„Co się stanie, gdy przejdziesz na emeryturę?” zapytał.
Nie myślałem tak daleko w przyszłość. Żyłem noc po nocy, od kawy do kawy.
„Nie wiem” – przyznałem.
Potarł brodę. „Firma wprowadza program pilotażowy. Oficjalne stacje ogrzewania. Ograniczone godziny otwarcia. Zrzeczenie się odpowiedzialności. Ustrukturyzowane.”
Zmarszczyłem brwi. „Zasady”.
„Tak” – powiedział. „Ale ochrona”.
Zastanawiałem się, co to oznacza. O listach obecności, limitach i papierkowej robocie. O ludziach, których odstraszyłoby wszystko, co pachniałoby autorytetem.
„Daj mi pomyśleć” – powiedziałem.
Tej nocy powiedziałem Frankowi.
Słuchał w ciszy, ze złożonymi rękami.
„Wszystko się kończy” – powiedział w końcu. „To nie znaczy, że nie spełniło swojego celu”.
Powiedziałem Naomi. Skinęła głową, zaciskając szczękę.
„Liczby” – powiedziała. „Nic dobrego nie pozostaje proste”.
Powiedziałem chłopakowi. Wyglądał na przestraszonego.
„Czy nadal będzie dokąd pójść?” – zapytał.
„Dam sobie z tym radę” – powiedziałem, choć nie wiedziałem jak.
Pod koniec kwietnia Linda wróciła.
Prawie jej nie poznałem. Miała krótsze włosy. Jej płaszcz był nowy. Stała w drzwiach, uśmiechając się, jakby nie była pewna, czy jej na to pozwalają.
„Cześć” powiedziała.
„Cześć” – powiedziałem, wstając. „Miło cię widzieć”.
„Chciałam ci powiedzieć” – powiedziała. „Dostałam pracę. Potem pokój. Jest dobrze”.
Poczułem, jak coś mi się rozluźnia w piersi. „Cieszę się”.
Rozejrzała się po biurze. „Ty to zrobiłeś?”
„Nie sam” – powiedziałem.
Skinęła głową. „Mimo to. Dziękuję. Za tamtą noc. To było ważniejsze, niż myślisz”.
Kiedy odeszła, usiadłem ciężko.
Wtedy zrozumiałem, że nadchodzi koniec.
Nie wszystko naraz. Ale wkrótce.
I że nie musiało to skończyć się tragedią.
Część V
We wtorek skończyłam sześćdziesiąt osiem lat.
Nikt w ośrodku o tym nie wiedział. Nie wspomniałem o tym. Urodziny z czasem tracą ostrość, jak monety wygładzone przez zbyt wiele lat w obiegu. Mimo to, po cichu je uczciłem, nalałem sobie drugą filiżankę kawy i stanąłem w drzwiach biura chwilę dłużej niż zwykle, obserwując, jak słońce chyli się ku zachodowi.
Do tego czasu zakończenie nabrało już określonego kształtu.
Firma zatwierdziła pilotażowy program stacji ogrzewania na początku maja. Na początek trzy lokalizacje. Nasza była jedną z nich. Oficjalne godziny pracy. Czytelne oznakowanie. Zwolnienia. Limity pojemności. Moduły szkoleniowe, które musiałem przeklikiwać na komputerze w biurze, a każdy slajd przypominał mi, czego nie możemy obiecać i za co nie jesteśmy odpowiedzialni.
Nie było idealnie.
Ale to było coś.
Pierwsza noc w ramach nowego programu była dziwna. Ręcznie napisany szyld zniknął, zastąpiony laminowanym, punktowanym. Kanapa została. Lodówka została. Grzejnik został. Na biurku stała lista obecności, nazwiska opcjonalnie, godziny wymagane. Niektórzy zawahali się w drzwiach, z podejrzliwością wypisaną na ramionach.
„To nie jest to samo” – powiedziała cicho Naomi.
„Nie” – zgodziłem się. „Ale tak jest bezpieczniej”.
„Dla kogo?” zapytała.


Yo Make również polubił
Gęste ciasto brownie
Oczyść płuca i przestań kaszleć w ciągu trzech dni.
Tylko geniusze potrafią znaleźć człowieka wśród tych posągów
Briochy z Pizzą