Moja siostra i ja skończyliśmy studia razem, ale moi rodzice zapłacili tylko za czesne mojej siostry. „Ona na to zasługiwała, ale ty nie”. Moi rodzice przyszli na naszą uroczystość ukończenia studiów, ale ich twarze zbladły, gdy… – Page 3 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

Moja siostra i ja skończyliśmy studia razem, ale moi rodzice zapłacili tylko za czesne mojej siostry. „Ona na to zasługiwała, ale ty nie”. Moi rodzice przyszli na naszą uroczystość ukończenia studiów, ale ich twarze zbladły, gdy…

Moja mama wyglądała na zaskoczoną. „Dobrze? To wszystko?”

„Tak. Dobrze. Masz rację” – powiedziałem, wstając. „Jestem odpowiedzialny. Jestem niezależny. Sam za to zapłacę”.

„Och, Noro, kochanie, wiedzieliśmy, że zrozumiesz” – powiedziała mama z ulgą.

„Rozumiem doskonale” – powiedziałem. Wyszedłem z pokoju. Poszedłem do banku. Spojrzałem na moje małe konto oszczędnościowe. Wystarczyło na pierwszy semestr. Tylko na pierwszy. Nie miało to znaczenia. Uwolniłem się od nich. Kłamstwo w końcu się skończyło. Udawanie, że jestem rodziną z dwiema córkami, zniknęło. Mieli jedną córkę. A potem byłem ja.

Studia podzieliły nasze życie na dwie części. Granica była wyraźna i ostra. Granica między córką, która dostała wszystko, a córką, która nie dostała nic.

Życie Layi było takie, jak w filmach. Moi rodzice pomogli jej się przeprowadzić do pokoju w akademiku. Było jasno. Było ciepło. Miał duże okno. Mama kupiła jej nowego laptopa i minilodówkę. Spędzili cały weekend na urządzaniu domu. Powiesili zdjęcia i lampki choinkowe. Laya dołączyła do stowarzyszenia studenckiego. Jej strona na Facebooku była pełna zdjęć z imprez, meczów piłki nożnej i nowych znajomych.

Moje życie było niewidzialne. Przeprowadziłam się do małego, ciemnego mieszkania poza kampusem. To było najtańsze miejsce, jakie mogłam znaleźć. Z łuszczącą się farbą, kapiącym kranem i krzykami sąsiadów. Nie miałam akademika. Nie było mnie na niego stać. Nie miałam planu żywieniowego. Kupowałam makaron ramen i jajka na wagę. Miałam starego laptopa z liceum. Był wolny, a klawisz „S” się zacinał.

Moi rodzice wysyłali Layi cotygodniowe kieszonkowe. Nazywali to „pieniędzmi z paczki”. Wynosiło 100 dolarów co piątek, prosto na jej konto. Pracowałam. Dostałam pracę w bibliotece uniwersyteckiej. Było cicho, ale płacili najniższą krajową. To nie wystarczało. Więc znalazłam drugą pracę – kelnerkę w barze w centrum miasta. Pracowałam od 18:00 do 2:00 w piątki i soboty. Wracałam do domu po ciemku, z obolałymi stopami i zapachem stęchłego piwa. Spałam cztery godziny, a potem szłam do biblioteki się uczyć. Zawsze byłam zmęczona – takim zmęczeniem, które przenika do szpiku kości. Żyło w moich oczach.

Kiedy Laya zobaczyła mnie na kampusie, poczułam się, jakbym patrzyła na gościa z innego świata. Szła z siostrami ze swojego stowarzyszenia, wszystkie się śmiały, ubrane w ładne ciuchy. Ja byłam w starych dżinsach i bluzie z kapturem, z ciężkim plecakiem pełnym podręczników, które kupiłam używane.

„Nora” – wołała. „Nigdy cię nie widuję. Wyglądasz okropnie. Jesteś chora?”

„Nie, Laya. Jestem po prostu zmęczony.”

„Naprawdę powinnaś lepiej zarządzać swoim czasem” – mawiała. Nie była złośliwa. Po prostu nie miała pojęcia. Nie miała pojęcia. „Ja też jestem strasznie zajęta, tymi wszystkimi wydarzeniami mojego stowarzyszenia, ale i tak znajduję czas na sen. Trzeba tylko ustalić priorytety”.

Uśmiechnęłam się tylko. „Masz rację. Spróbuję”.

Za każdym razem, gdy mówiła coś takiego, jeszcze bardziej mnie to napędzało. Każde zdjęcie z jej fajnego studenckiego życia, które zamieszczała, pozwalało mi zaoszczędzić kolejne dziesięć dolarów. Za każdym razem, gdy mama dzwoniła i pytała: „Jak tam na studiach?”, a ja odpowiadałem: „W porządku”, a ona: „Dobrze. O, i wiesz co? Właśnie wysłaliśmy Layi pieniądze na jej wyjazd na ferie wiosenne”, szedłem do biblioteki i uczyłem się przez kolejną godzinę. Napędzał mnie gniew. To było zimne, czyste paliwo. Płonęło równo.

Studiowałam w szkole biznesu, tak jak ona. Ale nigdy nie miałyśmy razem zajęć. Byłam na zaawansowanym kierunku księgowości. Byłam w programie z wyróżnieniem. Brałam dwadzieścia jeden punktów ECTS. Ona była na standardowym kierunku marketingu, biorąc minimum dwanaście. Narzekała na swoje zajęcia. „Profesor Smith jest taki surowy” – pisała do mnie w SMS-ach. „Jego 8 rano mnie wykańcza”. Byłam na tych zajęciach o 8 rano. Byłam też na jego zaawansowanych zajęciach audytorskich o 15:00. Oceniałam też prace na jego 10 rano, żeby dorobić. Nie miałam przyjaciół. Miałam partnerów do nauki. Nie chodziłam na imprezy. Chodziłam do pracy. Nie miałam przerw. Pracowałam na podwójne zmiany.

Ale działo się coś dziwnego. Podczas gdy Laya była wspierana, była też pod opieką. Moi rodzice sprawdzali jej oceny. Mówili jej, na jakie zajęcia ma chodzić. Odwiedzali ją co drugi weekend, przynosząc pranie do domu i zabierając na kolację. Nadal była ich dzieckiem. Nadal była ich idealnym, delikatnym kwiatem, trzymanym w ich szklarni.

Byłem sam. Budowałem coś prawdziwego. Ponosiłem porażki i odnosiłem sukcesy sam. Sam wybierałem sobie zajęcia. Zbudowałem relacje z profesorami. Nie traktowali mnie jak dziecko. Patrzyli na mnie jak na dorosłego. Patrzyli na mnie jak na kolegę.

Pewnej nocy byłem w swoim mieszkaniu. To był drugi rok studiów. Jadłem zwykły ryż. Miałem 42 dolary na koncie. Czesne należało zapłacić za trzy dni. Złożyłem wniosek o pożyczkę, ale jedna z nich została opóźniona. Brakowało mi 500 dolarów.

Wpatrywałam się w ścianę. Nie mogłam zawieść. Nie mogłam się wycofać. Pomyślałam o telefonie do domu. Podniosłam słuchawkę. Wyobraziłam sobie rozmowę. Mama westchnęłaby. „Och, Nora, jesteś pewna, że ​​dobrze gospodarujesz swoimi pieniędzmi? Laya nigdy nie ma z tym problemu”. Tata byłby rozczarowany. „Myśleliśmy, że jesteś niezależna, Nora. Myśleliśmy, że sobie z tym poradzisz”. Słyszałam ich głosy tak wyraźnie – rozczarowanie, „a nie mówiłam”, ciężar. Udowodniłabym im rację – że nie dałam rady.

Odłożyłem słuchawkę. Sprzedałem podręczniki na kolejny semestr, żeby zdobyć 500 dolarów. Wiedziałem, że to głupi pomysł. Będę ich potrzebował później. Ale nie zadzwonię. Wolę ponieść porażkę na własnych warunkach niż odnieść sukces na ich warunkach. Zapłaciłem czesne o 23:58 – dwie minuty przed terminem. Położyłem się spać. Nie spałem. Po prostu leżałem, gapiąc się w sufit, a dźwięk kapiącego kranu odmierzał czas. Kap, kap, kap. To był dźwięk mojej niezależności. Było zimno. Było samotnie. To była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Ale to było moje. Budowałem własny dom. Nawet jeśli to był tylko maleńki, zimny pokój z łuszczącą się farbą, to cały był mój.

Drugi rok przerodził się w trzeci. Przetrwałam, ale nie żyłam. Byłam duchem, który chodził na zajęcia. Problem z pieniędzmi nie był jednorazowym kryzysem. To był potwór, który mieszkał w moim pokoju. Zawsze tam był. Czesne wzrosło o cztery procent. Cena moich używanych podręczników poszła w górę. Czynsz za moje zimne mieszkanie wzrósł. Pracowałam w bibliotece. Byłam kelnerką w barze, ale bar skrócił mi godziny pracy. Zatrudnili nową dziewczynę – kogoś, kto więcej się uśmiechał. Byłam tak zmęczona, że ​​zapomniałam, jak się uśmiechać. Kończyły mi się opcje. Sprzedawałam osocze dwa razy w tygodniu za 50 dolarów. Jadłam jeden posiłek dziennie. Zazwyczaj była to torebka gotowanego ryżu. Powtarzałam sobie, że wszystko w porządku. Byłam silna. Dam sobie radę. Ale byłam tak, tak głodna. Byłam tak, tak zmęczona.

Pewnej nocy wracałam z biblioteki do domu. Była zima. Padał śnieg, który zmieniał się w szarą breję. Moje buty miały dziurę w lewej podeszwie. Skarpetka była przemoczona, a stopa zdrętwiała. Zobaczyłam dziewczynę z jednej z moich klas wsiadającą do swojego nowego samochodu. To był ładny czerwony samochód. Śmiała się z koleżankami. Po prostu stałam na chodniku, z zamarzniętą stopą, i patrzyłam, jak odjeżdża.

Wróciłem do mieszkania. Usiadłem na łóżku. Nawet nie zdjąłem mokrego płaszcza. Spojrzałem na konto bankowe w telefonie. Miałem 112 dolarów. Za dwa tygodnie trzeba było zapłacić nowy rachunek za czesne. Brakowało mi 1500 dolarów. Nie było mowy. Sprzedałem wszystkie podręczniki, jakie mogłem. Nie miałem już plazmy do sprzedania przez tydzień. Nie miałem już godzin do pracy. Wyrzucą mnie ze szkoły – po tym wszystkim. Po pracy, głodzie, zimnie – obleję, bo brakowało mi 1500 dolarów.

Pomyślałam o swojej obietnicy. Nigdy więcej nie poproszę ich o pomoc. Siedziałam tam godzinę, mokra, zimna skarpeta wsiąkała mi w skórę. Moja duma była wielkim, ciężkim kamieniem, ale strach niczym fala przypływu. Fala miała się zaraz rozbić. Musiałam. Miałam ostatnią, maleńką, głupią iskierkę nadziei. Może pomogą, jeśli to będzie prawdziwy kryzys. Może po prostu chcieli, żebym najpierw spróbowała. Może – jeśli będę błagać.

Trzęsły mi się ręce. Wybrałam numer do domu. Odebrała moja mama, Karen. Brzmiała radośnie i swobodnie. „Nora, co za niespodzianka. Nigdy się do nas nie odzywasz. Jesteś jak twój ojciec, zawsze taka zajęta”.

„Cześć, mamo”. Mój głos był cichy. Brzmiał jak głos małej dziewczynki. Nienawidziłam tego.

„Jak tam w szkole? Masz dobre oceny? Laya radzi sobie świetnie. Dostała czwórkę z plusem na egzaminie z marketingu. Jesteśmy z niej tacy dumni. Myślimy o kupnie jej nowego samochodu. Bezpiecznego, wiesz.”

Zamknąłem oczy. Nowy samochód.

„Mamo” – powiedziałam, a mój głos się załamał. „Mamo, mam kłopoty”.

Jej ton się zmienił. Natychmiast. Wiatr ucichł. Teraz był lodowaty. „Jakie kłopoty, Nora? Bierzesz narkotyki? Jesteś w ciąży?”

„Nie. Nie, mamo. To czesne”. Tak się wstydziłam. Czułam się niedobrze. „Rachunek jest do zapłaty. Brakuje mi pieniędzy. Brakuje mi 1500 dolarów. Straciłam kilka godzin w pracy. Potrzebuję tylko pożyczki. Oddam ci ją. Zapłacę odsetki. Po prostu… nie stać mnie na jej spłatę. Wywalą mnie z zajęć”.

Zapadła długa cisza. W tle w jej domu słyszałem telewizor. Teleturniej. Ludzie się śmiali.

„Nora” – powiedziała, a jej głos był tak zmęczony. To był głos w stylu „jesteś problemem”. „Nie rozumiem tego. Masz pracę. Masz dwie prace. Gdzie się podziały wszystkie twoje pieniądze? Musisz nauczyć się gospodarować budżetem”.

„Ja robię budżet, mamo. Mam arkusz kalkulacyjny. Nic nie kupuję. Nie… po prostu go nie mam. To nie wystarczy. Proszę.”

„Mam mało pieniędzy, Noro” – powiedziała, myśląc o nowym samochodzie dla Layi. Kłamstwo przyszło jej z łatwością.

„Proszę tylko o pożyczkę” – wyszeptałam. Teraz błagałam. Nienawidziłam siebie. „Proszę, mamo. Wywalą mnie z domu”.

Potem westchnęła. To było westchnienie czystej irytacji, jakbym poprosiła ją, żeby mnie zawiozła do centrum handlowego. „Nora, rozmawiałyśmy o tym. Już płacimy za Layę. Jest naszą odpowiedzialnością. Musimy ją utrzymać”.

„Ja też jestem twoją córką” – słowa wyrwały mi się z gardła.

„Tak” – powiedziała. Jej głos nagle stał się bardzo spokojny, bardzo wyraźny. „I kochamy cię. Ale jesteś silna. Jesteś niezależna. Laya nie. Tak po prostu jest”.

„Więc mi nie pomożesz?”

„Musisz nauczyć się stać na własnych nogach, Noro. To jest prawdziwy świat”.

Nie mogłem mówić. Miałem ściśnięte gardło. Wtedy ona to powiedziała – zdanie, które przecięło ostatnią nić. Słowa, których nigdy, przenigdy nie zapomnę. „Już zapłaciliśmy za Layę” – powiedziała nonszalancko. „Ona na to zasłużyła. Ale ty nie”.

Świat po prostu się zatrzymał. Ty nie. Ona tego nie krzyczała. Powiedziała to, jakby mówiła o pogodzie – jakby to był zwykły fakt. Laya na to zasługiwała. Ja nie.

Nic nie powiedziałem. Co miałem powiedzieć? Miała rację. Nie zasługiwałem na to. Nie zasługiwałem na matkę. Nie zasługiwałem na rodzinę. Nie zasługiwałem na pomoc.

„Nora, jesteś tam jeszcze?”

Byłem, ale nie byłem.

„Dowiecie się, Noro” – powiedziała, a jej głos stał się teraz nieco jaśniejszy. Rozwiązała problem. Dała mi odpowiedź. „Zawsze tak robisz”. Klik. Rozłączyła się.

Siedziałam na łóżku. Wciąż byłam w mokrym płaszczu. Moja stopa była zdrętwiała. Moje serce było zdrętwiałe. Nie płakałam. Płacz był dla ludzi, którzy mieli nadzieję. Płacz był dla ludzi, którzy byli zranieni. Ja nie byłam zraniona. Byłam skończona. Ostatnia mała cząstka mnie, która była dzieckiem – ta cząstka, która czekała, aż mnie zobaczą – umarła w tej rozmowie telefonicznej. To był koniec. Nie byłam już ich córką. Nie byłam siostrą. Nie byłam częścią ich rodziny. Byłam po prostu Norą. I byłam całkowicie i ostatecznie sama.

Ogarnęło mnie dziwne uczucie. Było zimne, ale też bardzo, bardzo jasne. Nie zostanę wyrzucony. Nie poniosę porażki. Dowiem się. Nie dla nich. Nie po to, żeby udowodnić im, że się mylą, ale dla siebie. Bo byłem wszystkim, co miałem.

Zdjęłam mokry but i skarpetkę. Włożyłam suchą parę. Chwyciłam torbę. Wyszłam z powrotem na śnieg – z powrotem do biblioteki. Poszłam do całodobowej pracowni komputerowej. Znalazłam stronę internetową z awaryjnymi pożyczkami studenckimi. Oprocentowanie było okropne. Nie obchodziło mnie to. Podpisałam papiery. Będę zadłużona, ale będę na studiach. Tej nocy przestałam być ich ofiarą. Przestałam być ich córką. Po prostu zaczęłam być sobą.

Wziąłem pożyczkę ratunkową. 500 dolarów wpłynęło na moje konto i zapłaciłem czesne. Ulga trwała jakieś dziesięć sekund. Potem poczułem nowy ciężar. Byłem teraz w długach – prawdziwych długach – z wysokim oprocentowaniem, na dodatek do wszystkiego innego. Musiałem więcej pracować. Nie mogłem być po prostu duchem. Musiałem być maszyną.

Poszedłem do biura pracy dla studentów. „Potrzebuję innej pracy” – powiedziałem. „Coś?”

Kobieta spojrzała na mój grafik. „Pracujesz już dwadzieścia pięć godzin tygodniowo i bierzesz dwadzieścia jeden punktów ECTS. Z wyróżnieniem”.

„Potrzebuję innej pracy” – powtórzyłem.

Znalazła jedno: sprzątanie sal lekcyjnych w budynku biurowym. Zmiana trwała od 5:00 do 7:30, przed moimi zajęciami o 8:00.

Moje dni stały się więc rozmyte. 5:00–7:30: mycie podłóg, opróżnianie koszy na śmieci, wycieranie biurek. 8:00–14:00: zajęcia. 14:00–18:00: dyżur w bibliotece. 18:00–20:00: nauka. 20:00–0:30: kelnerka w dni, kiedy miałam wolne. 0:30: powrót do domu. Sen. Robiłam to każdego dnia. Nie byłam człowiekiem. Byłam harmonogramem. Byłam maszyną zbudowaną z kawy i strachu.

Byłem na zajęciach dla zaawansowanych. To były najtrudniejsze zajęcia na moim kierunku. Profesorem był dr Michael Adler. Był genialny i surowy. Nie znosił głupców. Uwielbiałem jego zajęcia. To była jedyna część dnia, kiedy mój umysł czuł się żywy.

Pewnego popołudnia byłem w bibliotece. Miałem się uczyć do kolokwium dr. Adlera, ale nie spałem od dwóch dni. Siedziałem przy biurku z tyłu. Położyłem głowę na otwartym podręczniku – tylko na minutę. Obudził mnie męski głos.

„Panna Bennett.”

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

7 ostrzegawczych objawów ukrytej cukrzycy

Jeśli zauważysz znaczną utratę wagi, koniecznie skonsultuj się z dietetykiem. 7. Mrowienie i drętwienie Mrowienie i drętwienie rąk, stóp lub ...

Tylko 2 filiżanki dziennie przez tydzień — naturalny napój wspomagający spalanie tłuszczu i poprawiający metabolizm

Pij 2 filiżanki dziennie: 1 filiżankę rano na czczo, 1 filiżankę wieczorem, ok. godzinę przed snem. Napój możesz podawać na ciepło ...

Przygotowanie tego przepisu zajęło mi w domu zaledwie 30 minut.

Przygotowanie: Rozgrzej piekarnik do 350°F (175°C). Lekko natłuść lub posmaruj papierem formę do pieczenia chleba o wymiarach 9×5 cali. Składniki ...

Oto co naprawdę dzieje się z trumną w krematorium

Na tym wyjątkowym i autentycznym nagraniu wideo poznajemy każdy etap: trumna jest wkładana do pieca w takiej postaci, w jakiej ...

Leave a Comment