Sześć tygodni przed ślubem prawie wszystko było już gotowe. Zaliczki wpłacone, usługodawcy zarezerwowani, przymiarki sukni umówione. Wtedy zaczęły się pojawiać pęknięcia.
Około trzech tygodni przed ślubem pojechałem do mieszkania Bethany i Simone, aby dopiąć szczegóły kolacji przedślubnej. Mieszkali w nowym budynku niedaleko centrum Columbus – ze sprzętem AGD ze stali nierdzewnej, szarymi laminowanymi podłogami i balkonem z widokiem na ruchliwą ulicę.
Bethany utknęła po godzinach w swojej pracy w marketingu. Więc tylko ja i Simone siedzieliśmy przy kuchennym stole, z otwartymi laptopami i puszką LaCroix spływającą po podstawce.
Przesuwaliśmy małe cyfrowe prostokąty po planie miejsc, zastanawiając się, czy znajomi Simone ze studiów lepiej dogadują się z jej znajomymi z zajęć jogi, czy z przyjaciółmi z pracy, gdy nagle powiedziała, bardzo swobodnie:
„Musimy porozmawiać o twoich aparatach słuchowych.”
Moje palce zamarzły na panelu dotykowym.
„A co z nimi?” zapytałem.
Złożyła ręce, jakby miała zamiar przekazać konstruktywną opinię na spotkaniu.
„Myślałam o zdjęciach” – powiedziała. „Estetyka. To ślub w ogrodzie – bardzo klasyczny, bardzo schludny. A twoje aparaty słuchowe…” – zrobiła pauzę. „Są trochę widoczne. Trochę rozpraszają. Boję się, że będą rozpraszać uwagę”.
Wpatrywałem się w nią. Mimo że technologia wyostrzyła mi słuch, myślałem, że się przesłyszałem.
„Martwisz się, że moje aparaty słuchowe rozproszą ostrość?” powtórzyłem.
Skinęła głową, jakbyśmy dyskutowali o niewłaściwym odcieniu serwetek.
„Zastanawiałam się, czy mógłbyś je zabrać na ceremonię” – powiedziała – „albo chociaż na zdjęcia. Tylko na ten dzień. Wszyscy mają na nas patrzeć. Nie chcę niczego, co kłóciłoby się z tym, co zaplanowaliśmy”.
Zajęło mi chwilę, zanim odnalazłem głos.
„Nie mogę ich po prostu zdjąć” – powiedziałam. „Jeśli ich nie założę, nie będę słyszeć. W ogóle. To ceremonia na świeżym powietrzu. Będzie muzyka, przysięga małżeńska, ludzie będą rozmawiać. Stracę wszystko”.
Wypuściła cichy, zirytowany oddech.
„Trochę dramatyzujesz” – powiedziała. „Wiele osób z problemami ze słuchem rezygnuje z aparatów na specjalne okazje. Mógłbyś czytać z ruchu warg. Albo po prostu stać bliżej ludzi, kiedy mówią. To jeden dzień”.
Serce waliło mi w piersi i w uszach.
„Nie jestem dobra w czytaniu z ruchu warg” – powiedziałam ostrożnie. „Próbowaliśmy tego, kiedy byłam dzieckiem. Nie działa. Moja strata nie jest łagodna. Bez tego nie jest tak, że nie przeoczę ani jednego słowa tu czy tam. Jestem zagubiona”.
Poruszyła się na krześle, a irytacja wyostrzyła jej rysy.
„To mój ślub” – powiedziała. „Spędziłam rok planując każdy szczegół. Kwiaty, pościel, zdjęcia. Zatrudniliśmy fotografa-artystę. Twoje aparaty słuchowe są w kolorze cielistym, owszem, ale i tak rzucają się w oczy. Nie pasują do estetyki, do której dążę”.
Wyciągnęła telefon i otworzyła Pinteresta.
„Patrz” – powiedziała, obracając ekran w moją stronę. „Widzisz? Wszystko spójne. Druhny delikatne i neutralne, nic, co przyciągałoby wzrok. Chcemy mieć ten sam wygląd. A potem…” Przeniosła wzrok na moje uszy.
„Więc problem polega na tym” – powiedziałem powoli – „że będę wyglądał jak ja?”
Zacisnęła szczękę.
„Przekręcasz moje słowa” – powiedziała. „Proszę cię tylko o jedno małe poświęcenie, żeby nasze zdjęcia były idealne. Bethany nosiła soczewki kontaktowe podczas sesji narzeczeńskiej, bo okulary nie wychodzą dobrze na zdjęciach. Poszła na ten kompromis dla mnie. Myślisz, że ty też możesz?”
Wziąłem oddech, który sprawił, że moje płuca stały się szklane.
„Okulary i aparaty słuchowe to nie to samo” – powiedziałem. „Ona nadal widzi bez okularów. Ja nie słyszę bez nich. To nie jest wybór kosmetyczny. To dostęp”.
Jej oczy błysnęły.
„Wymyślasz wymówki” – powiedziała. „Gdybyś naprawdę dbał o Bethany, zrobiłbyś to jedno. To jeden dzień. Nie chodzi o ciebie”.
Coś we mnie zaskoczyło. Nie głośno. Raczej jak cichy przekręcający się zamek.
„Jeśli masz coś przeciwko mojemu wyglądowi” – powiedziałam spokojnym głosem, jaki się pojawia, gdy już nie płaczę – „powinnaś poprosić kogoś innego, żeby był twoją druhną”.
W pokoju zapadła cisza. Gdzieś w oddali zawyła syrena.
„Nie chcę cię zastępować” – powiedziała w końcu. „Proszę cię tylko, żebyś był rozsądny”.
„Zachowuję się rozsądnie” – powiedziałem. „Nie wyjmę aparatów słuchowych”.
Zamknąłem laptopa, wziąłem torbę i wyszedłem.
Płakałam całą drogę do domu autostradą międzystanową, a reflektory rozmazały się na biało przez moje łzy. Obiecałam sobie, że porozmawiam z Bethany, że to nieporozumienie, że Simone zrozumie, jak okropnie zabrzmiała i przeprosi.
Tej nocy Simone zaczęła pisać SMS-y.
Najpierw pojawił się link do „niewidzialnych” aparatów słuchowych.
„Byłyby idealne na ślub” – napisała. „Jeśli zamówisz teraz, mogą dotrzeć na czas. Pokochasz je też na dłużej”.
Następnie link do urządzeń całkowicie wewnątrzkanałowych.
„Ledwo je widać. Moi rodzice mogą pomóc w kosztach. Potraktuj to jako ulepszenie.”
Wpatrywałem się w telefon, czując, jak sprężyna uciskowa zaciska mi się w piersi. Nie odpowiedziałem.
Następnego dnia pojawił się inny komunikat.
„Rozmawiałam z Bethany” – napisała. „Zgadza się, że potrzebujemy spójnego wizerunku. Po prostu nie chce cię urazić. Ja tkwię w martwym punkcie”.
Coś w tym wszystkim sprawiło, że ścisnęło mnie w żołądku. Znałem Bethany. Znałem dziewczynę, która malowała kwiaty na moich aparatach słuchowych i groziła dzieciom, które się ze mnie naśmiewały. Myśl, że nagle przyznała, że moje aparaty słuchowe są problemem, nie pasowała.
Zadzwoniłem do Bethany. Nie odebrała. Napisałem SMS-a z pytaniem, czy możemy porozmawiać. Kilka godzin później odpisała:
„Szalony tydzień w pracy. Możemy się spotkać w ten weekend?”
Spotkaliśmy się w zatłoczonej kawiarni niedaleko kampusu Uniwersytetu Stanowego Ohio. Pachniało espresso i palonym cukrem. Studenci pochylali się nad laptopami przy każdym stoliku.
Bethany wyglądała na wyczerpaną – cienie pod oczami, włosy spięte w niedbały kok, bluza z college’u rozpięta do połowy.
Po tym jak zamówiliśmy drinki, nie zamierzałem już pić zbyt intensywnie.
„Czy przeszkadza ci, że mam na ślubie aparaty słuchowe?” – zapytałem.
Zamrugała, jakbym właśnie zaczęła mówić w obcym języku.
„Co? Nie. Dlaczego miałbym?”
Opowiedziałem jej wszystko. Rozmowę w mieszkaniu. Słowa „estetyczny” i „przyciągnij uwagę”. Linki. Wiadomość, że Bethany się z nią zgadza.
Następnie przesunąłem telefon po stole i pozwoliłem jej samej przeczytać SMS-y.
Twarz Bethany zmieniła się w zwolnionym tempie — najpierw pojawiło się zdezorientowanie, potem złość, a potem coś w rodzaju bólu.
„Nigdy tego nie powiedziałam” – powiedziała cicho. „Raz wspomniała o twoich aparatach słuchowych. Powiedziałam jej, że to nie problem. Że masz je od zawsze. Że są częścią ciebie. I tyle.”
Wpatrywała się w mój telefon.
„Nie mogę uwierzyć, że użyła mojego imienia w ten sposób” – mruknęła.
Spojrzała w górę, jej oczy były twarde.
„Porozmawiam z nią” – powiedziała. „Dziś wieczorem”.
Wróciłam do domu lżejsza. Bethany mnie wspierała. Zawsze tak robiła. Powtarzałam sobie, że to tylko stres związany ze ślubem i Simone dziwnie się zachowuje.
Myliłem się.
Około północy na moim telefonie pojawiło się imię Bethany.
„Oszalała” – powiedziała Bethany na powitanie. Jej głos był ochrypły. „Pokazałam jej SMS-y. Powiedziałam jej, że nigdy nie mówiłam, że nie możesz nosić aparatów słuchowych. Najpierw wszystkiemu zaprzeczyła. Potem powiedziała, że wybrałam ciebie, a nie ją. Powiedziała, że ten ślub ma być dla nas, a nie dla uwzględnienia twojej niepełnosprawności”.
Skręciło mi się w żołądku.
„Nigdy wcześniej tak nie mówiła” – wyszeptała Bethany. „Nawet jej nie poznaję”.
„Nie musisz mnie bronić” – powiedziałem. „Nie chcę, żebyś utknął w środku. Może ona po prostu jest przytłoczona. Śluby sprawiają, że ludzie… dziwnie się zachowują”.
„Potrzebuję kilku dni” – powiedziała Bethany. „Aby pomyśleć”.
Te „kilka dni” zamieniło się w tydzień.
Bethany przestała odbierać moje telefony. Moje SMS-y były krótkie i opóźnione, jeśli w ogóle odpowiadała. Kiedy zapytałam ciotkę, czy z nią rozmawiała, powiedziała, że Bethany wydawała się zestresowana, ale zajęta – wciąż nalegała na degustację ciast i spotkania z DJ-em.
Wtedy nie wiedziałam, czym Simone ją karmiła.
Tydzień później Bethany napisała do nas SMS-a z pytaniem, czy moglibyśmy spotkać się w domu naszej babci.
Dom babci jest mały i biały, z wyblakłymi okiennicami i flagą przed domem, trzy ulice dalej od miejsca, gdzie nas wszystkich wychowała. To tam, jako dzieci, polowaliśmy na pisanki i gdzie, jak się zdaje, dochodzi do każdej wielkiej rodzinnej awantury i kłótni.
Kiedy podjechałem, Bethany siedziała na schodach ganku, opierając łokcie na kolanach i wpatrując się w pęknięcie w podjeździe, na które babcia zawsze narzeka, ale nigdy go nie naprawia.
Gdy mnie zobaczyła, wstała i skrzyżowała ramiona na piersi.
„Dlaczego próbujesz zepsuć mi ślub?” – wyrzuciła z siebie.
Miałem wrażenie, jakby ktoś wrzucił mi kamień do żołądka.
„Co?” zdołałem wykrztusić.
„Simone powiedziała mi, że bez przerwy do niej dzwonisz” – powiedziała Bethany napiętym głosem. „Wrzeszczy o swoich aparatach słuchowych. Grozi, że zrezygnuje z roli druhny, jeśli jej nie przeprosi. Mówi, że przyprawiasz ją o ataki paniki. Mówi, że próbujesz zepchnąć to wszystko na swoją stronę”.
Po prostu się na nią gapiłem.
„Ani razu do niej nie dzwoniłem” – powiedziałem powoli. „Ani razu. Możesz sprawdzić”.
Wyciągnęłam telefon, otworzyłam listę połączeń i podałam go Simone. Ostatni telefon do Simone był sprzed kilku tygodni, kiedy uzgadniałyśmy buty dla druhen.
Bethany przewijała stronę, a jej grymas pogłębiał się.
„Nic tu nie ma” – powiedziała.
„Bo nic takiego się nie wydarzyło” – powiedziałem.
Usiadła z powrotem na schodach, jakby ugięły się pod nią kolana. Na chwilę schowała głowę w dłoniach, po czym przeczesała palcami włosy.
„Nie rozumiem” – wyszeptała.
Usiadłem więc obok niej i opowiedziałem jej wszystko jeszcze raz. Rozmowę w mieszkaniu, słowo w słowo. SMS-y. Linki. Wiadomość, w której Simone twierdziła, że Bethany się z nią zgadza. Pokazałem jej zrzuty ekranu z całego wątku.
Ręce Bethany trzęsły się, gdy trzymała mój telefon.
„Opowiadała mi o tobie różne rzeczy od tygodni” – powiedziała Bethany. „Powiedziała, że celowo opuściłaś ostatnią przymiarkę sukni, bo „nie zależało ci”. Powiedziała, że obgadywałaś ją przed innymi druhnami. Wierzyłam jej. Nigdy tego nie sprawdzałam. Po prostu… uwierzyłam jej”.
„Zapytałeś innych?” – zapytałem łagodnie.
Potrząsnęła głową.
„Ledwo zdążyłam odetchnąć” – powiedziała. „Planuję cały ślub. To jej powinnam najbardziej ufać. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby to kwestionować”.
Otworzyłem grupowy czat druhen i ponownie podałem jej telefon.
„Patrz” – powiedziałem.


Yo Make również polubił
Przepis na sok przeciwzapalny przepis
To ja!
UMIEŚĆ TO NA REFLEKTORACH SAMOCHODU I POCZEKAJ KILKA SEKUND: NIESPODZIANKA
W wieku 60 lat obniżyłem ciśnienie krwi, cukrzycę i problemy z krążeniem