„Damy sobie radę” – powiedziała Sarah po wyjątkowo rozczarowującym spotkaniu. „Musi być coś na rzeczy. Jesteś za młoda, żeby się z tym pogodzić”.
Doceniałam jej determinację, nawet gdy wydawała się błędna. Sarah zawsze była osobą, która potrafiła wszystko naprawić, osobą, która wierzyła, że każdy problem da się rozwiązać, jeśli tylko wystarczająco mocno się postara. W tym przypadku jej optymizm był prawdopodobnie jedynym, co motywowało mnie do kontynuowania terapii.
Obciążenie finansowe stawało się coraz poważniejsze. Wizyty u lekarzy, badania i zabiegi nieobjęte ubezpieczeniem sprawiły, że moje oszczędności topniały w błyskawicznym tempie. Sarah pomogła mi ubiegać się o dodatkowe programy pomocowe, a nawet zasugerowała, żebym rozważył sprzedaż niektórych przedmiotów kolekcjonerskich Roberta.
„Chciałby, żebyś wykorzystał wszystkie dostępne środki” – powiedziała delikatnie. „Jego kolekcja zabytkowych gitar po prostu pokrywa się kurzem”.
Miała oczywiście rację. Gitary Roberta nie pomagały nikomu z naszej szafy, ale ich sprzedaż była jak wymazanie kolejnej jego części z mojego życia.
„Pomyślę o tym” – powiedziałem, co oboje wiedzieliśmy, że oznaczało „nie”.
Frustracja Sary związana z moim przywiązaniem do rzeczy Roberta stawała się coraz bardziej oczywista. Wygłaszała komentarze o „pójściu naprzód” i „odpuszczeniu”, które wydawały się przedwczesne i niedelikatne. Byłam wdową od niecałego roku. Czy naprawdę miałam porzucić całe jego życie, bo przeszkadzało mi to w rekonwalescencji?
„Nie mówię, żeby wyrzucić wszystko” – wyjaśniła, gdy zwróciłem jej uwagę na szczególnie ostry komentarz. „Mówię tylko, że stworzenie przestrzeni na nowe doświadczenia byłoby zdrowe”.
Jakie nowe doświadczenia? Nie mogłam pracować, nie mogłam normalnie się spotykać i większość energii poświęcałam na wykonywanie podstawowych codziennych czynności. Pomysł, że powinnam też rozwijać się osobiście, wydawał się absurdalny, ale zachowałam te myśli dla siebie. Sarah pomagała mi poruszać się po świecie, który stał się znacznie bardziej skomplikowany i byłam wdzięczna za jej wsparcie. Jeśli oznaczało to okazjonalne słuchanie wykładów o moich strategiach radzenia sobie z problemami, wydawało się to uczciwą wymianą.
Nazwisko dr Chen pojawiło się na mojej liście skierowań niemal przypadkiem. Mój stały audiolog wspomniał o niej mimochodem – specjalistka, która zajmowała się przypadkami pourazowej utraty słuchu i badała nowsze techniki chirurgiczne.
„Prawdopodobnie kolejny ślepy zaułek” – powiedziała Sarah, gdy jechaliśmy na spotkanie – „ale warto to zbadać”.
Gabinet dr Chen różnił się od innych – był mniej sterylny, bardziej komfortowy. Poświęciła czas na omówienie swojego doświadczenia, badań i podejścia do przypadków takich jak mój. W przeciwieństwie do poprzednich lekarzy, którzy zdawali się jedynie odwalać diagnostykę, ona wydawała się autentycznie zainteresowana znalezieniem rozwiązań.
„Twój przypadek jest trudny” – przyznała po przejrzeniu mojej obszernej dokumentacji medycznej – „ale nie niemożliwy. Istnieje nowsza technika chirurgiczna, która może być skuteczna w przypadku twojego konkretnego rodzaju uszkodzenia nerwu”.
Serce zaczęło mi bić szybciej. Po miesiącach rozczarowań nauczyłam się nie poddawać entuzjazmowi na myśl o potencjalnych terapiach. Ale coś w zachowaniu dr. Chena sugerowało, że to nie kolejna fałszywa nadzieja.
„Operacja polega na ominięciu uszkodzonego nerwu słuchowego i bezpośrednim połączeniu z działającymi szlakami nerwowymi” – kontynuowała. „To skomplikowana procedura, a wskaźniki powodzenia wciąż są ustalane. Jednak u pacjentów z konkretnym typem urazu zaobserwowaliśmy obiecujące rezultaty”.
Sarah pochyliła się do przodu na krześle.
„Jakie są wskaźniki sukcesu?”
„Około 60% pacjentów odczuwa znaczną poprawę. Dwudziestu procentom udaje się częściowo przywrócić słuch. Pozostałe 20% nie odczuwa żadnej poprawy. Operacja jednak niczego nie pogarsza”.
To nie były szanse na wygraną na loterii. To były realne, uzasadnione szanse na odzyskanie życia.
„Jak będzie wyglądał proces rekonwalescencji?” – zapytałem.
„Potrzeba sześciu tygodni gojenia, zanim będziemy mogli ocenić rezultaty. Początkowo dźwięki będą bardzo różne – bardziej mechaniczne, mniej naturalne. Mózg będzie potrzebował czasu, aby zinterpretować nowe sygnały. Jednak większość pacjentów adaptuje się w ciągu sześciu miesięcy”.
Operacja byłaby kosztowna, a moja firma ubezpieczeniowa wymagałaby obszernej dokumentacji, aby zatwierdzić pokrycie kosztów. Dr Chen ostrzegła mnie, że proces zatwierdzania może trwać miesiącami i nie ma żadnych gwarancji. Dodała jednak, z pierwszym szczerym uśmiechem, jaki widziałam u lekarza od miesięcy:
„Myślę, że jesteś doskonałym kandydatem. Twój ogólny stan zdrowia jest dobry. Moment urazu idealnie nadaje się do tego zabiegu, a Twój młody wiek sprzyja Twojemu powrotowi do zdrowia”.
Wychodząc z tej wizyty, poczułem coś, czego nie doświadczyłem od wypadku: autentyczną nadzieję. Nie tę desperacką, która pchała mnie do każdej poprzedniej wizyty u lekarza, ale realną, ugruntowaną nadzieję.
„Sześćdziesiąt procent” – powtarzała Sarah w samochodzie. „To dobre szanse, Grace. Naprawdę dobre szanse”.
Tym razem całkowicie się zgodziliśmy.
Tego wieczoru zadzwoniłem do gabinetu dr Chen i umówiłem się na zalecone przez nią obszerne badania przedoperacyjne. Nie powiedziałem im, że już podjąłem decyzję. Jeśli istniało 60% prawdopodobieństwo, że znów usłyszę śmiech Roberta, nawet jeśli tylko w moich wspomnieniach, byłem gotów zaryzykować dla niego wszystko.
Ironia losu dopadła mnie później. Miałem przejść operację, żeby odzyskać słuch, ale nie miałem pojęcia, jak bardzo będę żałował, że nie mogę znowu być głuchy, kiedy dowiem się, co moja rodzina naprawdę o mnie myśli.
Ale tej nocy, leżąc w łóżku z Sarah i Tommym śpiącymi na górze, poczułam nadzieję po raz pierwszy od dwunastu miesięcy. Zamierzałam walczyć o odzyskanie życia, bez względu na wszystko.
Zatwierdzenie przez ubezpieczyciela nastąpiło szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Najwyraźniej mój przypadek był tak prosty, że nawet biurokraci nie mogli znaleźć powodu do opóźnienia. Dr Chen zaplanował moją operację na 20 grudnia, zaledwie pięć dni przed świętami Bożego Narodzenia.
Sarah była na Florydzie, gdzie odwiedzała swoją współlokatorkę ze studiów. Podróż tę planowała już kilka miesięcy wcześniej.
„Jesteś pewien, że dasz sobie radę sam przez tydzień?” – zapytała przed wyjściem. „Mogę odwołać, jeśli będziesz mnie potrzebował”.
„Idź” – nalegałam. „Dam sobie radę. Tommy i tak jest u ojca na feriach zimowych”.
Nie powiedziałem jej, że dr Chen zadzwonił dzień przed wyjazdem Sarah i zaproponował mi termin operacji. Coś powstrzymało mnie przed wspomnieniem o tym. Może chciałem samodzielnie przejść przez ten etap rekonwalescencji. Może byłem zmęczony tym, że Sarah zajmuje się każdym aspektem mojej opieki medycznej. A może po prostu chciałem zaskoczyć rodzinę najwspanialszym prezentem świątecznym, jaki tylko można sobie wyobrazić – swoim głosem odpowiadającym na ich pytania zamiast pisemnych notatek i zmęczonych gestów.
Decyzja wydawała się słuszna. Jeśli operacja się powiedzie, będę mógł opowiedzieć o moim przywróconym słuchu podczas kolacji wigilijnej. Jeśli się nie uda, przeżyję rozczarowanie w cztery oczy i opowiem im o próbie później.
„Wyobraź sobie ich miny” – powiedziałam do zdjęcia Roberta w noc przed operacją. „Sarah pewnie będzie krzyczeć tak głośno, że obudzi sąsiadów. Mama będzie płakać i mówić, że wiedziała, że coś wymyślę. Będzie idealnie”.
Co Twoim zdaniem wydarzy się dalej? Podziel się swoimi przewidywaniami w komentarzach poniżej. Założę się, że nie zgadniesz, jak naprawdę potoczy się ta historia.
Rankiem 20 grudnia pojechałam do szpitala z małą torbą podróżną i obrączką Roberta na łańcuszku na szyi. Procedura przedoperacyjna była standardowa: papierkowa robota, założenie wenflonu, rozmowy z anestezjologami, których ust nie mogłam do końca odczytać w ostrym świetle jarzeniówek.
Doktor Chen odwiedził mój pokój na godzinę przed operacją.
„Masz jeszcze jakieś pytania lub wątpliwości?”
„Tylko jedno” – powiedziałem. „Jak szybko będę wiedział, czy zadziałało?”
„Niektórzy pacjenci słyszą dźwięki mechaniczne w ciągu kilku godzin. Inni potrzebują na to dni lub tygodnie. Twój mózg potrzebuje czasu, aby zinterpretować nowe sygnały. Nie zniechęcaj się, jeśli rezultaty nie będą natychmiastowe”.
Ale już wyobrażałam sobie Wigilię – siedząc przy stole w jadalni, odpowiadając swobodnie na czyjeś pytanie, zamiast sięgać po notes. Wyraz szoku i radości na ich twarzach byłby wart 12 miesięcy milczenia.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałam przed znieczuleniem, był pewny uśmiech doktor Chen i jej obietnica, że przyjmie mnie po drugiej stronie.
Obudzenie się po operacji było jak wynurzenie się z głębokiej wody. Głowę miałem zabandażowaną, usta jak wata, a wszystko bolało w sposób odległy i znośny. Ale pod pooperacyjną mgłą coś było nie tak.
Słyszałem bicie serca. Nie czułem go – słyszałem. Rytmiczny świst, który zdawał się dochodzić z wnętrza mojej czaszki. Kiedy pielęgniarka regulowała mi wenflon, plastikowa rurka cicho kliknęła o barierkę łóżka.
To nie były do końca normalne dźwięki. Były mechaniczne, sztuczne, jak słuchanie świata przez radio o słabym odbiorze, ale to były dźwięki.
“Łaska.”
Głos pielęgniarki był cichy i dziwny, jakby mówiła przez tunel. „Słyszysz mnie?”
Próbowałem odpowiedzieć, ale gardło miałem zbyt suche. Zamiast tego skinąłem głową, a ona uśmiechnęła się tak szeroko, że widziałem każdy ząb.
Doktor Chen pojawił się w moich drzwiach godzinę później, ostrożnie poruszając się, aby pozostać w moim polu widzenia.
„Jak się czujesz?” zapytała.
„Jakby mnie potrąciła ciężarówka” – zdołałem wyszeptać. „Ale cię słyszę. Twój głos brzmi jak głos robota, ale cię słyszę”.
„To zupełnie normalne. Twój mózg uczy się przetwarzać nowe sygnały. W ciągu najbliższych kilku tygodni głosy zaczną brzmieć bardziej naturalnie, w miarę jak twoje ścieżki neuronowe się adaptują”.
Poprawa była stopniowa, ale stała. Tego wieczoru rozróżniałem już kroki różnych osób na korytarzu. Dźwięki telewizora w moim pokoju były chaosem nakładających się na siebie dźwięków, ale jeśli się skoncentrowałem, mogłem wychwycić pojedyncze słowa. Pielęgniarki co chwila zaglądały do mojego pokoju, częściowo na badania lekarskie, ale głównie dlatego, że rozeszła się wieść o pacjencie, który po raz pierwszy od ponad roku odzyskał słuch.
Mówili powoli i wyraźnie, obserwując jak moja twarz się rozjaśnia, gdy rozumiem ich słowa bez potrzeby czytania z ruchu warg.
„To jak obserwowanie narodzin człowieka” – powiedziała jedna z młodszych pielęgniarek. „Wyglądasz, jakbyś odkrywała świat na nowo”.
Miała rację. Każdy dźwięk był cudem – piszczenie monitorów, szum klimatyzacji, odległy szum maszynerii windy. Dźwięki, które zdrowi ludzie nieświadomie filtrowali, były dla mnie fascynujące.
Wypisano mnie ze szpitala 22 grudnia ze ścisłymi zaleceniami dotyczącymi odpoczynku, leków i opieki pooperacyjnej. Dr Chen zezwolił mi na wykonywanie lekkich czynności, w tym jazdę samochodem na krótkich dystansach, pod warunkiem unikania korków i pozostawania blisko domu. Mój słuch był nadal mechaniczny i ograniczony, ale poprawiał się z godziny na godzinę. Głosy stawały się coraz bardziej rozpoznawalne, a ja mogłem śledzić proste rozmowy bez bodźców wzrokowych.
Droga do domu sama w sobie była przygodą. Kierunkowskazy, warkot silnika, szum radia – musiałem się dwa razy zatrzymać, żeby wchłonąć przytłaczające bogactwo informacji słuchowych. Świat stał się o wiele większy, niż pamiętałem.
Sarah miała wrócić do domu dopiero w Wigilię. Miałem dwa pełne dni na ćwiczenie słuchania, przyzwyczajenie się do tej dziwnej, nowej wersji słyszenia i zaplanowanie mojej niespodzianki.
„Wkrótce” – powiedziałem tej nocy do zdjęcia Roberta. „Wkrótce znów będę mógł usłyszeć twój śmiech w moich wspomnieniach”.


Yo Make również polubił
7 Roślin, Które Kwitną i Rozwijają Się w Wodzie: Ekologiczny Dom bez Gleby
8 niezbędnych herbat ziołowych na trudne trawienie
Naukowcy odkryli maksymalny wiek, jaki może przeżyć człowiek
Dzięki tym inteligentnym metodom zawsze uzyskasz mięso tak delikatne jak polędwica wołowa