Kiwam głową, odwracając telefon i widząc piętnaście nowych SMS-ów. Mama chce zwiększyć liczbę osób do stu siedemdziesięciu pięciu. Bianca zmieniła zdanie w tej sprawie – z „blasku i przepychu” na „diamentową elegancję”, cokolwiek to znaczy.
„Przepraszam. Wyłączę dźwięk”. Wsuwam telefon do szuflady, ale ręka Marka na moim ramieniu mnie zatrzymuje.
„Poświęć dziesięć minut, jeśli musisz to ogarnąć. Twoje raporty kwartalne i tak zawsze przychodzą wcześniej”.
W chwili, gdy odchodzi, na moim telefonie pojawia się twarz mamy. Wchodzę do pokoju socjalnego i odbieram.
„Kendall, kochanie, pisałam do ciebie SMS-y od rana” – mówi mama bez ogródek. „Musisz natychmiast zadzwonić do firmy cateringowej. Dodajemy kolejnych dwudziestu pięciu gości, a Bianca chce te małe pączusie z homarami, które jadła na rocznicę ślubu Johnsonów”.
„Mamo, już podpisaliśmy umowy. Dodanie dwudziestu pięciu osób będzie kosztować…”
„Pieniądze nie są problemem, kochanie. To wyjątkowy dzień Bianki”.
Drzwi kuchenne otwierają się z hukiem i wchodzi Janet, po czym szybko się wycofuje, widząc moją twarz. Ściszam głos.
„Budżet wynosił już sześć tysięcy. Kto pokrywa dodatkowe koszty?”
„No cóż, możesz to przelać na kartę, którą ci daliśmy. Twój ojciec wszystko załatwi później.”
„Jak ostatnio?” Słowa wyrywają mi się z gardła, zanim mogę je powstrzymać.
„Kendall Elizabeth Matthews. Nie podoba mi się ten ton. Och, prawie zapomniałam ci powiedzieć – wpadnę do twojego biura w porze lunchu. Mam próbki tkanin na obrusy.”
Zanim zdążyłem zaprotestować, rozłączyła się.
Chwytam krawędź blatu, oddychając powoli przez nos. Sprawdziłam stan konta w telefonie po zarezerwowaniu urodzinowego urlopu – kwoty, która nie wzrośnie aż do wypłaty w przyszłym tygodniu. Po przerwie obiadowej i spotkaniu z mamą, która weszła do biura, kiedy wróciłam do biurka, fala gorąca uderzyła mnie w kark. Wymykam się do toalety i zamykam w kabinie, a moje ręce drżą.
Tego wieczoru, w domu, wyciągam z szafy stare rodzinne albumy ze zdjęciami. Strona za stroną przedstawiają wystawne uroczystości Bianki: jej szesnaste urodziny w wynajętej sali balowej; dwudzieste pierwsze z wynajętym zespołem; dwudzieste piąte urodziny z weekendowym wypadem dla niej i dwudziestu przyjaciółek.
Przeglądam swój dziennik z dzieciństwa, a wpisy układają się w bolesny wzór:
18 kwietnia, sobota, niedziela 2015. Dziś obchodzę swoje szesnaste urodziny. Rodzina była na turnieju siatkówki Bianki. Mama powiedziała, że będziemy świętować w przyszły weekend, ale zapomniała.
18 kwietnia 2016. Nikt już nie pamiętał. Tata dał mi 20 dolarów, kiedy wspomniałem o tym przy kolacji.
18 kwietnia 2017 roku. Rachel przyniosła babeczki do szkoły. Przynajmniej ktoś o niej pamiętał.
Zamykam dziennik z trzaskiem i sięgam po telefon, pisząc do Rachel: Pamiętasz tę wycieczkę na Florydę, o której rozmawiałyśmy? Zarezerwowałam ją na urodziny. Tym razem na serio. Mam już dość.
Jej odpowiedź nadeszła natychmiast: Nareszcie! Najwyższy czas, żebyś coś dla siebie zrobiła. Jestem za.
Po raz pierwszy od kilku dni się uśmiecham.
Dwie i pół godziny później Rachel siedzi po turecku na podłodze w moim salonie, z laptopem na kolanach. „Więc naprawdę zamierzasz to zrobić?” Wskazuje na ekran, na którym świeci potwierdzenie rezerwacji Blue Beach Bungalow. „Po prostu… znikniesz na swoje urodziny i pozwolisz imprezie Bianki rozwalić się i spłonąć?”
Kiwam głową, wyciągając fałszywe umowy z dostawcami, które tworzyłam cały wieczór. „Wysłałam już maile do rodziców, żeby potwierdzili, że wszystko jest na dobrej drodze. Ufają mi bezgranicznie, że się tym zajmę. Boże, nie mają pojęcia, z kim mają do czynienia”.
Rachel unosi kieliszek wina w toaście. „Za prawdziwą solenizantkę”.
Następnego ranka w pracy Michael z księgowości opiera się o moje biurko. „Masz minutkę?” Idę za nim do pokoju socjalnego, gdzie wyciąga telefon. „Więc dowiedziałem się od Rachel o twoim planie na Florydzie. Mam mile lotnicze, które wkrótce wygasną. Co powiesz na awans do pierwszej klasy dla solenizantki?”
Niespodziewane łzy napływają mi do oczu. „Michael, nie musisz…”
„Och, proszę cię. Albo ty, albo moja mama, a ona tylko narzekałaby na wybór szampana”. Pokazuje mi potwierdzenie na ekranie. „Już zrobione”.
Tego wieczoru w domu mój telefon wibruje z powodu SMS-a od cioci Susan: Słyszałam, że w końcu coś robisz na urodziny. Cokolwiek planujesz, wspieram cię w 100%. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebować.
Godzinę później Rachel, Michael i Lisa wysyłają mi swoje bilety. Idziemy wszyscy razem.
Kontrast między tymi autentycznymi więziami a wykorzystywaniem mojej rodziny przypomina wyjście z cienia w stronę słońca.
Piątkowy wieczór. W domu rodziców rozłożyłem na stole w jadalni fałszywe umowy z dostawcami – catering, dekoracje, rozrywka – wszystko z przekonującymi nagłówkami i potwierdzeniami wpłat.
„Ufamy ci całkowicie, kochanie” – mówi mama, nie zaglądając ani razu. Przesuwa kopertę po stole. „Oto pieniądze na zaliczkę. 2800 dolarów powinno wystarczyć na wszystko, prawda?”
Tata kiwa głową z roztargnieniem, wpatrując się w telefon. „Bianca znowu jest zdenerwowana kolorystyką. Teraz woli srebro zamiast złota”.
„Zajmę się tym” – mówię automatycznie – zdanie, które powtarzałam już tysiące razy. Ale tym razem słowa smakują mi na języku inaczej.
W poniedziałek, trzy dni później, wpłacam czek na swoje konto. Kasjer się uśmiecha. „Zbierasz na coś specjalnego?”
Myślę o widoku na ocean z mojego wynajętego bungalowu, o wycieczce z delfinami zarezerwowanej na moje urodziny, o bilecie lotniczym pierwszej klasy czekającym w skrzynce mailowej. „Tak” – odpowiadam, czując na twarzy nieznajomy uśmiech. „Coś bardzo wyjątkowego, tylko dla mnie”.
Podczas rodzinnego obiadu — a raczej kolejnej zasadzki — w sobotę tego tygodnia, jadalnia wydaje się mniejsza niż zwykle, jakby ściany zbliżały się do siebie z każdą minutą tego nadzwyczajnego rodzinnego spotkania, dwa tygodnie przed urodzinami Bianki, a my wszyscy zostaliśmy wezwani, jakbyśmy omawiali kwestie bezpieczeństwa narodowego.
„Te dekoracje są kompletnie nieodpowiednie”. Bianca uderza dłonią w stronę katalogu. „To najważniejszy dzień w moim życiu. Stroiki muszą być co najmniej dwa razy większe”.
Mama kiwa głową ze współczuciem, podczas gdy tata spogląda na zegarek. Siedzę cicho, robiąc notatki w planerze – jednocześnie w myślach potwierdzając szczegóły lotu i rezerwacji.
„Będziemy musieli znowu zwiększyć budżet” – mówi tata, wyciągając książeczkę czekową. Jego wzrok wędruje w moją stronę. „Kendall, zmierz się z tą różnicą, dopóki nie pójdziemy do banku w przyszłym tygodniu”.
Kiwam głową – ruch automatyczny po latach praktyki. Moje konto oszczędnościowe już się zregenerowało po rezerwacji wyjazdu na Florydę, dzięki pensji i zapomnianej premii świątecznej, którą schowałem.
„Och” – mówi tata, robiąc pauzę w pół podpisu, jakby właśnie przypomniał sobie o czymś błahym. „Czy twoje urodziny też nie są w przyszłym miesiącu?”
Zanim zdążę odpowiedzieć, mama poklepuje mnie po dłoni. „Możemy zrobić ci pizzę u siebie w domu, jak tylko skończy się świętowanie Bianki. Nic specjalnego, ale i tak miło”.
Dawna Kendall uśmiechnęłaby się z wdzięcznością. Ta Kendall po prostu pisze PIZZA wielkimi literami w swoim planerze i podkreśla to trzy razy. „Dzięki, mamo. Brzmi idealnie”.
Następnego ranka – choć jest niedziela – wysyłam maila do szefa z prośbą o dzień wolny: mój pierwszy urlop od dwóch lat. NAGŁY WYPADEK RODZINNY – piszę, co nie jest do końca prawdą. Moja nagła potrzeba ucieczki od rodziny spełnia kryteria.
W środę, przed przyjęciem urodzinowym, pakuję się wieczorem – kiedy mam pewność, że nikt nie wpadnie niespodziewanie. Każda rzecz wydaje się małym buntem: moja najjaśniejsza sukienka letnia, kostium kąpielowy, który kupiłam trzy lata temu, ale nigdy go nie założyłam, okulary przeciwsłoneczne zbyt odważne jak na praktyczną Kendall. Kiedy Bianca pisze SMS-a z prośbą o znalezienie złotych storczyków na stoły, czekam czterdzieści minut, zanim odpiszę. Kiedy mama dzwoni z prośbą o kolejną zmianę menu, pozwalam, by poczta głosowa włączyła się do przerwy obiadowej. Drobne bunty, ale dzięki nim czuję się pewniej.
Ostatnia rata za wycieczkę z delfinami wpłynie na moją kartę kredytową w czwartek – idealnie w dniu moich urodzin. Przesuwam palcem po e-mailu z potwierdzeniem. Coś ciepłego rozlewa się po mojej piersi. Mojej. Dla mnie. Nareszcie.
Tej nocy mój telefon dzwoni o 21:47. Głos taty rozbrzmiewa z głośnika, zanim zdążę się przywitać. „Nagłe spotkanie rodzinne. Już teraz. Bianca ma kryzys”.
Przychodzę i zastaję Biancę krążącą po salonie, z tuszem do rzęs spływającym po policzkach. „Piętnaście kolejnych osób potwierdziło swoją obecność – tak, dzisiaj. Piętnaście. Gdzie usiądą? Co zjedzą? Plan miejsc jest zrujnowany”.
Mama podbiegła do niej z chusteczkami, a tata zwrócił się do mnie, a w jego oczach malowało się oczekiwanie.
„To jest to, co potrafisz najlepiej, kochanie” – mówi mama. „Napraw to”.
Trzy twarze wpatrują się we mnie – Bianca zrozpaczona, mama błaga, tata wymagający. Dawna Kendall już chwyciłaby laptopa, zaczęła dzwonić do dostawców, rozwiązałaby problem. Biorę głęboki oddech i po kolei patrzę im w oczy.
„Wszystko jest pod kontrolą. Zaufaj mi.”
Słowa wiszą w pokoju. Dla nich obiecuję, że zajmę się kryzysem Bianki. Dla siebie potwierdzam, że moja ucieczka jest perfekcyjnie zaplanowana.
Ramiona taty się rozluźniają. „Wiedziałem, że możemy na ciebie liczyć”. Gdyby tylko wiedzieli.
Następnego dnia o świcie budzik zadzwonił o 3:30. Ale nie spałem. SMS od Rachel przyszedł dokładnie pięć minut później: Na zewnątrz. Silnik wyłączony. Brak świateł.
Cicho prowadzę walizkę korytarzem, zamykając za sobą drzwi mieszkania. Rachel przytula mnie, zanim bierze moją torbę. „Operacja Urodzinowa Dziewczyna oficjalnie rozpoczęta” – szepcze, a jej uśmiech jest widoczny nawet w ciemności.
Jazda na lotnisko przypomina przekraczanie granicy nowego kraju – kraju, w którym jestem ważna. Rachel wręcza mi kubek termiczny z kawą i kartkę urodzinową podpisaną przez wszystkich uczestników planu.
Podczas odprawy steward uśmiecha się. „Została pani przeniesiona do pierwszej klasy, panno Matthews”.
Odwracam się do Rachel i ściskam jej dłoń. Uśmiecha się i kiwa głową w odpowiedzi.
SMS od cioci Susan przychodzi, gdy czekam na wejście na pokład: Paczka dostarczona do wynajętego domu. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie. Jestem z ciebie taka dumna.
W grupowym czacie z moimi znajomymi aż huczy od emocji: Prognoza pogody: idealna. Rezerwacja kolacji potwierdzona. Ciasto zamówione – wasze ulubione. Kiedy wywołują mój rząd, stoję prosto, mocno trzymając kartę pokładową w dłoni. Gdy drzwi samolotu się zamykają, przełączam telefon w tryb samolotowy – licznik powiadomień o nieodebranych połączeniach od rodziny znika. Ulga zalewa mnie niczym chłodna woda.
Później tego dnia wychodzę na słońce tak jasne, że aż mrużę oczy. Wypożyczony samochód wiezie mnie nadmorskimi drogami, aż dojeżdżam do jasnoniebieskiego domu z szerokimi oknami wychodzącymi na ocean. Ponieważ moi przyjaciele również pojechali ze mną, Rachel, Michael i moja współlokatorka ze studiów, Lisa, stoją teraz na ganku, trzymając transparent z napisem: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, KENDALL . Widok mojego imienia wypisanego jaskrawymi literami sprawia, że ściska mnie w gardle.
Wnętrze zdobią gustowne dekoracje, które odbijają światło słoneczne. Nic nie dorównuje krzykliwym, przesadnym przygotowaniom do Bianki. Proste, piękne akcenty, które pokazują, że ktoś pomyślał o tym, czego pragnę .
Rachel podaje mi kieliszek szampana. „Za Kendall” – mówi, unosząc kieliszek – „za to, że w końcu świętujemy urodziny solenizantki, która na to zasługuje”.
Stukamy się kieliszkami, a ja rozglądam się po ludziach, którzy przyjechali tu specjalnie dla mnie, którzy wzięli dni wolne w pracy, którzy wydali swoje pieniądze i czas, żebym poczuła się wyjątkowo.
„Muszę zmienić pocztę głosową” – mówię nagle, wyciągając telefon. Obserwują, jak nagrywam: „Cześć, dodzwoniłeś się do Kendalla. Jestem niedostępny do odwołania. Proszę zostawić wiadomość”.
Niedostępne. To słowo smakuje jak wolność.
Tego wieczoru spaceruję samotnie po plaży, gdy słońce chyli się ku zachodowi. Woda przelewa się przez moje stopy, a potem cofa się, raz po raz – jak lata, które spędziłam dając i wycofując się, dając i wycofując się. Po raz pierwszy pozwalam sobie poczuć ból bycia pomijaną. Łzy napływają szybko i gorąco, krople słonej wody łączą się z rozległym oceanem przede mną.
Z tyłu słychać kroki. Otaczają mnie przyjaciele – Rachel trzyma czekoladową babeczkę z pojedynczą świecą migoczącą na wietrze, wczesna uroczystość.
„Pomyśl życzenie” – mówi cicho Lisa.
Zamykam oczy. Pragnę nigdy więcej nie zniknąć. Świeca gaśnie. Otwieram oczy i widzę, że wszyscy się do mnie uśmiechają.
„Chyba po raz pierwszy w życiu czuję się wyjątkowo w dniu moich urodzin” – szepczę.
Michael wyciąga telefon, żeby zrobić sobie grupowe selfie, a zachód słońca maluje nas na złoto. „Podpis?” – pyta, trzymając kciuk nad ekranem.


Yo Make również polubił
Napoli Torrone Dei Morti Al Pistacchio (Neapol Pistacje Torrone of the Dead)
Deser w 5 minut! Przyrządzasz go codziennie, prosty deser z zaledwie kilkoma składnikami.
Flan jajeczny z wanilią
Moja żona zaczęła pić ten napój w zaledwie 2 tygodnie i z łatwością schudła 40 funtów