Biedna pielęgniarka oddała swoją jedyną lalkę chorej dziewczynce, nie wiedząc, że dziewczyna jest córką samotnego ojca, dyrektora generalnego…
Na oddziale pediatrycznym szpitala św. Katarzyny panowała cisza wczesnym wieczorem. Ten czas zawieszenia między kolacją a snem, kiedy energia dnia osłabła, a sen jeszcze nie zabrał małych pacjentów.
Clare Morrison poruszała się korytarzem z wyćwiczoną sprawnością. Jej jasnoniebieski fartuch szeleścił cicho, gdy sprawdzała karty pacjentów i poprawiała wenflony. W wieku 28 lat Clare była pielęgniarką od 5 lat i kochała swoją pracę z oddaniem, które czasami martwiło jej przyjaciółki. Mówiły jej, że poświęca się za dużo, troszczy się za bardzo, zabiera smutek ze sobą do domu na noc.
Ale Clare nie mogła się powstrzymać. Te dzieci, walczące z problemami, z którymi żadne dziecko nie powinno się mierzyć, zasługiwały na kogoś, kto widział w nich coś więcej niż tylko numery przypadków czy schorzenia.
Zatrzymała się przy stanowisku pielęgniarskim, żeby zaktualizować kartę pacjenta, zakładając za ucho kosmyk blond włosów, który wymknął się z kucyka. Szpitalne oświetlenie jarzeniowe było ostre, ale ktoś złagodził atmosferę na oddziale ciepłymi lampami i wesołymi dekoracjami – w ten sposób starając się nadać szpitalnej przestrzeni bardziej domowy charakter.
„Klara.”
Jedna z pielęgniarek, Jessica, podniosła wzrok znad papierów. „Pokój 304 znowu cię prosi. Mała Emma. Nie da sobie rady z nikim innym”.
Clare skinęła głową bez zdziwienia. Emma Witmore została przyjęta do szpitala 3 dni temu z ciężkim zapaleniem płuc, które wymagało hospitalizacji. Siedmiolatka zmagała się zarówno z chorobą, jak i z nieobecnością w domu w okresie, który powinien być radosnym okresem świątecznym.
„Sprawdzę, co u niej” – powiedziała Clare, odkładając swoją kartę.
Pokój 304 znajdował się na końcu korytarza, był to prywatny pokój, co sugerowało, że rodzina Witmore miała środki. Clare nauczyła się nie oceniać pacjentów na podstawie ich pokoi; bogactwo nie chroniło dzieci przed chorobą, nie zmniejszało realności strachu, nie gwarantowało oddanych rodziców przy łóżku chorego.
Zapukała delikatnie, zanim weszła.
„Emma, tu Clare. Mogę wejść?”
„Tak” – usłyszałem cichy, zmęczony głos.
Clare otworzyła drzwi i zobaczyła Emmę leżącą na szpitalnym łóżku. Jej kasztanowe włosy rozsypały się na poduszce, twarz była blada, z wyjątkiem rumieńców na policzkach od gorączki. Miała na sobie różową piżamę w kwiaty, która wyglądała na drogą, ale była pognieciona, a jej piwne oczy były zaczerwienione od płaczu.
Pokój był udekorowany znakami obecności dziecka. Na parapecie stały kartki z życzeniami powrotu do zdrowia. Na krześle leżały pluszaki. Na stoliku nocnym stały kolorowanki. Mimo to, mimo wszystko, czułem się samotny.
„Jak się czujesz, kochanie?” – zapytała Clare, podchodząc do łóżka Emmy i delikatnie kładąc jej dłoń na czole. Nadal ciepłe, ale nie niebezpiecznie.
„Boli mnie w piersi” – powiedziała cicho Emma. „I nie mogę przestać kaszleć. I tęsknię za domem” – jej głos się załamał. „Chcę do taty, ale musiał iść na spotkanie”.
Clare poczuła znajomy ból w piersi. „Wiem, kochanie. Wiem, że to trudne. Twój tatuś wróci najszybciej, jak będzie mógł. Dzwonił wcześniej, żeby sprawdzić, co u ciebie, pamiętasz?”
Emma skinęła głową, ale łzy popłynęły jej po policzkach. „Wiem, że jest zajęty. Prowadzi dużą firmę. Ludzie go potrzebują, ale ja też go potrzebuję”.
Clare ostrożnie usiadła na brzegu łóżka, pamiętając o kroplówce, i objęła Emmę w czułym uścisku. Dziecko przytuliło się do niej, a Clare poczuła, jak jej drobne ciało drży od szlochu, który prawdopodobnie powstrzymywała przez cały dzień.
„Płacz to nic złego” – mruknęła Clare. „To nic złego, że chcesz taty. Odwaga nie oznacza, że nigdy się nie boisz ani nie smucisz. Po prostu nie poddaje się, nawet gdy jest ciężko”.
Siedziały tak przez kilka minut, Emma cicho płakała, opierając się o ramię Clare, a Clare głaskała ją po plecach i wydawała uspokajające dźwięki.
W końcu łzy przestały płynąć, Emma odsunęła się i otarła oczy.
„Przepraszam” – powiedziała Emma. „Zachowuję się jak dziecko”.
„Nie zachowujesz się jak dziecko. Zachowuje się jak człowiek. To różnica.”
Clare sięgnęła po chusteczkę i pomogła Emmie wytrzeć twarz. „Wiesz, co myślę? Myślę, że jesteś jednym z najodważniejszych dzieci, jakie kiedykolwiek spotkałam. Spędziłaś w tym szpitalu 3 dni, kłując się igłami i biorąc leki o okropnym smaku. A byłaś taka silna”.
“Naprawdę?”
“Naprawdę?”
Claire się uśmiechnęła. „I zdradzę ci sekret. Nawet dorośli czasami się boją. Nawet pielęgniarki, które robią to codziennie. Strach jest normalny. Ważne jest, co zrobisz z tym strachem”.
Emma zastanowiła się nad tym, po czym rozejrzała się po pokoju z zagubionym wyrazem twarzy. „Chciałabym mieć coś do trzymania, coś, co przypominałoby dom. Mój pluszowy króliczek jest tam” – wskazała na białego pluszowego królika siedzącego na krześle. „Drogi i nieskazitelny. Jest za elegancki. Tata kupił go w eleganckim sklepie. Boję się, że go pobrudzę”.
Serce Claire się ścisnęło. Spojrzała na tego drogiego królika. Kupionego z miłością, ale jakoś nietrafionego.
I pomyślała o zniszczonej turkusowej lalce, która siedziała w jej szafce na dole. Jej lalce, jedynej, jaką miała.
Clare kupiła tę lalkę w sklepie z używanymi rzeczami sześć miesięcy temu, zauroczona jej pogodną buzią i miękkim ciałkiem. Nie była droga, po prostu prosta szmaciana lalka z turkusowym ciałkiem, różowymi, pasiastymi nogami i słodkim uśmiechem.
Ale Clare od razu go pokochała. Trzymała go w swojej szafce – coś, co wywoływało uśmiech na twarzach podczas ciężkich zmian, drobny symbol radości i fantazji w miejscu pracy, w którym często wiązało się z cierpieniem.
Powtarzała sobie, że je zachowuje. Po co? Nie była pewna. Może kiedyś dla siostrzenicy albo siostrzeńca. Może po prostu po to, żeby zachować je jako swój mały skarb.
Ale patrząc na smutną, samotną twarz Emmy, Clare wiedziała dokładnie, co musi zrobić.
„Poczekaj tu” – powiedziała Clare, wstając. „Zaraz wracam”.
Pobiegła do szatni dla personelu, z sercem bijącym jej jak szalone, jakby mogła zmienić zdanie, gdyby zwolniła. Otworzyła szafkę i wyciągnęła turkusową lalkę, przytrzymując ją przez chwilę.
Przywiązanie do pluszowej zabawki w jej wieku wydawało się głupie, ale ona była przywiązana, a oddanie jej komuś innemu było dla niej czymś znaczącym.
Potem pomyślała o Emmie, samotnej i przestraszonej, pragnącej się czegoś przytulić.
I decyzja stała się łatwa.
Clare wróciła do pokoju 304 i zastała Emmę dokładnie tam, gdzie ją zostawiła: małą i bladą na tle białych szpitalnych prześcieradeł.
„Przyniosłam ci coś” – powiedziała Clare, podchodząc do łóżka. „To moja lalka. Ma na imię Hope. A przynajmniej tak ją nazwałam. Dotrzymuje mi towarzystwa podczas moich dyżurów, ale chyba wolałaby być z tobą”.
Wyciągnęła lalkę, a oczy Emmy rozszerzyły się.
„Ona jest twoja?” zapytała Emma, niepewnie wyciągając rękę, by dotknąć miękkiej turkusowej tkaniny.
„Była moja. Teraz jest twoja, jeśli jej chcesz.”
„Ale?” Emma wyglądała na rozdartą między pożądaniem a sumieniem. „Ale ona jest twoją jedyną lalką. Widzę to. I kochasz ją.”
Clare uśmiechnęła się, wzruszona troską Emmy, mimo własnego cierpienia. „Kocham ją. Dlatego chcę, żebyś ją miała. Kiedy dajesz coś, co kochasz, komuś innemu, znaczy to więcej. To nie tylko lalka. To obietnica, że nie jesteś sama, że ktoś się o ciebie troszczy”.
Emma ostrożnie wzięła lalkę, tuląc ją do piersi. Turkusowe ciało radośnie kontrastowało z jej różową piżamą i Emma natychmiast się rozluźniła, jakby ciężar lalki ją uziemiał.
„Jest idealna” – wyszeptała Emma. „Jest miękka i przyjazna, i ładnie pachnie”.
Znów spojrzała na Clare ze łzami w oczach, ale tym razem łzami szczęścia.
„Dziękuję. Będę się nią naprawdę dobrze opiekować. Obiecuję.”
„Wiem, że tak zrobisz.”
Clare poprawiła koce Emmy. „No cóż, Hope jest świetna w pomaganiu ludziom poczuć się lepiej. Dotrzyma ci towarzystwa dziś wieczorem i pomoże ci być dzielną, kiedy poczujesz strach. Dobrze.”
“Dobra.”
Emma mocniej przytuliła lalkę. „Clare, zostaniesz ze mną, aż zasnę?”
“Oczywiście.”
Clare usiadła na krześle obok łóżka Emmy. Przyciemniła ostre światło sufitowe, pozostawiając jedynie ciepły blask lampki nocnej.
Zaczęła opowiadać Emmie historię, którą wymyśliła na poczekaniu, o odważnej księżniczce i magicznej lalce w królestwie, w którym dobroć była największą magią ze wszystkich.
Oczy Emmy zrobiły się ciężkie, jej oddech głębszy i w końcu odpłynęła w sen, mocno trzymając w ramionach turkusową lalkę.
Clare siedziała tam jeszcze kilka minut, obserwując i upewniając się, że Emma naprawdę odpoczywa. Potem wstała cicho i wymknęła się z pokoju.
Nie zauważyła mężczyzny stojącego w korytarzu, częściowo zasłoniętego cieniem przy ścianie. Nie widziała, jak patrzy przez okno. Jego ciemny garnitur i opanowany wyraz twarzy maskowały to, co czuł.
Po prostu wróciła do swoich obowiązków, myśląc już o pozostałych pacjentach i zadaniach, które pozostały jej do końca zmiany.
Mężczyzna na korytarzu stał nieruchomo przez dłuższą chwilę po wyjściu Clare. Potem powoli, cicho podszedł do pokoju 304 i zajrzał przez okno do swojej córki, która po raz pierwszy od kilku dni spokojnie spała, trzymając w rękach turkusową lalkę, której nigdy wcześniej nie widział.
Adrien Witmore, prezes Whitmore Industries, nie był człowiekiem łatwo ulegającym emocjom. Zbudował swoją firmę dzięki dyscyplinie i strategii, przetrwał śmierć żony dwa lata temu, dzieląc żałobę i skupiając się na samotnym wychowywaniu Emmy. Miał kontrolę, zawsze miał kontrolę.
Ale patrząc na swoją córkę śpiącą z wyrazem spokoju na twarzy, trzymającą prostą lalkę, którą dała jej pielęgniarka, Adrien poczuł, że coś pęka w jego starannie utrzymywanym opanowaniu.
Cały dzień był na spotkaniach jeden po drugim, ważnych spotkaniach dotyczących fuzji, która mogła zaważyć na przyszłości jego firmy. Dzwonił do szpitala co dwie godziny, żeby sprawdzić, co u Emmy. Obiecał wrócić tak szybko, jak to możliwe.
Ale pojawiły się opóźnienia, komplikacje i jeszcze jedna rzecz, która wymagała jego uwagi.
Podczas gdy on radził sobie z kryzysami w pracy, jego córka była tutaj, przestraszona i samotna, potrzebująca pocieszenia, którego on nie mógł jej zapewnić.
Ale był tam ktoś jeszcze – pielęgniarka, której identyfikator można było odczytać z okna.
Clare Morrison.
Adrienne widziała tę interakcję przez szybę. Dotarł do szpitala akurat wtedy, gdy Clare wchodziła do pokoju Emmy, i coś kazało mu się zatrzymać, zamiast od razu wejść. Może chciał zobaczyć, jak Emma zachowuje się w towarzystwie personelu. Może po prostu zbierał się w sobie po wyczerpującym dniu. Cokolwiek było powodem, obserwował Clare z córką.
Widział delikatność jej dotyku. Sposób, w jaki trzymała Emmę, gdy płakała, autentyczną troskę w jej wyrazie twarzy, a potem zobaczył, jak odchodzi i wraca z czymś.
Ta lalka była dla Emmy niczym koło ratunkowe.
Adrienne cicho weszła do pokoju. Emma się nie poruszyła. Stał przy jej łóżku, patrząc na śpiącą córkę.
I po raz pierwszy od kilku godzin, a może i dni, pozwolił sobie naprawdę odczuć ciężar wszystkiego, co niósł.
Był dobrym ojcem. Wiedział, że kocha Emmę ponad wszystko na świecie.
Ale był też prezesem firmy, odpowiedzialnym za setki pracowników i tysiące akcjonariuszy. Utrzymanie równowagi było niemożliwie trudne. A ostatnio ponosił porażki częściej, niż chciał przyznać.
Jego żona Caroline była dla niej buforem. Zarządzała ich domem i wspierała Emmę w sytuacjach, na które nie pozwalał jej harmonogram.
Kiedy Adrienne nagle zmarła z powodu tętniaka mózgu, musiał zmierzyć się z rolą dwojga rodziców w jednym ciele i boleśnie zdawał sobie sprawę, jak często mu się to nie udawało.
Wyciągnął rękę i delikatnie dotknął włosów Emmy, tak jak widział, że robiła to pielęgniarka. Emma mruknęła coś przez sen i mocniej przytuliła turkusową lalkę.
Adrien opuścił pokój i zaczął szukać odpowiedzi.
Znalazł Jessicę na stanowisku pielęgniarskim.
„Przepraszam” – powiedział, a w jego głosie słychać było władczy ton kogoś przyzwyczajonego do bycia słyszanym. „Jestem Adrien Witmore, ojciec Emmy z pokoju 304. Chciałbym rozmawiać z pielęgniarką Morrison”.
Jessica podniosła wzrok, lekko zaskoczona. „Och, panie Whitmore, oczywiście. Clare właśnie kończy obchód. Pozwól, że ją wezwę”.
Kilka minut później pojawiła się Clare, wyglądająca na zmęczoną, ale czujną. Jej oczy lekko się rozszerzyły, gdy zobaczyła Adriena, wysokiego, imponującego w ciemnym garniturze, o intensywnym spojrzeniu i poważnym wyrazie twarzy.
„Panie Whitmore” – powiedziała Clare, natychmiast profesjonalnie. „Czy Emma jest cała? Obudziła się? Właśnie ją sprawdzałam”.
„Nic jej nie jest” – przerwała Adrienne. „Śpi spokojnie. Chciałem…”. Urwał, jakby szukał słów.
Clare zauważyła, że pomimo swojej dominującej postawy, wyglądał na wyczerpanego i zmartwionego.
„Chciałem zapytać o lalkę. Moja córka trzyma lalkę, której nigdy wcześniej nie widziałem. Rozumiem, że jej ją dałeś.”
Clare poczuła ukłucie niepokoju. Czy przesadziła? Czy powinna była najpierw poprosić o pozwolenie?
„Przepraszam, że powinnam była najpierw się z tobą skontaktować” – powiedziała szybko. „Emma była zdenerwowana i wspomniała, że chciałaby coś do trzymania, coś bardziej osobistego niż pluszaki, które miała. Miałam lalkę w swojej szafce i pomyślałam, że mogłaby ją pocieszyć. Nie chciałam przekraczać żadnych granic”.
Adrienne przyglądała się jej przez dłuższą chwilę.
„Ile kosztowała ta lalka?”
Pytanie zaskoczyło Clare. „Koszt? Ja… Kupiłam w sklepie z używanymi rzeczami. Może 5 dolarów. Nie pamiętam dokładnie. Ale to nie jest…”
„I właśnie dałeś to mojej córce.”
“Tak.”
Clare wyprostowała się, czując się w defensywie. Potrzebowała tego bardziej niż ja.
„Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego dałeś jej swoje rzeczy osobiste? Dlaczego po prostu jej nie pocieszyłeś i nie przeszedłeś do następnego pacjenta? Dlaczego wykraczasz poza swoje obowiązki?”
Clare poczuła iskrę frustracji. Czy on krytykował ją za to, że za bardzo się przejmuje?
„Bo tak się robi, gdy ktoś cierpi. Pomogłeś mu. Emma była przestraszona i samotna, a ja miałem coś, co mogło poprawić jej humor. To nie była skomplikowana decyzja. Panie Whitmore, po prostu tak należało postąpić”.
Wyraz twarzy Adrienne’a się nie zmienił, ale w jego oczach coś błysnęło.
„Większość ludzi by tego wtedy nie zrobiła”.
„Większość ludzi się myli” – powiedziała po prostu Clare.
„Słuchaj, rozumiem, że prawdopodobnie martwisz się, że za bardzo się poufałam z twoją córką i przekraczam granice zawodowe. Ale jestem dobrą pielęgniarką i naprawdę zależy mi na moich pacjentach. Emma to cudowna mała dziewczynka, która była bardzo dzielna i potrzebowała czegoś miękkiego, czego mogłaby się trzymać. To wszystko.”
„Nie krytykuję cię” – powiedział Adrienne, a jego ton nieco złagodniał. „Próbuję cię zrozumieć. Spędziłem dzień na spotkaniach z ludźmi, którzy nie daliby nic za 5 dolarów bez oczekiwania czegoś w zamian. A ty dałeś mojej córce coś, na czym ci zależało, tylko dlatego, że tego potrzebowała”.
Zatrzymał się na chwilę, po czym dodał: „Pocieszyłeś ją również w sposób, w jaki ja ostatnio nie potrafiłem. Widziałem cię przez okno, zanim wszedłem. Widziałem, jak się przy tobie odprężyła, jak ci zaufała. Powinienem być wdzięczny i jestem. Ale jestem też” – z trudem dobierał słowa – „pokorny wobec twojej dobroci i zawstydzony, że obcy musiał ją pocieszać. Że powinienem tu być i pocieszać”.
Frustracja Clare przerodziła się we współczucie.
„Panie Whitmore, nie może pan być wszędzie naraz. Emma wie, że ją pan kocha. Ciągle o panu mówi, ale pan też jest człowiekiem i ma pan obowiązki, które czasem kolidują. Ważne, że Emma ma ludzi, którzy się o nią troszczą, w tym pana. Zwłaszcza pana.”
„To wszystko, co mi zostało” – powiedziała cicho Adrienne.
A ostrożna opanowanie ustąpiło na tyle, że Clare dostrzegła pod płaszczykiem dyrektora generalnego pogrążonego w żałobie wdowca.
„Kiedy moja żona zmarła, Emma i ja mieliśmy tylko siebie. Starałem się być dla niej wystarczający, ale są dni, kiedy wiem, że zawodzę”.
„Nie zawodzisz” – powiedziała stanowczo Clare. „Jesteś tu teraz. Dzwoniłeś dziś kilka razy, żeby ją sprawdzić. Widać, że bardzo ją kochasz. Emma nie potrzebuje perfekcji, panie Whitmore. Ona po prostu potrzebuje, żebyś ciągle próbował”.
Adrienne spojrzała na nią z wyrazem, którego Clare nie potrafiła do końca odczytać. Zaskoczenie. Wdzięczność. Coś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować.
„Dziękuję, Siostro Morrison, za lalkę. Za opiekę nad moją córką i za to, że byłaś dla mnie milsza, niż prawdopodobnie na to zasługuję, skoro przesłuchuję cię po długiej zmianie”.
Clare się uśmiechnęła. „Nie przesłuchujesz mnie. Jesteś troskliwym ojcem. Właśnie tak powinieneś być”.
Spojrzała na zegarek. „Moja zmiana dobiega końca, ale Emma powinna przespać większość nocy. Lekarz przyjdzie jutro rano, żeby ocenić jej postępy. Dobrze reaguje na leczenie. Jeśli będzie miała szczęście, za kilka dni będzie mogła wrócić do domu”.
„Wróciłeś do domu na święta?” – zapytała Adrienne, a Clare usłyszała nadzieję w jego głosie.
„Możliwe. Zobaczymy, jak miną kolejne 48 godzin.”
Adrienne skinęła głową. „Dziękuję. Naprawdę.”
Clare wyszła, kierując się do szatni, aby się przebrać i w końcu wrócić do swojego małego mieszkania, do kota i resztek zupy czekających w lodówce.
Była zmęczona jak zawsze, ale i zadowolona. Emma odpoczywała spokojnie. To było najważniejsze.
Tej nocy nie myślała już o Adrienie Witmorze. Nie miała powodu, by zakładać, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczy, poza krótkimi rozmowami w czasie, gdy Emma pozostawała w szpitalu.
Ale Adrien o niej myślał.
Usiadł na krześle obok łóżka Emmy, patrząc na śpiącą córkę. I pomyślał o pielęgniarce, która oddała coś, co było dla niej cenne, bo przestraszone dziecko potrzebowało tego bardziej.
Myślał o szczerości jej troski, o braku sztuczności w jej interakcjach.
W jego świecie, świecie korporacyjnych manewrów i strategicznych relacji, ludzie rzadko robili coś bez kalkulacji korzyści. Życzliwość miała swoją cenę. Hojność miała swój sens.
Ale Clare Morrison dała swojej córce lalkę za 5 dolarów, nie żądając niczego w zamian poza pocieszeniem ze strony Emmy.
Adrienne wyciągnął telefon i zapisał coś w pamięci.
Następnie wykonał telefon.
„Patricio” – powiedział cicho, gdy odebrała jego asystentka – „Tak, wiem, że jest późno. Musisz coś dla mnie zrobić. Jest tu pielęgniarka, Clare Morrison. Chcę, żebyś dowiedziała się o niej wszystkiego, co możliwe. Nie w sposób inwazyjny. Po prostu… Chcę poznać jej historię. I Patricio, chcę coś dla niej zrobić, coś znaczącego. Zacznij myśleć o możliwościach”.
Rozłączył się, spojrzał na Emmę, która wciąż spokojnie spała, i podjął decyzję.
Jeśli ta kobieta obdarzyła tak hojnie jego córkę, to najmniej co mógł zrobić, to znaleźć sposób, żeby się jej odwdzięczyć.
Następnego ranka Clare wróciła i stwierdziła, że stan Emmy poprawił się w ciągu nocy. Dziewczynka siedziała w łóżku, jej policzki odzyskały kolor, jadła śniadanie i opowiadała ojcu o lalce Hope i wszystkich przygodach, które razem przeżyją.
„Claire” – zawołała Emma, gdy ją zobaczyła. „Patrz, tatuś poznał Hope. Mówi: »Ona jest idealna«”.
Adrienne wstał z krzesła przy łóżku. Najwyraźniej spędził tam całą noc. Jego garnitur był pognieciony, krawat poluzowany, a na szczęce widniał zarost.
Jednak jego oczy były czujne, a gdy patrzył na Clare, wyraz jego twarzy był ciepły.
„Dzień dobry, pielęgniarko Morrison. Jeszcze raz dziękuję za wczoraj.”
„Po prostu wykonuję swoją pracę” – powiedziała Clare, podchodząc, żeby sprawdzić parametry życiowe Emmy.
Ale Adrienne złapała jej spojrzenie i przez chwilę patrzyła jej w oczy.
I coś między nimi zaszło. Może jakieś porozumienie, albo jego początek.
Przez kolejne 3 dni, w miarę jak stan Emmy się poprawiał, Adrienne był stale obecny. Najwyraźniej przeorganizował swój harmonogram, żeby być obecny, odbierać telefony z pokoju Emmy i pracować na laptopie w godzinach ciszy nocnej. W ten sposób on i Clare zaczęli rozmawiać.
Początkowo były to krótkie rozmowy o leczeniu Emmy i jej powrocie do zdrowia, ale stopniowo rozmowy rozszerzyły się.
Adrienne zapytała Clare o jej pracę, a ona opowiedziała jej historie o swoich pacjentach, swojej pasji do pielęgniarstwa pediatrycznego, radościach i smutkach związanych z tą pracą.
Opowiedział jej o prowadzeniu swojej firmy, o wyzwaniach, jakie niesie ze sobą łączenie pracy z samotnym rodzicielstwem, o tęsknocie za zmarłą żoną i próbach zbudowania dla Emmy takiego życia, które sprawiłoby, że Caroline byłaby dumna.
Różniły się niemal pod każdym względem.
No cóż.
Clare nie wiedziała, dlaczego to słowo jej umknęło. Było ciche, ledwie słyszalne, niczym oddech, a Adrien i tak je wychwycił.
„Co?” zapytał, nie obrażony, tylko ciekawy.
Clare zajęła się mankietem ciśnieniomierza, zaciskając rzep odrobinę za mocno. Emma zachichotała.
„Ścisnęłaś mnie” – poskarżyła się dziewczynka z dramatycznym oburzeniem.
„W takim razie powinnaś przestać rozwijać mięśnie ramienia z dnia na dzień” – powiedziała Clare, a Emma zaśmiała się jeszcze głośniej.
Adrien obserwował wymianę zdań, jakby to był jakiś rzadki rodzaj światła słonecznego.
„Nie miałam nic złego na myśli” – odpowiedziała mu Clare.
„To nieprawda” – powiedział cicho. „Miałeś coś na myśli”.
Clare spojrzała mu w oczy i na chwilę hałas na korytarzu zdawał się ucichnąć, jakby sam oddział zrozumiał, że musi zapewnić im prywatność.
„Chodziło mi o to” – powiedziała Clare, starannie dobierając słowa – „że to dziwne. Jesteś… jesteś sobą”.
„To nie jest zdanie.”
Clare parsknęła śmiechem, a potem spojrzała na wykres Emmy. „Prowadzisz firmę, która zatrudnia więcej osób niż mieszka w miasteczku, w którym dorastałam. A mimo to siedzisz na plastikowym krześle na oddziale pediatrycznym o północy, zajadając się batonikiem granoli z automatu, jakby to był wykwintny deser”.
Usta Adriena drgnęły. „To owies z miodem”.
„To tektura” – powiedziała Clare.
Emma uniosła Hope, jakby wznosiła toast. „Hope lubi tekturę”.
Clare wygładziła koc Emmy. „Nadzieja przetrwa”.
Adrien odchylił się do tyłu i na sekundę oparł głowę o ścianę. „Masz rację. To dziwne.”
„Nieźle” – dodała Clare. „Po prostu… nieoczekiwane”.
Adrien przyglądał się jej, jakby chciał odłożyć to uczucie na później, tak jak robił to na spotkaniach, gdy ktoś powiedział coś wartego zapamiętania.
I tak to wyglądało, dzień po dniu. Emmie spadł poziom tlenu, kaszel złagodniał, gorączka w końcu ustąpiła. Znów zaczęła prosić o kredki. Zaczęła się kłócić o śniadanie.
Kiedy dziecko zaczyna się kłócić o tosty, wiesz, że wygrywasz.
Clare świętowała te drobne zwycięstwa jak święta. Nie na głos. Nie balonami. Po prostu z cichą satysfakcją, która pozwalała jej zachować spokój, gdy reszta oddziału przypominała burzę.
Adrien był tam.
Nauczył się odczytywać sygnał z monitora bez paniki. Nauczył się odróżniać „jest zmęczona” od „jest za cicha”. Z upokorzeniem przekonał się, że siedmiolatka potrafi go przelicytować.
„Jeszcze dwie minuty kreskówek” – powiedziała Emma pewnego popołudnia.
„Emma” – ostrzegł Adrien.
„Tato” – odpowiedziała Emma tonem, który brzmiał, jakby urodziła się z małym młoteczkiem w ręku.
Clare ukryła uśmiech za notesem.
Adrien spojrzał na Clare. „Czy to… czy to jest dozwolone?”
„To dozwolone” – powiedziała Clare. „To się nazywa rodzicielstwo”.
„Myślałam, że rodzicielstwo to miłość i przekąski.”
„To także granice” – powiedziała mu Clare.
Emma przytuliła Hope do piersi i westchnęła, jakby świat ją wykańczał. „Nie mogę uwierzyć, że stawiasz granice ponad bajki”.
Adrien wpatrywał się w nią. „Nie mogę uwierzyć, że beszta mnie dziecko w kwiecistej piżamie”.
„Ona nie łaje” – powiedziała Clare. „Ona negocjuje”.
Emma skinęła głową z powagą. „Służba”.
Adrien mrugnął. „Czy ty…” Przerwał, po czym spojrzał na Clare. „Uczysz ją tego?”
Clare pokręciła głową. „Przyszła z zainstalowanym oprogramowaniem”.
Śmiech Adriena zaskoczył ich oboje. Był rzadki i prawdziwy, a przez sekundę jego twarz wyglądała młodziej, jakby żal nie miał dwóch lat, żeby wyryć w niej zmarszczki.
Oczy Emmy rozbłysły, jakby coś wygrała.
„Zrób to jeszcze raz” – zażądała.
Adrien uniósł obie ręce. „Nie jestem szafą grającą”.
„Może i tak” – powiedziała Emma, a Clare pomyślała z dziwnym, lekkim uciskiem w gardle, że tak właśnie wygląda uzdrowienie. Nie jakaś wielka chwila, nie dramatyczna przemowa. Po prostu ojciec śmiejący się, kiedy zapomina, że mu wolno.
Piątego ranka dr Patel wszedł do gabinetu z tabletem i tym ostrożnym uśmiechem, który lekarze używają, gdy nie chcą zapeszyć.
„Jak się dzisiaj czujemy?” zapytał.
„Jak księżniczka” – oświadczyła Emma.
Adrien pochylił się do przodu. „Jej temperatura była normalna przez całą noc”.
Doktor Patel skinął głową. „Oddychanie jest lepsze. Apetyt lepszy. Tlen się utrzymuje”.
Clare mimowolnie wstrzymała oddech.
Doktor Patel spojrzał na Clare, a potem z powrotem na Adriena. „Jeśli tak będzie się zachowywać do wieczora, jutro możemy porozmawiać o wypisie”.
Cała twarz Emmy się zmieniła. „Dom?”
„Dom” – potwierdził dr Patel.
Emma przytuliła Hope i przycisnęła policzek do turkusowej główki lalki. „Hope cię słyszała”.
Oczy Adriena zrobiły się wilgotne, choć on zdawał się tego nie zauważać.
Clare zajęła się wykresem, udając, że musi coś zapisać, bo widziała zbyt wielu płaczących rodziców w szpitalnych salach. Nauczyła się tej dziwnej etykiety.
Nie gap się.
Nie udawaj, że nic się nie dzieje.
Wystarczy zrobić miejsce.
Kiedy doktor Patel wyszedł, Adrien pozostał na swoim miejscu, jakby jego nogi zapomniały, że mogą się poruszać.
„Mogę ją zabrać do domu” – powiedział niemal do siebie.
Clare w końcu na niego spojrzała. „Tak, możesz.”
Adrien westchnął, a w jego głosie słychać było zarówno ulgę, jak i strach.
„Muszę mieć pewność, że zrobię to dobrze” – powiedział.
„Tak, zrobisz to” – odpowiedziała mu Clare.
Spojrzał na nią tak, jakby chciał w to wierzyć z taką samą pewnością, z jaką wierzył w kwartalne raporty.
„Skąd wiesz?” zapytał.
Clare stuknęła długopisem o podkładkę. „Bo tu byłaś. Bo zwracasz uwagę. Bo pytasz. Większość ludzi myśli, że miłość to uczucie. To także działanie”.
Spojrzenie Adriena nie schodziło z jego twarzy. „Jesteś bardzo pewny siebie”.
Clare o mało się nie roześmiała. „Nie, nie jestem. Jestem po prostu pewna Emmy”.
Emma, półprzytomna, mruknęła: „Jestem pewna Nadziei”.
Usta Adriena złagodniały. „Wygląda na to, że jestem w mniejszości”.
Tej nocy Emma spała jak ktoś, kto w końcu pogodził się ze światem. Clare zrobiła ostatni obchód około północy i zastała Adriena wciąż tam, z marynarką przewieszoną przez krzesło, poluzowanym krawatem i zamkniętym laptopem.
„Jeszcze nie śpisz” – szepnęła Clare.
„Nadal tu jestem” – poprawił się.
Clare spojrzała na Emmę. Lalka była schowana pod jej pachą niczym sekret.
„Nic jej nie będzie” – powiedziała Clare.
Adrien skinął głową, ale jego wzrok nadal utkwiony był w córce, jakby jeszcze nie skończył modlitwy.
„Idę na kawę” – powiedziała Clare, głównie po to, by znaleźć pretekst do wyjścia.
Adrien wstał. „Pójdę z tobą.”
„Nie musisz.”
“Ja wiem.”
Weszli na korytarz. Czuło się lekki zapach środka dezynfekującego i ciasteczek cukrowych, które ktoś przyniósł na dyżurkę pielęgniarską. Wolontariusz zostawił je w puszce ozdobionej reniferami.
Adrien spojrzał na puszkę, gdy ją mijali.
„Jadasz je?” zapytał.
Clare uniosła brwi. „Czy kwestionujesz autentyczność puszki na ciasteczka?”
„Mam wątpliwości, czy szpital zezwala na produkcję cukru z wolnego wybiegu”.
Clare wzięła dwa ciasteczka i podała mu jedno.
Adrien patrzył na niego, jakby miał zaraz eksplodować.
Clare nachyliła się bliżej. „To ciasteczko. Nie zrujnuje twojej fuzji”.


Yo Make również polubił
Czym jest anemia? Jakie pokarmy pomagają kontrolować tę chorobę?
Ponadczasowe przepisy Nany: Smak tradycji
NIESAMOWICIE ŁATWY WĘDKARSKI SZEWC
Nietypowe objawy raka jelita grubego, które kobiety ignorują przez lata