Rozdział 2: Interwencja
Kolacja przebiegała z ceremonialną precyzją. Siedziałem na samym końcu stołu, miejscu zazwyczaj zarezerwowanym dla dzieci lub niespodziewanych gości. Rozmowa płynęła wokół mnie jak woda wokół kamienia – strategia korporacyjna Madison, partnerstwo Brandona w kancelarii prawnej, zamknięcie transakcji escrow Jessiki.
Gdy ktoś od czasu do czasu kierował do mnie pytanie, jego odpowiedź miała ton obowiązkowej uprzejmości.
„Della pracuje w tej małej księgarni w centrum” – wyjaśniła moja mama znajomej rodziny, która popełniła błąd, pytając o mnie. „To niewiele, ale zajmuje jej to czas. Odkłada książki na półkę”.
„Książki są fajne” – odpowiedziała przyjaciółka, uśmiechając się do mnie z politowaniem.
Madison siedział blisko centralnego punktu. „Nigdy nie spodziewałem się, że osiągnę stanowisko prezesa w tak młodym wieku, ale kiedy nadarza się okazja, trzeba być gotowym na jej przyjęcie”.
„A niektórzy z nas są już gotowi” – dodał wujek Harold, wskazując na mnie widelcem – „podczas gdy inni wciąż zastanawiają się, jak otworzyć drzwi”.
Kolczasty cios trafił w cel, ale przyjąłem go bez reakcji. Po prostu ugryzłem ziemniaka.
Wieczorem usłyszałem szept rodziców w kuchni, nakładających deser.
„Jesteś pewien co do dzisiejszego wieczoru?” – zapytał mój ojciec. „Wydaje się to trochę surowe, nawet jak na nasze standardy”.
„Potrzebuje sygnału ostrzegawczego, Robercie” – syknęła moja mama. „Sukces Madison pokazuje, jak bardzo Della się zapóźniła. Może zobaczenie materiałów interwencyjnych ją zmotywuje. Nie możemy wiecznie tolerować jej przeciętności”.
Materiały interwencyjne.
Ścisnął mi się żołądek. To nie była zwykła pieczeń; to był skoordynowany atak.
Wróciłem do salonu akurat w chwili, gdy mój ojciec wstał i stuknął nożem w kieliszek z winem. Dzyń. Dzyń. Dzyń.
„Zanim podamy deser” – oznajmił – „mamy kilka specjalnych prezentacji”.
Madison promieniała, gdy wujek Harold odebrał błyszczącą torbę z prezentem. „Po pierwsze, chcemy godnie uhonorować naszą nową prezes” – powiedział, wręczając Madison elegancką drewnianą tabliczkę z wygrawerowanym jej imieniem i nazwiskiem oraz stanowiskiem: Prezes RevTech Solutions .
Sala wybuchła brawami. Błysnęły flesze, gdy Brandon robił zdjęcia do mediów społecznościowych.
„A teraz” – powiedziała moja matka, a jej głos opadł o oktawę – „mamy też coś dla Delli”.
Ciocia Karolina podeszła z dużo większą i cięższą torbą. „Wiemy, że ostatnio masz problemy, kochanie. Dlatego przygotowaliśmy kilka rzeczy, które mogą pomóc ci stanąć na nogi”.
Przyjąłem torbę. Była ciężka. Sięgnąłem do środka i wyciągnąłem zawartość, przedmiot po przedmiocie, który mnie upokarzał.
Były tam zeszyty do planowania budżetu z tanich sklepów. Karty podarunkowe do dyskontów spożywczych. A potem, co najważniejsze: stos papierowych podań o pracę na stanowiska podstawowe – w fast foodzie, u myjni samochodowej, na recepcji.
„Przeanalizowaliśmy oferty, które pasują do twoich… umiejętności” – wyjaśniła Jessica, wskazując na aplikację do swojego biura nieruchomości. „W mojej firmie jest wolne stanowisko recepcjonistki. Będziesz odbierać telefony. Płaca nieco powyżej płacy minimalnej”.
„Najważniejsze to zrobić ten pierwszy krok” – dodała moja mama. „Nie da się dryfować przez życie bez planu”.
Madison pochyliła się do przodu, przyjmując protekcjonalny ton dobrotliwej królowej. „Właściwie dużo o tym myślałam i mam propozycję. Moje nowe stanowisko daje mi prawo do zatrudnienia osobistej asystentki. Pensja nie jest wygórowana – może 30 000 dolarów rocznie – ale dałoby ci to pewną strukturę. Mogłabyś przynosić kawę, zarządzać moim kalendarzem, zajmować się praniem chemicznym”.
Rodzina mruknęła z aprobatą. Tak hojnie. Tak miło.
„Ja… nie wiem, co powiedzieć” – wyszeptałam, zmuszając się do napływu łez do oczu.
„Powiedz tak” – zachęcał wujek Harold. „Madison oferuje ci ratunek. Przestań się chować w tej księgarni”.
„Właściwie” – przerwał Brandon, odchylając się do tyłu z zadowolonym uśmiechem – „jest jeszcze jedna sprawa. Madison i ja mamy ogłoszenie”.
Madison wstała i wzięła go za rękę. „Jesteśmy w ciąży. Dziecko ma się urodzić w sierpniu”.
Sala eksplodowała. Krzyki radości, uściski, łzy. Pośród chaosu Madison zwróciła się do mnie.
„To dziecko odziedziczy wszystko, co wartościowe w rodzinnym dziedzictwie” – powiedziała, ściszając głos tak, że tylko ja słyszałam jej jad. „Skoro postanowiłaś nie przyczyniać się do sukcesu naszej rodziny, może mogłabyś pomóc w opiece nad dziećmi. Mogłabyś wrócić do domu, pracować jako moja asystentka i niania w weekendy. To w końcu nadałoby twojemu życiu prawdziwy sens”.
Propozycja zawisła w powietrzu niczym ostrze gilotyny. Chcieli zrobić ze mnie służącą. Nianię. Gofera.
„Byłoby dla mnie zaszczytem, gdybym mógł pomóc” – powiedziałem cicho, a mój głos drżał.
„Wspaniale!” Moja mama klasnęła. „Widzisz? To kompletne rozwiązanie”.
Myśleli, że mnie naprawili. Myśleli, że wsunęli zepsuty element układanki w kąt, gdzie jego miejsce. Ale wieczór miał się zmienić w sposób, którego się nie spodziewali.
Rozdział 3: Koń trojański
Po „interwencji” rodzina przeniosła się do salonu na kawę. Madison, naładowana dopaminą uwielbienia, zaczęła rozmawiać o swoim towarzystwie.
„Opowiedz nam więcej o tym stanowisku dyrektora generalnego” – zapytał wujek Harold. „Co takiego wielkiego robi RevTech Solutions ?”
„Jesteśmy firmą konsultingową w dziedzinie technologii” – wyjaśniła Madison, a jej oczy rozbłysły. „I właśnie sfinalizuję największą transakcję w naszej historii. Mówimy o partnerstwie, które mogłoby podwoić nasze przychody z dnia na dzień”.
„Która firma?” zapytała ciocia Karolina.
Madison zrobiła dramatyczną pauzę. „ Tech Vault Industries ”.
To imię uderzyło w pokój niczym fizyczny cios. Nawet Babcia Rose wyprostowała się.
„Tech Vault?” Wujek Harold natychmiast wyciągnął telefon. „Dobry Boże, Madison. Ich wartość rynkowa przekracza miliard dolarów”.


Yo Make również polubił
„Przykro mi, proszę pana, pańska rezerwacja została anulowana” – powiedział chłodno menedżer pięciogwiazdkowej restauracji. „Ten stolik jest zarezerwowany dla ważniejszego gościa”. Głos mojej żony zadrżał. „Ale… dziś jest nasza rocznica”. Nie sprzeciwiłem się. Po prostu wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem. „Umowa najmu tej restauracji nie zostanie przedłużona” – powiedziałem spokojnie, patrząc mu w oczy – „chyba że ten człowiek zostanie zwolniony”. Dłoń menedżera zamarła – a potem menu wypadło mu z ręki, uderzając o podłogę z ciężkim hukiem.
Dziewczyna mojego współlokatora często u nas nocuje i zawsze zostawia klamerkę do bielizny na prysznicu. Za każdym razem! Nie znam jej na tyle dobrze, żeby zapytać. O co chodzi?
Odkryj zaskakujące korzyści z dodania cynamonu do papieru toaletowego!
Ciasto z ciasteczkami czekoladowymi