Diego skinął głową, po czym spojrzał poważnie na Roberta.
„Dziękuję” – powiedział. „Za szacunek, jaki mi okazujecie”.
Robert przełknął ślinę. „Ty zrobiłeś robotę. Ja tylko… pomogłem otworzyć drzwi”.
Wzrok Diego powędrował w stronę Sophie.
„Ona już nie podsłuchuje pod drzwiami” – powiedział cicho Diego. „Każe mi przestać gadać o rachunkach. Każe mi być dorosłym”.
Emily się uśmiechnęła. „Dobrze.”
Diego skinął głową, po czym dodał ochrypłym głosem: „I teraz nie mówi o zatrudnieniu ojca. Mówi o… tym, jak jej ojciec się pojawia”.
Robert poczuł ucisk w piersi. Spojrzał w dół i intensywnie mrugał.
Sophie oderwała wzrok od kolorowej twarzy.
„O czym mówisz?” zapytała.
„To tylko dla dorosłych” – szybko rzekł Diego.
Sophie zmarszczyła nos. „Dorosłe rzeczy są nudne”.
Emily zaśmiała się cicho. Robert też się zaśmiał.
I po raz pierwszy od dłuższego czasu śmiech nie wydawał mu się pożyczony.
Miał wrażenie, że na to zapracował – każdym małym krokiem.
Pod koniec lata pewien felietonista uznał, że Robert Morgan jest lepszym nagłówkiem niż cichy program zmieniający ludzkie życie.
W artykule nie wspomniano wprost o „Harrison Elementary”, ale nie było takiej potrzeby. Zasugerowano, że „prezes-miliarder odgrywa rolę bohatera społeczności”, a internet zrobił to, co zawsze – wypełnił puste miejsca trucizną.
Na kolejnym posiedzeniu zarządu na miejscu Roberta czekała błyszcząca kopia.
Charles Wexler, dyrektor finansowy, nie udawał zaniepokojenia.
„To” – powiedział, stukając w kartkę – „albo obciążenie, albo kampania. Musisz wybrać”.
Robert wpatrywał się w nagłówek, czując, jak coś zimnego formuje się za jego żebrami.
„Ani jedno, ani drugie” – powiedział Robert.
Charles uśmiechnął się blado. „Wszystko jest kampanią, Robercie. Jeśli chcesz być widziany, powinieneś być widziany we właściwy sposób. Możemy zorganizować zdjęcie. Przemówienie. Ogłoszenie o darowiznie. Sprawić, że będziesz wyglądał…”
„Jak zbawiciel” – przerwał Robert cichym głosem.
Charles wzruszył ramionami. „Jak przywódca”.
Robert pomyślał o Sophie ściskającej dłoń ojca. Pomyślał o ostrzeżeniu Emily: Nie rób z tego problemu.
„Nie” – powiedział Robert.
W pokoju zapadła cisza.
Uśmiech Charlesa zniknął. „Nie można odmówić optykom”.
Robert pochylił się do przodu. „Mówię stanowcze nie wykorzystywaniu dzieci w marketingu”.
Członek zarządu odchrząknął. „Robert, inwestorzy…”
„Mogą znieść myśl, że ich prezes ma kręgosłup” – powiedział cicho Robert.
Po spotkaniu Robert nie zadzwonił do swojego rzecznika.
Zadzwonił do Evelyn. Potem do Emily.
Odsunęli program dalej od marki firmy – bardziej anonimowy, bardziej chroniony. Mniej o Morganie, więcej o tym, czym miał być: drabiną, która nie wymaga wdzięczności.
Potem Emily spojrzała na Roberta, jej wyraz twarzy był ostrożny, ale łagodniejszy niż zwykle.
„To” – powiedziała cicho – „było twoje pojawienie się”.
Robert westchnął drżąco. „Staram się”.
Emily skinęła głową. „Rozumiem.”
W październiku następnego roku szkoła podstawowa Harrison zorganizowała kolejną imprezę taneczną.
Tym razem baner nad siłownią nie głosił „Ojciec-Córka” wielkimi literami. Napis głosił: JESTEŚ TUTAJ. TO SIĘ LICZY.
Ponieważ Emily nalegała.
Sophie była o rok starsza, jej kucyk wciąż był lekko krzywy, bo sama go sobie robiła z zasady. Diego miał na sobie garnitur, który był jego własnością – wciąż nie wymyślny, ale czysty i dopasowany. Jego ramiona wyglądały na mniej zgarbione niż za pierwszym razem, jakby w końcu nabrał powietrza.
Robert stał przy stole z ponczem w prostej marynarce z podwiniętymi rękawami. Emily stała obok niego z notesem w dłoni, udając, że nie przygląda mu się zbyt uważnie.
Sophie i Diego wyszli na podłogę.
Sophie spojrzała na tatę i uśmiechnęła się szeroko. Diego roześmiał się, kręcąc głową, jakby nie mógł uwierzyć, że znów tu jest.
Zaczęli się kołysać – teraz mniej niezgrabnie, bardziej pewnie.
Sophie zerknęła w tamtą stronę i zauważyła, że Robert się jej przygląda. Dramatycznie pomachała.
Robert pomachał w odpowiedzi.
Usta Emily drgnęły.
„Stajesz się sentymentalny” – mruknęła.
„Za późno” – wyszeptał Robert, intensywnie mrugając.
Po ostatniej piosence, gdy rodziny wychodziły, a na sali zrobiło się ciszej, Emily odłożyła swoją podkładkę.
Stała obok Roberta i patrzyła na pustoszejącą podłogę.
„Wiesz” – powiedziała cicho – „kiedyś myślałam, że pragnę jednej idealnej nocy, której nie będziesz w stanie zepsuć”.
Robert poczuł ucisk w piersi. „Emily…”
Uniosła rękę. „Daj mi dokończyć”.
Tak, zrobił to.
„Chciałam” – powiedziała cicho – „dowodu. Dowodu, że potrafisz wybierać ludzi ponad kalendarzem”.
Robert przełknął ślinę. „Próbuję.”
Emily powoli skinęła głową, wpatrując się w podłogę.
Następnie zwróciła się do niego i w najbardziej typowym dla Emily stylu, w jaki potrafiła, przedstawiła to jako kłótnię.
„Jedna piosenka” – powiedziała.
Robert mrugnął. „Co?”
Emily wyciągnęła rękę.
„Jedna piosenka” – powtórzyła. „Nie dlatego, że na nią zasługujesz. Nie dlatego, że to cokolwiek naprawi. Bo… Mam dość udawania, że przeszłość to jedyna rzecz, która ma szansę istnieć”.
Robertowi ścisnęło się gardło. Jego dłoń drżała, gdy ujął jej dłoń.
Wyszli na parkiet – dwoje dorosłych na szkolnej sali gimnastycznej, pod papierowymi lampionami, poruszających się ostrożnie, niczym ludzie uczący się języka, którego nigdy się nie uczyli.
Emily nie oparła głowy o jego pierś. Nie rozpłynęła się. Pozostała sobą.
Ale ona też się nie odsunęła.


Yo Make również polubił
Rybiki srebrne: znalezienie ich wszędzie w domu może być oznaką tego niepokojącego problemu
Pitta ‘mpigliata – Tradycyjny kalabryjski świąteczny wypiek
Bułeczki sernikowe z jagodami
Pofalowane Paznokcie Mogą Odkrywać Tajemnice Twojego Zdrowia