Na czele stołu, z nogami opartymi o polerowane drewno, siedział mężczyzna. Miał na sobie elegancki garnitur, patrzył w telefon, śmiejąc się z czegoś na ekranie. W jednej ręce trzymał szklankę bursztynowego płynu. Wyglądał, jakby był panem świata. Patrzyłem, jak upił łyk, przepłukał usta, a potem – przysięgam, o mało nie wybiłem okna – wypluł płyn na podłogę. Dokładnie tam, gdzie Emma właśnie sprzątała.
„Pominąłem jedno miejsce, kochanie” – powiedział mężczyzna.
Słyszałam go przez szybę, bo okno było uchylone zaledwie o cal u dołu. Jego głos był zadufany w sobie, arogancki. Emma nie krzyknęła. Nie rzuciła w niego szmatą. Po prostu się wzdrygnęła. Trzymała głowę spuszczoną, a jej ramiona drżały. Podczołgała się do miejsca, w którym splunął i zaczęła to szorować. Po jej twarzy spływały ciche łzy.
Poczułem tak wielką wściekłość, że prawie mnie oślepiła. Chciałem wyważyć drzwi. Chciałem tam wpaść i rozszarpać tego gościa na strzępy. To musiał być Liam. Ten, który, jak powiedziała, „zajmował się wszystkim”.
Ale powstrzymałem się. Całe życie robiłem interesy z rekinami i wężami. Nauczyłem się jednej rzeczy: nigdy nie odsłaniaj kart, dopóki nie wiesz dokładnie, z czym masz do czynienia. Gdybym teraz tam wszedł, mógłby mieć broń. Mógłby mieć na nią przewagę. Albo, co gorsza, Emma mogłaby być tak złamana, że ze strachu broniłaby go. Musiałem poznać pełny obraz. Musiałem wiedzieć, jak głęboko sięga ta zgnilizna.
Odsunęłam się od okna, a moje serce rozpadło się na milion kawałków. Moja mała córeczka, moja księżniczka, na kolanach serwuje temu śmieciowi we własnym domu – domu, który jej dałam.
Wycofałem się na ulicę i poszedłem do motelu oddalonego o jakieś półtora kilometra. To była speluna, ale nie przejmowałem się tym. Zameldowałem się w pokoju, w którym śmierdziało stęchłymi papierosami, i usiadłem na brzegu łóżka, trzęsąc mi się ręce. Wyjąłem telefon. Nadal miałem kontakty. Miałem pieniądze, a pieniądze mówią same za siebie.
„Potrzebuję pełnego sprawdzenia przeszłości” – powiedziałem do telefonu, dzwoniąc do prywatnego detektywa, którego zatrudniałem do weryfikacji korporacyjnej. „Nazywam się Liam. Nazwisko prawdopodobnie Miller, sądząc po starych listach Emmy. Mieszka pod adresem Oakwood Drive 42. Chcę wiedzieć wszystko. Długi, kartotekę kryminalną, dziewczyny na boku, wszystko. I potrzebuję tego na jutro rano”.
Nie spałam tej nocy. Leżałam wpatrzona w sufit, odtwarzając w pamięci obraz Emmy szorującej podłogę. Pamiętałam, jak miała pięć lat, jak rozlewała sok i patrzyła na mnie wielkimi, przerażonymi oczami, a ja tylko się śmiałam i mówiłam: „W porządku. Wypadki się zdarzają”. Nigdy nie kazałam jej szorować. Nigdy nie sprawiłam, że czuła się mała. Jak to się stało, że ma takiego potwora?
Rozdział 2: Pasożyt
Następnego ranka przyszedł raport. Było gorzej, niż myślałem. Liam nie był zwykłym palantem. Był pasożytem. Nie miał dochodów, nie miał pracy. Narobił sobie gigantycznych długów hazardowych w Atlantic City. I tu był haczyk: próbował refinansować dom – mój dom, a właściwie dom Emmy. Ale ponieważ akt własności był na jej nazwisko, potrzebował jej podpisu.
W raporcie odnotowano, że sąsiedzi dwukrotnie w ciągu ostatniego roku dzwonili na policję z powodu awantury domowej, ale nigdy nie wniesiono oskarżenia. Emma zawsze odsyłała policję, twierdząc, że to tylko nieporozumienie. To mnie jeszcze bardziej załamało. Albo go chroniła, albo bała się powiedzieć prawdę.
Wziąłem prysznic, ogoliłem się i włożyłem najprostsze ubrania, jakie miałem: dżinsy i szarą flanelową koszulę. Chwyciłem czapkę baseballową i naciągnąłem ją nisko. Nie zamierzałem wchodzić jako James, prezes-milioner. Zamierzałem wchodzić jako James, spłukany ojciec, szukający miejsca na nocleg. Musiałem zobaczyć, jak Liam traktuje ludzi, których uważał za gorszych od siebie. Musiałem sprawdzić, czy w Emmie jest jeszcze choć odrobina walki.
Wróciłem do domu około południa. Słońce świeciło, ale w domu wciąż było ponuro. Wszedłem na podjazd i nacisnąłem dzwonek. Czekałem minutę. Dwie minuty. W końcu drzwi zaskrzypiały i się otworzyły. To była Emma. Kiedy mnie zobaczyła, jej oczy się rozszerzyły. Zakryła usta dłonią. Przez sekundę zobaczyłem małą dziewczynkę, którą zostawiłem.
„Tato” – wyszeptała. Jej głos był ochrypły, jakby ostatnio rzadko go używała.
„Cześć, kochanie” – powiedziałam, starając się, żeby mój głos brzmiał spokojnie. „Jestem w domu”.
Nie przytuliła mnie. Spojrzała przez ramię przerażona. „Tato, ty… ty nie możesz tu być. Nie mówiłeś, że przyjdziesz”.
„Chciałem ci zrobić niespodziankę” – powiedziałem, podchodząc bliżej. Teraz zobaczyłem siniak na jej ramieniu. Był świeży, fioletowo-żółty, tuż pod łokciem. „Emma, co ci się stało w ramię?”
Natychmiast opuściła rękaw. „Nic. Uderzyłam w framugę drzwi. Jestem niezdarna. Wiesz o tym”.
Wymusiła uśmiech, ale nie sięgnął on jej oczu. Jej oczy były martwe. „Tato, musisz iść. Liam… on nie lubi gości”.
„Kto tam?” krzyknął donośny głos ze środka.
Emma drgnęła. „To… To nikt, Liam. Tylko sprzedawca” – odkrzyknęła drżącym głosem.
„Nie jestem sprzedawcą, Emmo” – wyszeptałem. „Jestem twoim ojcem. Wpuść mnie”.
Wyglądała na rozdartą. Wyglądała, jakby chciała rzucić mi się w ramiona, ale strach był silniejszy. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi otworzyły się szerzej. Liam stał tam. Z bliska był jeszcze bardziej obleśny. Włosy zaczesane do tyłu, drogi zegarek, tania woda kolońska pachnąca wanilią i desperacją. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, szyderczo patrząc na moją znoszoną flanelową koszulę i zakurzone buty.
„Kim jest ten włóczęga?” zapytał Liam, nawet na mnie nie patrząc, lecz zwracając się do Emmy.
„To mój tata” – powiedziała cicho Emma, patrząc na podłogę.
„James” – Liam uniósł brew. „Ten nieudacznik. Ten, który uciekł do Europy czy coś”. Zaśmiał się okrutnie, szczekając. „No, no, ojciec marnotrawny wraca. Czego chcesz? Pieniędzy? Bo nie mamy żadnych na jałmużnę”.
Zacisnąłem pięści w kieszeniach. Mógłbym kupić i sprzedać tego gościa setki razy przed śniadaniem, ale powstrzymałem się.
„Nie chcę pieniędzy” – powiedziałam zmęczonym głosem. „Nie wyszło tam. Chciałam tylko zobaczyć córkę. Może zostać kilka dni, aż stanę na nogi”.
Liam spojrzał na Emmę, a potem z powrotem na mnie. Widziałem, jak trybiki w jego głowie się kręcą. Zobaczył słabego starca. Zobaczył kogoś, kogo można zastraszyć. I może, tylko może, zobaczył darmową siłę roboczą.
„Zostać tutaj?” – prychnął Liam. „To nie schronisko charytatywne, staruszku. Mamy wydatki”.
„Mogę pracować” – powiedziałem szybko. „Widziałem bałagan na podwórku. Mogę naprawić dach. Mogę malować. Zarobię na swoje utrzymanie. Tylko pozwól mi spędzić trochę czasu z Emmą”.
Emma spojrzała na Liama, błagając go bezgłośnie wzrokiem. „Proszę, Liam. Może spać w piwnicy. Nie będzie przeszkadzał”.
Liam podrapał się po brodzie, patrząc na zarośnięty trawnik. „Ogrodnik chciał trzysta dolców za wyczyszczenie tych chwastów” – mruknął. Spojrzał na mnie z szelmowskim uśmiechem. „Dobra. Możesz zostać w piwnicy. Jest niedokończona, zimna i wilgotna. Ale jeśli jesteś zdesperowany, to dach. Ale sam na niego zapracujesz. Zajmij się ogrodem. Napraw rynny. I nie wchodź mi w drogę. I nie spodziewaj się, że zjesz nasze jedzenie, jeśli na nie nie zapracujesz”.
„Zgoda” – powiedziałem.
„Tato, nie” – wyszeptała Emma. „Tam na dole jest za zimno”.
„W porządku, Emmo” – powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy. „Jestem twardy. Dam sobie radę”.
Liam klasnął w dłonie. „Świetnie. Zacznij od trawnika. Kosiarka jest w szopie. Jest zepsuta, więc będziesz musiał mocno popychać. Do dzieła, rączki.”
Odwrócił się i wszedł z powrotem do chłodnego, klimatyzowanego domu, zostawiając drzwi otwarte. Emma zatrzymała się na chwilę. „Przepraszam, tato” – wyszeptała. „On jest po prostu zestresowany. Szuka pracy”.
„Wszystko w porządku, kochanie” – powiedziałem. „Wejdź do środka”.
Zamknęła drzwi. Zostałem sam na ganku. Faza pierwsza zakończona. Byłem w środku.
Rozdział 3: Lokator piwnicy
Spędziłem kolejne trzy godziny, pchając zardzewiałą kosiarkę przez trawę sięgającą kolan w palącym słońcu. Bolał mnie każdy mięsień, ale nie przestawałem. Za każdym razem, gdy mijałem okno w jadalni, zaglądałem do środka. Widziałem Liama siedzącego na kanapie i oglądającego telewizję. Widziałem Emmę biegającą tam i z powrotem, przynoszącą mu przekąski, dolewającą mu napoju, zdejmującą buty. To było obrzydliwe. To było jak obserwowanie niewolnika służącego królowi. Nawet nie podziękował. Po prostu wskazywał na przedmioty, a ona rzucała się, żeby je podnieść.
Około 16:00 zrobiłem sobie przerwę, żeby napić się wody z węża ogrodowego. Tylne drzwi się otworzyły i wyszedł Liam. Palił cygaro.
„Pominąłem jedno miejsce przy płocie” – powiedział, wskazując palcem.
„Ja otworzę” – powiedziałem, ocierając pot z czoła.
„Lepiej” – powiedział. „Więc, James, prawda? Co właściwie robiłeś przez piętnaście lat?”
„Żebrajcie na rogach ulic. Budownictwo” – skłamałem. „Dorywcze prace. Gospodarka jest w kiepskim stanie”.
„No cóż, niektórzy z nas są stworzeni do sukcesu, a inni do tego”. Wskazał na mnie i kosiarkę. „Widzisz, jestem przedsiębiorcą. Wielkie pomysły. Czekam tylko na napływ kapitału. Jak tylko Emma podpisze te papiery, zamienię to miejsce w kopalnię złota”.
„Jakie dokumenty?” – zapytałem, udając głupiego. „Refinansowanie?”
„Powiedział, zaciągając się. »Wyciągam kapitał z tego dołka. Zainwestuję w startup kryptowalutowy. Ogromne zyski, ale ona jest trudna. Wahające się kobiety, prawda? Brak wizji«”.
„Dobrze” – powiedziałem. „Brak wizji”.
„Uważa, że ten dom jest wyjątkowy, bo mieszkała tu jej babcia, czy coś. To tylko drewno i cegła. Pieniądze rządziły”.
Strząsnął popiół z cygara na taras, który właśnie zamiatałem. „Pamiętaj, żeby to pozamiatać”.
Wrócił do środka. Krew się we mnie gotowała. Zamierzał wykorzystać dom, stracić pieniądze na jakimś oszustwie i zostawić Emmę bez dachu nad głową. Znałem jego typ. W świecie biznesu jadłem takich jak on na lunch. Ale tutaj, w tym domu, to on trzymał karty. A przynajmniej tak mu się zdawało.
Tej nocy zaprowadzono mnie do piwnicy. Była dokładnie taka, jak opisał: wilgotna, ciemna betonowa podłoga. W kącie stało stare łóżko polowe z cienkim materacem, bez ogrzewania. Emma zeszła na dół około 21:00 z talerzem jedzenia. To były resztki – trochę zimnego makaronu i kawałek chleba. Wyglądała na przerażoną, że Liam ją przyłapie.
„Proszę, tato” – wyszeptała. „Przepraszam, to niewiele. On… On liczy jedzenie”.
Wziąłem talerz i postawiłem go na skrzynce. Wziąłem jej dłonie w swoje. Były szorstkie, zrogowaciałe od czyszczenia.
„Emma” – powiedziałam cicho. „Spójrz na mnie. Dlaczego z nim zostajesz?”
Odsunęła ręce i objęła się ramionami. „Muszę… No bo dokąd miałabym pójść? Nie mam pieniędzy. Mówi, że jeśli wyjadę, rozpowie wszystkim, że zwariowałam. Mówi, że dopilnuje, żebym nigdy nie dostała pracy w tym mieście. On zna ludzi”.
„On nikogo nie zna, Emmo” – powiedziałam. „To kłamca”.
„Nie rozumiesz” – syknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. „On jest agresywny. Jeśli spróbuję odejść, strasznie się wścieknie. A ja nie mogę… Nie mogę ryzykować. Nie z Noahem”.
Zamarłam. „Noe?”
Przygryzła wargę. „Mój syn. Twój wnuk. Ma pięć lat”.
Moje serce stanęło. Wnuk. Miałem wnuka.
„Gdzie on jest? Nie widziałem go.”
„Jest na piżama party u kolegi. Wraca jutro. Liam… Liam go nie lubi. Mówi, że dzieci są głośne. Dlatego staram się trzymać Noaha z dala od domu, jak to możliwe, albo w jego pokoju. Cicho, dzieciaku.”
W tym koszmarze było dziecko. To zmieniło wszystko. Jeśli Liam tak traktował Emmę, to co robił pięcioletniemu chłopcu?
„Emma” – powiedziałem, a mój głos zniżył się do poważnego, niskiego tonu. „Posłuchaj mnie uważnie. Nie jestem tym samym człowiekiem, który odszedł piętnaście lat temu. Nie wróciłem spłukany”.
Spojrzała na mnie zdezorientowana. „Co?”
„Mam pieniądze, Emmo. Dużo pieniędzy. Mogę cię stąd wydostać. Dziś wieczorem. Ciebie i Noaha. Możemy pojechać do hotelu, jakiegoś fajnego. Możemy zadzwonić na policję.”
Gwałtownie pokręciła głową. „Nie, nie, nie możesz. Mówi, że ma zdjęcia. Powiedział, że jeśli kiedykolwiek wyjadę, opublikuje to w internecie. Kłamstwa na mój temat. Powiedział, że zadzwoni do opieki społecznej i powie im, że jestem narkomanką. Kiedyś podrzucił mi coś do łazienki, żeby udowodnić, że potrafi. Tato, nie znasz go. On jest zły”.
„Znam zło” – powiedziałem. „I wiem, jak je zmiażdżyć”.
„Proszę” – błagała, chwytając mnie za ramię. „Tylko nie rób nic szalonego. Zostań tu. Pomóż mi w domu. Może jak będzie czyściej, to on się tak nie wścieknie. Bądź chociaż przez chwilę moim tatą, proszę”.
Była załamana. Kompletnie przerażona. Gdybym działał zbyt szybko, mogłaby wpaść w panikę. Musiałem jej pokazać, że potrafię ją ochronić. Musiałem dekonstruować kontrolę Liama kawałek po kawałku.
„Dobrze” – skłamałem. „Nie zrobię nic szalonego. Po prostu pomogę”.
Przytuliła mnie — szybko i delikatnie — a potem pobiegła na górę, zanim Liam zauważył, że jej nie ma.
Usiadłem na pryczy w ciemnej piwnicy. Nie zjadłem makaronu. Wyjąłem telefon. Sygnał był tu słaby, ale to wystarczyło. Wysłałem SMS-a do mojego szefa ochrony, faceta o imieniu Marcus, który kiedyś służył w siłach specjalnych.
Potrzebuję ekipy w Oakwood jak najszybciej. Załatwcie mi też najlepszego prawnika w stanie – takiego, który specjalizuje się w oszustwach i przemocy domowej. Chcę, żeby ten facet został pochowany, ale jeszcze nie teraz. Muszę go złapać na gorącym uczynku. Potrzebuję niezbitych dowodów, żeby nigdy więcej nie ujrzał światła dziennego.
Marcus odpowiedział natychmiast.
No to do dzieła, szefie. Zostały nam dwie godziny.
Odłożyłam telefon. Położyłam się na łóżku polowym i słuchałam skrzypiących nade mną desek podłogowych. Słyszałam ciężkie kroki Liama. Słyszałam ryczący telewizor. Jutro miałam poznać wnuka. A jutro Liam miał popełnić największy błąd w swoim życiu. Myślał, że ma nowego służącego w piwnicy. W rzeczywistości miał eksperta od rozbiórek. A ja tylko czekałam, żeby go rozpalić.
Rozdział 4: Mały chłopiec w oknie
Betonowa podłoga w piwnicy była bezlitosna. Obudziłem się ze sztywnym karkiem i bólem pleców, a wilgotny chłód podziemi przenikał mnie do szpiku kości. Na ułamek sekundy zapomniałem, gdzie jestem. Sięgnąłem po pościel o wysokiej gęstości splotu z mojego łóżka w londyńskim penthousie, ale moja dłoń natrafiła na szorstką, niedokończoną ścianę piwnicy.
A potem wszystko wróciło. Dom. Liam. Emma na kolanach.
Usiadłam, pocierając twarz. Gniew wciąż we mnie tkwił, kipiał we mnie jak garnek gorącego oleju, ale musiałam go stłumić. Dziś był dzień, w którym poznałam mojego wnuka. Dziś był dzień, w którym zaczęłam zbierać gwoździe do trumny Liama.
Sprawdziłem telefon. 6:00 rano. SMS od Marcusa.
Zespół jest na miejscu. Furgonetka zaparkowana na ulicy. Monitoring aktywny. Mamy nasłuch w domu. Powiedz słowo, szefie.
Odpisałem.
Zaczekaj. Musi podpisać na siebie wyrok śmierci. Czekaj na sygnał.
Schowałem drogi smartfon w wydrążonym miejscu za luźną cegłą w ścianie. Nie mogłem ryzykować, że Liam go zobaczy. Potem włożyłem robocze buty i poszedłem na górę. W domu panowała cisza. Zaparzyłem kawę – tanią, gorzką, która stała na blacie.
Usłyszałem ciężkie kroki na górze. Potem odgłos prysznica. Dwadzieścia minut później Emma zeszła na dół. Wyglądała na wyczerpaną, jakby nie zmrużyła oka. Miała na sobie koszulę z długim rękawem, mimo że dziś zapowiadało się 27 stopni Celsjusza. Domyślałem się, że skrywa kolejne siniaki.
„Dzień dobry, tato” – wyszeptała, nerwowo zerkając na schody.
„Dzień dobry, kochanie” – powiedziałem. „Jak się masz?”
„Dobrze. Nic mi nie jest”. Zaczęła wyciągać patelnie. „Muszę mu usmażyć jajka sadzone. Jak żółtko pęknie, to się zdenerwuje”.
Patrzyłem, jak jej ręce się trzęsą, gdy rozbijała jajka. To mnie zabijało. Moja córka, która kiedyś biegała na bieżni i była tak pewna siebie, że będzie kłócić się z nauczycielami, teraz panicznie bała się pękniętego żółtka.
„Pozwól mi to zrobić” – powiedziałem, delikatnie odbierając jej szpatułkę.
„Nie, on chce, żebym…”
„Jestem mistrzynią w robieniu jajek” – skłamałam. „Idź nakryć do stołu. Usiądź na chwilę”.
Zawahała się, po czym z wdzięcznością skinęła głową. Przygotowałam śniadanie. Bekon, jajka, tosty. Przygotowałam talerz godny króla.
Potem zszedł Liam. Miał na sobie szlafrok i drapał się po brzuchu. Nawet nie spojrzał na Emmę. Podszedł prosto do ekspresu do kawy, nalał sobie kawy, wziął łyk i skrzywił się.
„Kto narobił tego świństwa?” – warknął.
„Tak” – powiedziałem znad pieca. „Świeży garnek”.
Uśmiechnął się do mnie szyderczo. „Smakuje jak błoto. Ale żebrak chyba nie może przebierać, prawda, James? A skoro o tym mowa, rynny są zatkane. Jak skończysz się bawić w kucharza, wejdź na drabinę”.
„Jasne, Liam” – powiedziałam, nakładając jedzenie na talerz.
Usiadł i zaczął jeść jajka. Nie pytał Emmy, czy jest głodna. Nie zaproponował jej kawałka bekonu. Po prostu jadł, przewijając ekran telefonu. Emma siedziała w milczeniu z suchym tostem.
„No więc” – powiedział Liam, żując z otwartymi ustami. „Dzieciak wraca dzisiaj”.
Emma zesztywniała. „Tak, Noah wróci do domu około dziesiątej”.
„Świetnie” – jęknął Liam. „Dopilnuj, żeby mówił ciszej. Mam ważne rozmowy biznesowe. Zamykam ważną transakcję dotyczącą strategii inwestycyjnej. Nie mogę pozwolić, żeby jakiś bachor biegł i krzyczał”.
„On nie jest bachorem” – powiedziałem. Słowa wymknęły mi się z ust, zanim zdążyłem je powstrzymać.
Liam przestał żuć. Spojrzał na mnie powoli. „Słucham?”
„Powiedziałem, że nie jest bachorem. Ma pięć lat.”
Liam odłożył widelec. W pomieszczeniu zrobiło się ciężko.
„Słuchaj, staruszku. Jesteś gościem. Gościem, który mieszka w mojej piwnicy. Nie masz prawa głosu w sprawie tego, jak prowadzę dom, ani jak nazywam dzieciaka. Rozumiesz?”
Ścisnęłam szpatułkę tak mocno, że myślałam, że pęknie jej rączka. „Mam”.
„Dobrze. A teraz wynoś się z mojej kuchni. Śmierdzisz stęchlizną.”


Yo Make również polubił
Naleśniki z jabłkami i jogurtem – jedz je codziennie!
Te wolno gotowane kawałki kiełbasy jabłkowej
Zachowaj ten przepis w tajemnicy, bo jest on niczym skarb na ziemi.
Smażone bomby S’mores