Stół konferencyjny. Moja sprawa. Czterdzieści trzy lata mojego życia. Długopis mediatora przestał się poruszać, a ja po raz pierwszy od sześciu miesięcy patrzyłem, jak uśmiech mojego brata znika.
Ten poranek zaczął się jak każdy inny dzień w sądzie. Uczestniczyłem w mediacji od trzech tygodni, słuchając, jak mój młodszy brat, Marcus, tłumaczy, dlaczego zasłużył na połowę Morrison Custom Carpentry – firmy, którą zbudowałem od zera, gdy on robił trzeci stopień w Vancouver. Mediatorka, Diane Chen, wydawała się życzliwie nastawiona do jego sprawy. Zbyt życzliwie. Później dowiedziałem się dlaczego, ale wybiegam myślami w przyszłość.
Pozwólcie, że zabiorę was z powrotem do miejsca, gdzie to się naprawdę zaczęło. Niecałe sześć miesięcy temu, kiedy Marcus wniósł pozew. Niecałe trzy lata temu, kiedy zmarł nasz ojciec. Zaczęło się to czterdzieści trzy lata temu, w 1982 roku, kiedy miałem dwadzieścia jeden lat i byłem wystarczająco młody, by wierzyć, że ciężka praca i lojalność wobec rodziny coś znaczą. Właśnie skończyłem praktykę stolarską w Calgary. Tata pracował w rafinerii ropy naftowej. Mama była sekretarką szkolną. Nie byliśmy biedni, ale też nie czuliśmy się komfortowo.
Marcus miał czternaście lat i już wtedy wykazywał oznaki tego, co moja matka nazywała uzdolnieniem akademickim, a co ja prywatnie nazywałam alergią na pracę fizyczną. Pewnego wieczoru po kolacji tata wziął mnie na bok.
„David, twój brat ma przed sobą długą drogę. Uniwersytet? Może studia podyplomowe. Mądry dzieciak. Wiesz, że nie stać nas, żeby wysłać was obu na studia.”
Skinąłem głową. I tak nigdy nie przepadałem za szkołą. „Wiem, tato”.
„Masz dobre ręce. Masz talent do drewna. Czemu nie założysz czegoś własnego? Mam osiem tysięcy zaoszczędzonych dolarów. To twoje, jeśli chcesz coś zbudować”.
Osiem tysięcy dolarów. W 1982 roku to wystarczyło na zakup narzędzi, wynajęcie małego warsztatu i przeżycie około sześciu miesięcy, jeśli będę ostrożny. Przyjąłem to. Nazwałem firmę Morrison Custom Carpentry i przez pierwsze pięć lat pracowałem siedemdziesiąt godzin tygodniowo – szafki kuchenne, renowacja mebli, zabudowy na wymiar w nowych inwestycjach, które powstawały w Calgary podczas boomu naftowego. Kiedy Marcus skończył liceum, zatrudniałem już trzy osoby. Kiedy on skończył studia na UBC, miałem dwunastu pracowników i właśnie podpisałem pierwszy kontrakt komercyjny. Kiedy on uzyskał doktorat z ekonomii, zbudowałem czołową firmę remontowo-stolarską w Calgary, zatrudniającą czterdziestu dwóch pracowników i generującą roczne przychody w wysokości 4,8 miliona dolarów.
Marcus został profesorem ekonomii. Jak na ironię, wykładał na UBC przez piętnaście lat, a następnie na Uniwersytecie Alberty w Edmonton. Opublikował prace na temat efektywności rynku i alokacji zasobów. Ani razu nie zapytał o firmę, nigdy nie odwiedził warsztatu, nigdy nie okazał zainteresowania tym, co stworzyłem. Tata był dumny z nas obu, ale na swój sposób. „Mój syn profesor i mój syn przedsiębiorca” – mawiał podczas rodzinnych obiadów. Ale ja coś zauważyłem. Kiedy Marcus przyjeżdżał do domu na święta, oczy taty rozświetlały się w sposób, w jaki nigdy wcześniej nie rozświetlały się w moim przypadku. Kiedy Marcus opublikował kolejny artykuł, tata trzymał kopię na biurku. Kiedy zdobyłem nagrodę Calgary Small Business Excellence Award w 2008 roku, tata powiedział: „Wspaniale, synu” i wrócił do czytania najnowszego artykułu Marcusa.
Nie narzekam. Zrozumiałem. Marcus był przykładem sukcesu. Ja byłem po prostu facetem, który pracował rękami.
U mamy zdiagnozowano chorobę Alzheimera w 2019 roku. Tata opiekował się nią przez trzy lata, zanim w marcu 2022 roku jego serce odmówiło posłuszeństwa. Marcus przyleciał z Edmonton na pogrzeb, został na cztery dni i wrócił. Przeniosłem mamę do ośrodka opieki nad osobami z zaburzeniami pamięci, odwiedzałem ją trzy razy w tygodniu i płaciłem 6200 dolarów miesięcznie, ponieważ jej potrzeby opiekuńcze przekraczały możliwości systemu publicznego. Marcus dokładał 500 dolarów miesięcznie. „Pensja profesora” – mawiał. „Nie tak jak ty, właścicielu wielkiej, odnoszącej sukcesy firmy”.
Sześć miesięcy po pogrzebie taty Marcus do mnie zadzwonił.
„Musimy porozmawiać o interesach, Davidzie.”


Yo Make również polubił
Pies przewrócił talerz — a to, co wydarzyło się później, zmieniło moją rodzinę na zawsze
Lubię nazywać to danie „lekiem na świąteczne zachcianki”, ponieważ jest to najczęściej zamawiane danie w okresie świątecznym!
Miejsce w pierwszej klasie czarnoskórego chłopca zostało skradzione przez białego pasażera — „Czarni nie mają pieniędzy, żeby tu siedzieć. Idźcie na tył”. Zakończenie sprawiło, że pasażer tego pożałował…
15 produktów spożywczych, które należy jeść, jeśli masz grypę