Zatrzymał się przy drzwiach, na których nie było żadnej etykiety i jeszcze raz przeciągnął identyfikator.
„A tak na marginesie” – powiedział, otwierając – „chciałem się z tobą spotkać w bardziej neutralnym miejscu. Ale kiedy pułkownik salutuje duchowi publicznie, trzeba korzystać z okazji, które się nadarzają”.
Pomieszczenie za nim było małe i bez okien. Jeden stół, dwa krzesła, monitor wysoko w rogu. Żadnych widocznych kamer, co oznaczało, że były co najmniej dwie ukryte.
Mimo wszystko wszedłem do środka.
Zamknął drzwi, oparł się o nie i zaczął mi się przyglądać.
„Wiesz, kim jestem” – powiedziałem. „Wiesz wystarczająco dużo, żeby być niebezpiecznym, ale za mało, żeby pozostać niebezpiecznym na długo. Więc po co ten teatr? Czemu po prostu nie wyślesz maila do mojego pracodawcy i nie sprawdzisz, kto odpowie?”
„Bo nie chcę twojego pracodawcy” – powiedział. „Chcę ciebie”.
Słowa zawisły w powietrzu o chwilę za długo.
„Spokojnie” – dodał, widząc, jak moje ramiona się poruszają. „Nie w jakiś niepokojący sposób. W sposób profesjonalny. Jesteś dla mnie cennym źródłem, pani Briggs. A może inwestycją”.
„Nie szukam nikogo” – powiedziałem.
„Wszyscy są na rynku” – odpowiedział spokojnie. „To zależy tylko od tego, kto kupuje i co oferuje”.
Przeszedł obok mnie i zajął krzesło naprzeciwko drzwi, zostawiając mi to odwrócone plecami. Subtelny gest dominacji, taki, jakiego spróbowałby każdy w miarę kompetentny przesłuchujący.
Siedziałem i nie reagowałem. Byłem już w gorszych sytuacjach.
Splótł palce na stole.
„Wiem o tym” – powiedział. „Wyleciałeś z ROC w wieku dziewiętnastu lat. »Niezdolny do pracy pod presją«. Taką wersję wydarzeń usłyszała twoja rodzina. Taką wersję wydarzeń usłyszała większość systemu. Tyle że twoje akta nie kończyły się tam, gdzie kończyła się ich wersja wydarzeń. Po prostu… zniknęły w luce. Luki są interesujące dla ludzi takich jak ja”.
„Może sprzedawca wylał na nią kawę” – powiedziałem.
Zaśmiał się. „Może. A może zostałeś zrekrutowany do programu, który nie reklamuje się na kampusach uniwersyteckich. Programu, który szkoli bardzo specyficzne przypadki awarii w bardzo specyficznych rodzajach aktywów”.
Czekał, obserwując moją twarz, aż błyśnie. Nic mu nie powiedziałam.
„Nie potrzebuję twojego potwierdzenia” – powiedział. „Pułkownik już to dla mnie zrobił, w obecności kilkuset świadków. Potrzebuję tylko twojego partnerstwa”.
„Helix nie zajmuje się partnerstwami” – powiedziałem. „Oni wykorzystują dźwignię finansową. Oni stosują wymuszenia. Zajmują się oczyszczaniem dla ludzi, których nie stać na odciski palców”.
„Brzmisz jak rządowa notatka” – powiedział rozbawiony. „Wolimy myśleć o sobie jako o dywersyfikatorach ryzyka. Instytucje takie jak ta, dla której pracujesz, wkładają całe swoje jaja w tajemnicę. Jeden przeciek, jedno śledztwo i cały program legnie w gruzach. My…” – lekko stuknął się w pierś – „rozumiemy wartość struktur równoległych. Zabezpieczeń, które nie podlegają jednemu łańcuchowi dowodzenia”.
„Zabezpieczenia z teczkami do szantażu” – powiedziałem.
Skinął głową w stronę kąta pokoju, gdzie prawdopodobnie stała ukryta kamera. „Należysz do maszyny, która nigdy publicznie nie przyzna, że istniejesz. Ta maszyna pozwoli ci wziąć na siebie całą winę, jeśli coś pójdzie nie tak, a twoje zniszczenie nazwie „koniecznością operacyjną”. Wiesz o tym. Już raz to przeżyłeś”.
W mojej głowie pojawiły się obrazy sprzed pięciu lat. Sfałszowane dzienniki Vaughna. Trybunał, który o mało mnie nie pogrzebał. Słowo „skompromitowane” widniało tam, gdzie powinno być „porażka”.
„Oferujemy ci zabezpieczenie” – powiedział. „Przesyłaj nam regularnie tylko tyle informacji, ile potrzeba, a w zamian zbudujemy cichą siatkę bezpieczeństwa wokół ciebie i twoich bliskich. Mała polisa ubezpieczeniowa. Jeśli ktoś w twoim łańcuchu uzna, że jesteś zbyt kłopotliwy, upewnimy się, że pewne historie dotrą do konkretnych osób. Ludzi, którzy nie odpowiadają przed twoim przełożonym”.
„A tymczasem?” – zapytałem. „Siedzisz na wszystkim, co wiesz o mojej rodzinie, i masz nadzieję, że będę się bała na tyle, żeby cię karmić”.
„W międzyczasie” – powiedział uprzejmie – „wszyscy na tym korzystamy. Wy kontynuujecie działalność. My kontynuujemy dywersyfikację. Wszyscy śpimy lepiej w nocy”.
Spojrzałam na niego. Naprawdę spojrzałam. Na staranne kalkulacje w jego oczach. Na pewność siebie, która płynęła z wiary, że rozumie wszystko.
Myślał, że chodzi o strach.
Helix zawsze tak robił.
„A co jeśli powiem nie?” – zapytałem.
Rozłożył ręce. „Potem opublikujemy to, co mamy. Nagranie. Ślad komentarzy. Może kilka starannie zmontowanych odniesień do personelu. I zaczniemy sprawdzać, kto zapuka do drzwi rodziny Briggsów. To nie będziemy my. Nie jesteśmy głupi. Pozwolimy innym drapieżnikom się pobić, a potem zaoferujemy nasze usługi, gdy szkody już zostaną wyrządzone”.
Lekko pochylił się do przodu.
„Ale nie wyglądasz mi na osobę, która pozwala na to, jeśli tylko może temu zapobiec.”
Miał rację. Ale nie tak, jak myślał.
„Dobrze” – powiedziałem powoli. „Załóżmy, że jestem zainteresowany. Hipotetycznie. Jak to miałoby działać?”
Jego wzrok się wyostrzył. Zmiana była niewielka, ale powiedziała mi wszystko, co musiałem wiedzieć. Chciwość, nawet przebrana za pragmatyzm, zawsze pochylała się nieco za szybko.
„Zorganizowalibyśmy zrzut” – powiedział. „Nic dramatycznego. Żadnych martwych skrytek pod ławkami w parku. Tylko zaszyfrowane pakiety kierowane przez cywilne serwery proxy. Niska objętość. Wysoka wartość. Ty wybierasz dane wywiadowcze. Tylko tyle, żeby udowodnić ciągły dostęp, nie uruchamiając niczyich alarmów”.
„A co jeśli mój pracodawca zacznie coś podejrzewać?”
„W takim razie przyjdź do nas” – powiedział. „Pomożemy ci to naprawić. Albo przynajmniej pomożemy ci wylądować w miejscu bardziej miękkim niż zrobiłbyś to sam”.
Miękkie lądowania. Konstrukcje równoległe. Siatki bezpieczeństwa.
Cassidy, jeden z moich dawnych instruktorów, mawiał: „Najgroźniejsze zagrożenia nie niosą ze sobą noży. One niosą ze sobą poduszki. Sprawiają, że chcesz usiąść. Sprawiają, że zapominasz, jak samemu stać”.
Oparłem się na krześle i pozwoliłem, by mój wzrok powędrował w kąt pokoju, jakbym się zastanawiał.
„Jak długo jesteś w tym budynku?” zapytałem.
Zamrugał. „Czy to ma znaczenie?”
„To dla mnie ważne” – powiedziałem. „Chcę wiedzieć, jak daleko rozprzestrzeniła się pleśń, zanim zacznę ją czyścić”.
Zaśmiał się. „Naprawdę jesteś kimś. Rozumiem, dlaczego nie wpisali cię do rejestru”.
Sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki, poruszając się powoli, dając do zrozumienia, że nie sięga po broń. Wyjął małą, nieoznakowaną kartę magnetyczną i przesunął ją po stole.
„Pomyśl o tym” – powiedział. „Jeśli zdecydujesz, że chcesz czegoś więcej niż statusu zbędnych, zejdź na niższy poziom. Użyj go. Zadziała raz i tylko raz. Będę wiedział, kiedy z niego skorzystasz”.
Nie podniosłem go od razu. Pozostawienie go tam na kilka sekund dało mu złudzenie kontroli, a mnie szansę na zapamiętanie jego dokładnego kształtu, grubości i delikatnego zadrapania w rogu, gdzie uderzył w coś metalowego.
„Czy mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?” zapytałem.
„Oczywiście”. Teraz wyglądał na naprawdę hojnego.
„Jak wpadłeś na pomysł „Ghostline”?”
Przechylił głowę, lekko mrużąc oczy. „Nie zrobiliśmy tego” – powiedział. „Tak brzmiało nazwisko w pliku, który pozyskaliśmy jako pierwszy. Najwyraźniej ktoś w twoim warsztacie ma poczucie humoru”.
Więc ten przydomek zawędrował dalej, niż myślałem. Ciekawe.
Wziąłem kartę magnetyczną.
„Pomyślę o tym” – powiedziałem.
„Wiem, że tak zrobisz” – odpowiedział. Wstał i wygładził marynarkę. „W międzyczasie rozważymy naszą ofertę”.
Otworzył drzwi i tak oto przedstawienie dobiegło końca. Na zewnątrz korytarz huczał od fluorescencyjnej obojętności.
Odprowadził mnie z powrotem do korytarza publicznego, gdzie grupa wycieczkowa właśnie kończyła swoje okrążenie.
„Oto ona” – powiedział przewodnik z uśmiechem ulgi. „Nie chcieliśmy cię stracić”.
„Łatwo mnie zgubić” – powiedziałam lekko. „Wtapiam się w tło”.
Mój ojciec spoglądał to na mnie, to na mężczyznę w garniturze, a jego brwi wyrażały podejrzliwość.
„Wszystko w porządku?” zapytał.
„W porządku, panie Briggs” – powiedział gładko Czarny Garnitur. „Pańska córka ma głowę na karku. Trafne pytania”.
Wyciągnął rękę. Mój ojciec uścisnął ją, nie zdając sobie sprawy, że dotyka mężczyzny, który właśnie z uśmiechem zagroził naszej rodzinie.
„Ciesz się resztą imprezy” – dodał Czarny Garnitur. Rzucił mi ostatnie, znaczące spojrzenie, zanim wtopił się z powrotem w personel.
Tego wieczoru, po bankiecie, wymuszonych gratulacjach i drodze do domu, podczas której nikt nie wiedział, co powiedzieć, siedziałem sam na podłodze w swoim mieszkaniu przy zgaszonym świetle.
Karta-klucz leżała na stoliku kawowym, odbijając cienki promień światła latarni ulicznej.
Urządzenie Spectre, które leżało na moich kolanach, zawibrowało raz, potem drugi raz, a potem znieruchomiało.
Na małym ekranie widniał napis „Przychodzące”.
Nacisnąłem kciukiem panel boczny.
Pojawił się STATUS?
Wpisałem odpowiedź za pomocą małych, niewygodnych przycisków.
KONTAKT NAWIĄZANY. OFERTA OTRZYMANA. POZIOM ZAGROŻENIA: STRUKTURYZOWANY.
Krótka pauza.
RELACJA NA ŻYWO.
Wypuściłem powietrze i odwróciłem urządzenie, odsłaniając ukryty port. Z oparcia kanapy biegł cienki kabel, ukryty pod ładowarką do telefonu. Wcisnąłem go na miejsce i czekałem, aż otworzy się zaszyfrowany kanał.
Głos Vivian trzeszczał w małym głośniku, bardziej skompresowany niż na żywo, ale wciąż niemożliwy do pomylenia.
„Porozmawiaj ze mną, Ghostline.”
Powiedziałem jej. Nie wszystko – pominąłem dokładny rytm jego wypowiedzi, sposób, w jaki patrzył w oczy, gdy wspominał o mojej rodzinie. To były szczegóły, które zachowałem dla siebie, małe kotwice, których używałem, by pamiętać, z jakim człowiekiem mam do czynienia.
Ale dałem jej kości. Ofertę. Kartę dostępu. Ukrytą oś czasu.
„Jest pewny siebie” – dokończyłem. „Za bardzo. Myśli, że ma całą przewagę, bo wierzy, że nie zaryzykujesz ujawnienia Spectre, żeby go pokonać. Myli się w tej kwestii. Ale w jednej sprawie może mieć rację”.
„Który to jest?”
„To nie jedyny drapieżnik na wolności” – powiedziałem. „Jeśli Helix zacznie nadawać fragmenty mojej historii, ktoś inny może spróbować wykorzystać ten sygnał, zanim go uciszymy”.
Linia lekko zatrzeszczała, gdy Vivian się zastanawiała.
„Ile on wie konkretnie o twojej rodzinie?” – zapytała.
„Imiona i bliskość” – powiedziałem. „Wystarczająco, żeby znaleźć ich adresy, jeśli jeszcze tego nie zrobił. Wystarczająco, żeby zrozumieć, że to oni są moim punktem nacisku”.
„Możemy je przenieść” – powiedziała.
„Do czego?” – zapytałem. „Do bezpiecznego domu, którego nie rozumieją? Do nowego miasta, gdzie mój ojciec spędza każdy dzień, pytając, co zrobił źle, a moja matka co noc cofa się w czasie, szukając wskazówek?”
Cisza.
„Zakładasz, że przetrwają transformację” – dodałem. „Helix by to zauważył. Poszliby za nim. A wtedy mielibyśmy o wiele więcej cywilów złapanych w bardzo małą sieć”.
„Masz kontrpropozycję” – powiedziała Vivian. To nie było pytanie.
„Tak” – powiedziałem. „Dajemy Helixowi do zrozumienia, że rozważam ich ofertę. Pozwalamy im otworzyć drzwi i pokazać nam dokładnie, gdzie ich sieci biegną przez Lockridge. Mapujemy ich od środka”.
„A twoja rodzina?”
„Zostają tam, gdzie są” – powiedziałem. „Ale dyskretnie wzmacniamy ogrodzenie. Nie oczywista ochrona. Nic, co rozpoznaliby jako nienormalne. Tylko… szturchnięcia. Ciche sprawdzanie przeszłości każdego, kto nagle zainteresuje się ich życiem. Dodatkowe patrole przejeżdżają przez ich ulicę. Anonimowy cynk dla straży sąsiedzkiej o włamaniach do samochodów, żeby ludzie zaczęli zwracać większą uwagę na nieznane pojazdy”.
„Ludzki bufor bezpieczeństwa” – mruknęła.


Yo Make również polubił
Chleb z serem cheddar z czosnkiem i ziołami
PRZEPIS NA ŚWIEŻĄ LUMPIĘ
15 naturalnych produktów, które oczyszczają Twoje tętnice jak miotła i chronią serce przed zawałem
„To najlepszy ośrodek dla mamy” – powiedzieli mój syn i synowa, po czym podpisali dokumenty o umieszczenie mnie w domu opieki i polecieli z moimi pieniędzmi do Europy. Dopóki nie wysłałam wiadomości: „Przeniosłam spadek”, pospiesznie wrócili, a to, co zobaczyli, zmieniło wszystko.