Stanęłam twardo na swoim. To był mój ślub – mój i Dylana. Uśmiechnęła się sztywno i powiedziała: „Oczywiście, kochanie. Cokolwiek uznasz za najlepsze”. Ale jej oczy były lodowate. Patrząc, jak teraz przedziera się przez tłum, idealnie ubrana, idealnie opanowana, mój niepokój narastał.
„Czas wznosić toasty” – powiedziała Emma, pojawiając się obok mnie z kieliszkiem szampana. „Gotowa?”
Wziąłem go, trzymając kryształ chłodny w dłoni. „Gotowy jak nigdy dotąd”.
Kieliszki do szampana ustawiono na stole prezydialnym: jeden dla mnie, jeden dla Dylana, po jednym dla każdego członka orszaku weselnego i po jednym dla każdego rodzica wznoszącego toast. Odstawiłam kieliszek na swoje miejsce i poszłam poprawić makijaż w apartamencie dla nowożeńców. Julia poszła ze mną, paplając o tym, jak wszystko było idealne.
Kiedy wróciliśmy piętnaście minut później, DJ zapowiedział, że za chwilę rozpoczną się toasty. Goście zajmowali miejsca, a atmosfera zmieniała się w oczekiwaniu na przemówienia. Byłem w połowie sali balowej, śmiejąc się z czegoś, co powiedziała Julia, gdy ją zobaczyłem: Caroline. Stojącą przy stole. Samotną.
Stała tyłem do mnie, ale jej ręka zawisła nad kieliszkami do szampana. Zamarłem. Spojrzała w lewo, potem w prawo, upewniając się, że nikt nie patrzy. Potem jej ręka poruszyła się szybko, coś małego i białego wypadło z jej palców do jednego z kieliszków – mojego kieliszka.
Pigułka rozpuściła się niemal natychmiast. Caroline cofnęła rękę, wygładziła sukienkę i odeszła. Moje ciało ochłodło.
Julia wciąż mówiła. „…i widziałeś, jak twój tata płakał? To było takie słodkie.”
„Poczekaj” – przerwałem dziwnym i odległym głosem.
Powoli szedłem w kierunku stołu prezydialnego, gorączkowo myśląc. Czy naprawdę zobaczyłem to, co mi się wydawało? Tak. Bez dwóch zdań. Pytanie: co teraz zrobić?
Mogłem krzyczeć, robić awanturę, oskarżać ją przy wszystkich – ale co, jeśli się myliłem? Nie, wiedziałem. Dosypała mi czegoś do drinka.
Trzęsącymi się rękami podszedłem do stołu prezydialnego. Która szklanka była zatruta? Trzecia od lewej. Moja szklanka.
Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Trzydzieści sekund przed toastem. Wyciągnąłem drżącą rękę. Podniosłem kieliszek, przeszedłem na prawą stronę, gdzie Caroline miała wstać, by wznieść toast, wziąłem jej kieliszek i postawiłem go na miejscu mojego. Potem odstawiłem kieliszek z narkotykiem na miejsce jej kieliszka.
Serce waliło mi jak młotem. Co ja wyprawiałem? To było szaleństwo.
„Panie i panowie, proszę zająć miejsca” – ogłosił DJ. „Zaraz zaczną się toasty”.
Podskoczyłem, prawie rozlewając szampana. Julia złapała mnie za rękę. „Chodź. Usiądź.”
Pozwoliłam jej zaciągnąć mnie na miejsce przy stole prezydialnym. Dylan wślizgnął się obok mnie, uśmiechając się szeroko, a jego dłoń znalazła moją pod stołem. „Gotowa?” Nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Po prostu skinęłam głową.
Mój ojciec wstał pierwszy, drżącymi rękami rozkładając kartkę papieru. Wygłosił piękną mowę o tym, jak patrzę na swoje dorastanie, jaki jest z niego dumny i że Dylan powinien się mną zaopiekować albo mu odpowiedzieć. Wszyscy się śmiali. Próbowałem się uśmiechnąć, ale mój wzrok wciąż błądził po kieliszku szampana stojącym przed Caroline. Co ja zrobiłem?
Potem odezwała się moja matka, płacząc ze szczęścia, mówiąc o miłości, małżeństwie i partnerstwie. Ledwo słyszałam jej słowa. Potem wstał Thomas, żartując z kawalerskich czasów Dylana i udzielając rad małżeńskich, do których najwyraźniej nie miał kompetencji. Więcej śmiechu. Więcej brzęku kieliszków.
W końcu Caroline wstała. Była elegancka i opanowana, z kieliszkiem szampana w idealnie wypielęgnowanej dłoni. Jej uśmiech był pełen gracji, gdy rozglądała się po sali. „Dziękuję wam wszystkim za przybycie” – zaczęła płynnym, wyćwiczonym głosem. „Dziś świętujemy nie tylko ślub, ale połączenie dwóch rodzin”.
Miałem sucho w gardle. Nie mogłem przełknąć.
„Dylan zawsze był moją dumą i radością” – kontynuowała Caroline. „Mój pierworodny. Mój błyskotliwy, przystojny, odnoszący sukcesy chłopiec”. Spojrzała na Dylana z autentycznym uczuciem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy sobie tego wszystkiego nie wyobraziłem. Może go kochała. Może chciała, żeby był szczęśliwy. Ale potem jej wzrok przesunął się na mnie i znów to zobaczyłem: ten zimny, twardy błysk.
„Lori” – powiedziała, wymawiając moje imię. „Witamy w naszej rodzinie. Mam nadzieję, że będziesz bardzo… szczęśliwa”.
Pauza przed „szczęśliwym” była celowa i nacechowana emocjonalnie. Uniosła kieliszek. „Za pannę młodą i pana młodego!”
„Za pannę młodą i pana młodego!” – rozległo się w sali.
Drżącymi dłońmi uniosłem kieliszek. Dylan uśmiechnął się do wszystkich promiennie. Caroline uniosła szampana do ust i upiła łyk. Patrzyłem jak sparaliżowany, jak przełyka raz, drugi. Opuściła kieliszek z tym samym zadowolonym uśmiechem na twarzy. Nic się nie stało. Przez chwilę myślałem, że może się pomyliłem. Może to nie była trucizna, albo że to nie miało znaczenia, albo…
Wtedy Karolina zamrugała gwałtownie, jakby coś ją zaskoczyło.
Dylan wstał, wznosząc własny toast – coś o miłości od chwili, gdy się poznaliśmy, o budowaniu wspólnego życia, na zawsze. Nie mogłam skupić się na jego słowach. Obserwowałam jego matkę. Caroline odstawiła kieliszek. Jej dłoń powędrowała do czoła, lekko je naciskając. Lekko się zachwiała, łapiąc równowagę na oparciu krzesła.
Robert, jej mąż, dotknął jej łokcia. „Caroline?”
„Nic mi nie jest” – powiedziała, ale jej głos brzmiał dziwnie, grubo.
Dylan dokończył toast. Wszyscy pili. Zwilżyłem usta szampanem, ale go nie połknąłem, tylko pozwoliłem mu oblać usta, zanim odstawiłem kieliszek. Obserwowałem Caroline jak jastrząb. Wciąż stała, ale coś było zdecydowanie nie tak. Jej oczy były zamglone. Uśmiechała się, ale zbyt szeroko, zbyt swobodnie.
„Caroline, może powinnaś usiąść” – powiedział cicho Robert, prowadząc ją.
„Nie” – powiedziała głośno, odtrącając go. Kilku stojących w pobliżu odwróciło się, żeby spojrzeć. „Nie, czuję się wspaniale!”
Potem się roześmiała. Nie swoim kontrolowanym śmiechem damy z towarzystwa. Wysokim, dzikim, wręcz maniakalnym.
Dylan zmarszczył brwi. „Mamo?”
„Dylan!” odwróciła się do niego, potykając się i chwytając stołu, żeby się podeprzeć. „Mój piękny chłopcze, czy mówiłam ci kiedyś, jak bardzo jestem z ciebie dumna?”
„Właśnie to zrobiłaś, mamo. W toście.”
„Naprawdę?” Kolejny śmiech. „Cóż, jestem. Tak, tak dumny.”
Robiła się coraz głośniejsza. Coraz więcej ludzi się gapiło. Twarz Roberta poczerwieniała. „Caroline, wystarczy. Wyjdźmy na świeże powietrze.”
„Nie potrzebuję powietrza!” – oznajmiła Karolina. „Muszę zatańczyć!”
Zanim ktokolwiek zdążył ją zatrzymać, zrzuciła drogie szpilki i pobiegła – naprawdę pobiegła – na parkiet. DJ puścił wolną piosenkę. Caroline tańczyła jak w klubie nocnym, z rękami w górze, dziko kołysząc biodrami, kompletnie wytrącona z rytmu. W sali zapadła cisza, słychać było tylko jej śmiech.
„O mój Boże” – wyszeptał Dylan obok mnie. Nie mogłam się ruszyć. Mogłam tylko z przerażeniem patrzeć, jak moja teściowa, zawsze opanowana, schludna, z obsesją na punkcie pozorów, robiła z siebie absolutne widowisko.
«Wszyscy do tańca!» krzyknęła, kręcąc się w kółko, a jej włosy wyślizgiwały się z wsuwek.
Andrew pojawił się przy naszym stoliku blady. „Co się dzieje z mamą?”


Yo Make również polubił
To jest witamina, której brakuje Twojemu organizmowi, gdy bolą Cię nogi i kości.
Domowe sposoby na grzybicę paznokci
Smażone ciasto z mąki i wody: zawsze robię je u siebie w domu
„PROSZĘ NIE WSIADAĆ DO HELIKOPTERA!” Czarna dziewczyna krzyczy do miliardera — prawda ujawniona