Nie odwzajemnił śmiechu. Po prostu stał z założonymi rękami, patrząc na Liama, jakby próbował rozwiązać zagadkę. „Tylko mówię” – wzruszył ramionami, a ten głupi uśmieszek nie znikał mu z twarzy. „Te oczy, te włosy, ten mały dołeczek w brodzie. Daj spokój. Niemożliwe, żeby odziedziczył po mnie wszystkie dobre geny”.
Poczułem, jak moje policzki oblewają się rumieńcem, nie od dwuznacznego komplementu, ale od kryjącej się za nim mrożącej krew w żyłach sugestii. Zimny, powolny ogień rozprzestrzenił się po mojej szyi. „Więc mówisz serio?” – zapytałem ledwie szeptem. „Naprawdę chcesz testu na ojcostwo?”
Marcus podszedł bliżej łóżka i pochylił się, żeby lepiej przyjrzeć się Liamowi. „Żeby mieć pewność” – powiedział tonem tak swobodnym, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie. „Wiesz, objąć wszystko”.
Kątem oka zobaczyłem, jak moja matka wstaje z krzesła, z rękami ciasno skrzyżowanymi na piersi, z ustami zaciśniętymi w cienką, wąską linię. Nigdy do końca nie ufała Marcusowi i w tej chwili z przerażeniem uświadomiłem sobie, że ja też może nie ufałem.
Spojrzałam na mojego męża, mężczyznę, który trzymał mnie za rękę podczas każdej wizyty u lekarza, który cierpliwie pomalował pokój dziecięcy na delikatny, blady zielony kolor, który wczoraj powiedział mi, że nie może się doczekać, kiedy zostanie ojcem. A na jego miejscu zobaczyłam kogoś obcego – kogoś zimnego, obojętnego i głęboko podejrzliwego.
Radość chwili, święta, piękna mgiełka nowego macierzyństwa, zniknęła. Zastąpił ją brzydki, drażniący cień, który właśnie rzucił na nasze życie. Ta chwila powinna być piękna. Zamiast tego, był to początek koszmaru, którego nigdy bym się nie spodziewała.
Rozdział 2: Rozplątywanie
Po tym komentarzu Marcusa wszystko się zmieniło. Można by pomyśleć, że po porodzie świat skurczy się do pięknego, maleńkiego wszechświata nowego dziecka. Ale zamiast tego nie mogłam przestać o nim myśleć, o tym, co powiedział, a co ważniejsze, co miał na myśli.
Wypisano nas dwa dni później. Moja matka, spokojna, twarda jak skała kobieta, nalegała, żeby zostać z nami na jakiś czas. Wiedziałam, że to dlatego, że nie ufała Marcusowi sam na sam ze mną i po raz pierwszy byłam wdzięczna za jej cichą, opiekuńczą obecność.
Marcus natomiast zachowywał się, jakby nic się nie stało. Nie wspominał już o teście DNA. Zmieniał pieluchy. Robił sobie selfie z Liamem na Instagramie, publikując je z podpisami w stylu: „ Już mam swoje mini-ja!” . Próbowałem o tym zapomnieć. Próbowałem przekonać samego siebie, że to był tylko głupi, nieprzemyślany żart, rzucony w najgorszym możliwym momencie przez mężczyznę przytłoczonego rzeczywistością ojcostwa.
Ale cichy, niepokojący ból zagnieździł się głęboko w moich kościach. Nie chodziło tylko o komentarz; chodziło o sposób, w jaki czasami patrzył na Liama, z obojętną, analityczną ciekawością, jakby próbował coś zrozumieć. Przyłapałam go pewnej nocy, jak stał nad łóżeczkiem, po prostu się wpatrując. Miał zmarszczone brwi, zmrużone oczy, szukając czegoś, czego nie mógł znaleźć. Kiedy zauważył, że na niego patrzę, drgnął i zbył to śmiechem. „Zastanawiam się tylko, kiedy zacznie wyglądać jak ja” – powiedział. Uśmiechnęłam się, ale coś w jego tonie sprawiło, że poczułam mrowienie na skórze.
Potem zaczęły się dziać drobne rzeczy. Rzeczy, które mogłabym zignorować, gdybym nie była już w stanie najwyższej gotowości. Pielęgniarka ze szpitala zadzwoniła pewnego popołudnia na „rutynową wizytę kontrolną”. Jej głos był uprzejmy, ale słychać było dziwne wahanie, gdy poprosiła o numer identyfikacyjny Liama ze szpitala. Podałam jej go, a ona zawahała się na chwilę, zanim powiedziała, że wszystko jest w porządku. Później tej nocy, porządkując papiery szpitalne Liama, zauważyłam coś dziwnego. Opaska, którą założyli mu przy urodzeniu – numer identyfikacyjny na niej różnił się od mojego o jedną cyfrę. Literówka, może. Ale kiedy raz zaczniesz wątpić, nie możesz przestać. Spędziłam godziny tamtej nocy googlując „błędy w identyfikatorach noworodków”, wpadając w króliczą norę, której nigdy nie chciałam znaleźć.
W końcu pokazałam Marcusowi niedopasowane bransoletki. Tylko się roześmiał. „Sophie, mówisz serio? To ty byłaś na mnie zła za samo zasugerowanie, że coś jest nie tak, a teraz zachowujesz się, jakby dziecko mogło nie być nasze”. Pocałował mnie w czoło. „Jesteś zmęczona. Dopiero co urodziłaś dziecko. Hormony szaleją. Nie pozwól, żeby to weszło ci do głowy”.
Odszedł, zostawiając mnie z garścią dokumentów medycznych i głową pełną wątpliwości tak głębokich, że aż mnie dusiły. Może miał rację. Ale skoro wszystko było w porządku, dlaczego nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś jest strasznie nie tak?
Zaczęłam obsesyjnie sprawdzać różne rzeczy. Akt urodzenia, stare wyniki USG, zdjęcia z naszego ślubu. Stałam się kimś, kogo nie znałam – matką z noworodkiem na jednej ręce i historią przeglądarki pełną najgorszych scenariuszy na drugiej. Nie chciałam wierzyć, że Marcus mówi poważnie o badaniu. Ale teraz, w głębi duszy, nie byłam już taka pewna, czy nie miał racji, pytając. I to mnie przerażało.
Kilka dni później znów o tym wspomniał. Zdawkowo, przy kawie, jakby wspominał o wizycie u dentysty. „Znalazłem więc prywatną klinikę, która wykonuje testy DNA tego samego dnia” – powiedział, upijając łyk z kubka. „Dyskretna. Niezawodna”.
Mrugnęłam do niego. „Nadal nad tym pracujesz?”
Spojrzał w górę, jego oczy były zbyt spokojne, zbyt opanowane. „Myślę, że to da nam obojgu trochę spokoju”.
Jedno i drugie? Spojrzałam na Liama, który skulony był na mojej piersi, a jego drobne usta drgały jak we śnie. Ale ja też miałam wątpliwości, prawda? Zły numer identyfikacyjny, dziwny ton pielęgniarki, sposób, w jaki Marcus wpatrywał się w niego w ciemności.
„Myślałam, że żartujesz” – wyszeptałam.
On tylko wzruszył ramionami. Tej nocy nie spałem. Obserwowałem go kątem oka i z przerażającą pewnością uświadomiłem sobie, że tak naprawdę wcale go nie znałem. A może nigdy go nie znałem.
Rozdział 3: Duch w dokumentach
Zgodziłam się na test DNA. Nie dlatego, że myślałam, że Liam nie jest jego, ale dlatego, że potrzebowałam dowodu. Nie tożsamości Liama, ale Marcusa. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos. Po prostu skinęłam głową i powiedziałam: „Dobrze”. W chwili, gdy to zrobiłam, odetchnął głęboko, powoli, z ulgą. I wtedy zrozumiałam, że nie boi się tego, co możemy odkryć; boi się, że przestanę zadawać pytania.


Yo Make również polubił
Mój syn powiedział, że nie spodziewa się mnie na święta, więc anulowałam ratę kredytu hipotecznego
Gdzie wyrzucać stłuczone szkło? Częsty błąd przy recyklingu
Kiedy weszłam na salę sądową, moja mama przewróciła oczami z obrzydzeniem, a tata spuścił wzrok. Nagle sędzia zamarła, pochylił się do przodu i wyszeptała: „Czekaj… Czy to naprawdę ona?”. Cała sala ucichła. NIE MIALI POJĘCIA, KIM JESTEM, DOPÓKI…
Moja siostra śmiała się przy kolacji: „Poznaj mojego narzeczonego, to strażnik. Prawdziwy bohater”. Wyśmiała mój mundur: „Jesteś tylko sekretarką. Przestań udawać”. Ale strażnik zobaczył naszywkę „Special Force” na mojej piersi i zamarł. Stanął na baczność i ryknął: „Maya… Dość. Wiesz, że…