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej, a oddech miał gorący i nieświeży. „A pan domu mówi, że ten darmozjad musi odejść! Jesteś bezrobotna, Anno! Nie masz żadnej wartości! Bez tej pracy jesteś nikim!”
Zdjął z półki mój skórzany bagaż podręczny, podszedł do komody i jednym ruchem ręki włożył moją biżuterię — zegarki, perły i antyczne diamentowe kolczyki mojej babci — do torby i zatrzasnął ją na suwak.
„Wynoś się” – syknął, a jego głos brzmiał nisko i jadowicie. „Wynoś się z mojego domu”.
Podniósł obie torby, zszedł po schodach, a ja usłyszałam, jak otwierają się drzwi wejściowe i odgłos okropnego łoskotu mojego życia uderzającego o zadbany trawnik przed domem.
„Mam dość wspierania nieudacznika!” – wrzasnął na schodach, a jego głos rozbrzmiał echem w nagle ogromnym domu. „Jesteś żałosny!”
Stałem na szczycie schodów, moje serce nie było złamane, lecz zastygło w jednym, ostrym, twardym jak diament punkcie jasności. Strateg we mnie w końcu, w pełni, przejął kontrolę. Żona, kobieta, która próbowała chronić jego uczucia, odeszła.
Właśnie dokonał najgorszej i ostatniej transakcji w swoim życiu.
Część 3: Wezwanie na Najwyższy Poziom
Powoli, rozważnie schodziłem po schodach. Robert stał przy otwartych drzwiach wejściowych, ciężko dysząc, zarumieniony triumfem, niczym zdobywca obserwujący swoje nowe królestwo. Spojrzał na mój bagaż leżący na trawie z zadowolonym, władczym uśmieszkiem.
„Co się stało, Anno?” – zadrwił, a w jego głosie słychać było protekcjonalność. „Nie masz dokąd pójść?”
Nie patrzyłam na swoje torby. Nie patrzyłam na niego. Po prostu wyciągnęłam telefon.
Zaśmiał się. Krótki, paskudny, szczekający dźwięk. „Do kogo dzwonisz? Do mamy? A może do byłego szefa, błagającego o powrót do pracy? Nie przyjmą cię, Anno. Jesteś skończona. Jesteś zepsutym towarem”.
Wybrałem numer, który znałem na pamięć, a którego nie było w moich kontaktach publicznych.
„Witaj, Helen” – powiedziałem, mój głos był niezwykle spokojny, niemal konwersacyjny.
Uśmiech Roberta zgasł. Znał to imię. Helen była asystentką prezesa, kobietą znaną w całej firmie jako „Smok u Bramy”. Nikt nie nazywał Helen po prostu. Aby w ogóle poprosić o spotkanie, trzeba było przejść przez trzy etapy protokołu.
„Tak, to Anna. Mam się bardzo dobrze, dziękuję za pytanie.”
Robert zrobił krok w moją stronę, z szeroko otwartymi oczami pełnymi narastającego, przerażonego zmieszania. „Helen? Nasza Helen? Co… dlaczego do niej dzwonisz? Co ty zrobiłaś?”
Podniosłam palec, żeby go uciszyć – gest, który widziałam, że przewodniczący stosował na spotkaniach. Wpatrywałam się w niego.
„Helen, posłuchaj” – kontynuowałem – „właśnie przygotowuję się do oficjalnego rozpoczęcia pracy w przyszłym tygodniu, ale wygląda na to, że muszę w ostatniej chwili wprowadzić zmianę w umowie o pracę. To nowe, dość pilne postanowienie”.
Robert zamarł. Krew odpłynęła mu z twarzy. „Kontrakt? Jaki kontrakt, Anno? O czym ty mówisz? Jesteś bezrobotna!”
„Tak, muszę porozmawiać bezpośrednio z prezesem” – powiedziałam do Helen, ignorując rozpaczliwe, desperackie szepty męża. „To… kwestia kadrowa, która właśnie zwróciła moją uwagę. Tak, poczekam”.
„Anno, przestań!” syknął Robert, chwytając mnie za ramię. „Co zrobiłaś? Co mu powiedziałaś?!”
Uwolniłam rękę, a mój wzrok był lodowaty. „On już jest? Cudownie.”
Część 4: „Zwolnić Roberta. Natychmiast”.
Mój głos się zmienił. Ciepły, nacechowany współpracą ton, którym zwracałem się do Helen, zniknął. Mówiłem teraz jako Dyrektor Strategii, osoba, którą właśnie zatrudnił.
„Panie Przewodniczący. Witam. Cieszę się, że pana złapałem.”
Robert pokręcił głową i bezgłośnie powiedział: „Nie, nie, nie”, a jego twarz była maską czystej, zwierzęcej paniki.
„Bardzo się cieszę, że mogę zacząć. Mamy jednak drobny, pilny problem dotyczący „wspierającego i profesjonalnego środowiska pracy”, które obiecałeś mi w umowie” – powiedziałem. „Wygląda na to, że problem w dziale sprzedaży jest nieco bardziej osobisty, niż początkowo omawialiśmy”.
Robert wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować. „Anno, proszę” – jęknął żałośnie, złamanym głosem. Dręczyciel zniknął, zastąpiony przerażonym dzieckiem.


Yo Make również polubił
Notatka od dostawcy sprawiła, że zainstalowałem kamery bezpieczeństwa wokół mojego domu – będę mu za to wdzięczny na zawsze
4 sposoby na pozbycie się ciemnych plam na skórze
Dziecko miliardera nie przestawało płakać w samolocie — nikt nie mógł go uspokoić, dopóki biedny czarnoskóry chłopiec nie zrobił czegoś niewiarygodnego…
Wyjątkowe ciasteczka maślane, które podbiją serca każdego łasucha