Trzy miesiące po moim oddelegowaniu nasz konwój natknął się na improwizowany ładunek wybuchowy. Wybuch przewrócił pojazd prowadzący, poważnie raniąc dwóch żołnierzy w środku. Bez wahania pobiegłem do dymiącego wraku, ściskając torbę medyczną przy piersi. Wokół nas trzaskał ogień wroga, gdy wyciągałem sierżanta Ryana Coopera z pojazdu i rozpoczynałem leczenie. Jego tętnica udowa była przecięta, a krew pulsowała na zakurzonej drodze. „Zostań ze mną, Cooper” – nalegałem, zakładając opaskę uciskową i podłączając kroplówkę pod ostrzałem. Śmigłowiec ewakuacji medycznej przybył czternaście minut później – czternaście minut, podczas których utrzymywałem go przy życiu dzięki uciskowi ręcznemu, podawaniu płynów i czystej determinacji.
Kapitan Michael Williams był świadkiem moich działań tego dnia. „Mitchell, masz lód w żyłach” – powiedział mi później. „Cooper by nie żył, gdyby nie ty”. Wieść o tym incydencie rozeszła się po całym dowództwie. Otrzymałem Medal Pochwalny Armii z odznaką „V” za odwagę. Kiedy zadzwoniłem do domu, żeby podzielić się tą nowiną, mama odpowiedziała: „To miło, kochanie. Słyszałaś, że Ethan został młodszym wspólnikiem w swojej firmie?”
Z biegiem miesięcy wczuwałem się w swoją rolę. Zajmowałem się wszystkim, od ran bojowych po powszechne choroby, zyskując szacunek żołnierzy piechoty, którzy zazwyczaj sceptycznie podchodzili do personelu pomocniczego. Za swoje osiągnięcia awansowałem na sierżanta przed terminem. Mój dowódca odnotował w mojej ocenie, że wykazałem się „wyjątkowymi umiejętnościami medycznymi w warunkach bojowych i zdolnościami przywódczymi wykraczającymi poza jego wiek”. Podczas 18-miesięcznego pobytu uratowałem jedenaście istnień ludzkich w sytuacjach bezpośredniego starcia. Za każdym razem, gdy stabilizowałem rannego żołnierza wystarczająco długo, aby umożliwić ewakuację, czułem tak jasny i silny cel, że dezaprobata mojej rodziny wydawała się coraz bardziej nieistotna.
Kiedy mój brat Ethan ukończył studia prawnicze podczas mojej misji, moi rodzice urządzili wystawne przyjęcie. Zabrali mnie do domu na przepustkę na tę okazję – najwyraźniej bardziej dla zachowania pozorów niż z chęci zobaczenia mnie. Kontrast między moją codziennością a ich uprzywilejowaną strefą komfortu uderzył mnie od razu.
Na przyjęciu stałem niezręcznie w kącie, podczas gdy krewni i znajomi rodziny rozpływali się nad Ethanem. Mój mundur galowy przyciągał ciekawskie spojrzenia, ale zadawano niewiele pytań. Kiedy wujek w końcu zapytał o moją służbę, ojciec szybko mu przerwał. „Saurin dobrze sobie radzi z doświadczeniem w wojsku” – powiedział lekceważąco. „Ale dziś chodzi o osiągnięcia Ethana. Czy wiesz, że ukończył szkołę jako trzeci w swojej klasie?”
Później tego wieczoru moja mama zauważyła wstążki na moim mundurze. „Do czego służą te kolorowe rzeczy?” – zapytała, jakby były to ozdoby, a nie symbole służby i poświęcenia.
„Ten jest za służbę medyczną w warunkach bojowych” – wyjaśniłem. „To mój medal pochwalny z odznaką za waleczność”.
„Fascynujące” – przerwała, wyraźnie niezainteresowana. „Spotkałeś kuzynkę Allison? Właśnie skończyła staż w Johns Hopkins. To się nazywa kariera medyczna”.
Następnego dnia wróciłem do swojego oddziału, a emocjonalny dystans między mną a moją rodziną stawał się coraz większy, proporcjonalny do odległości fizycznej.
Mój drugi wyjazd miał się zbliżać, tym razem do szczególnie niestabilnego regionu. Raporty wywiadowcze sugerowały wzmożoną aktywność wroga, a nasze odprawy przed wyjazdem były otrzeźwiające. W noc przed wyjazdem podjąłem ostatnią próbę kontaktu z rodziną. Zadzwoniłem do domu, licząc na jakieś słowo otuchy.
„Zaraz wyruszymy w dość niebezpieczny rejon” – powiedziałem ostrożnie. „Chciałem tylko porozmawiać, zanim wypłyniemy”.
„Postaraj się nie zgrywać bohatera” – odpowiedział mój ojciec. „Prawdziwymi bohaterami są ci, którzy wracają do domu i robią coś wartościowego w swoim życiu”.
„Powinnam iść” – powiedziałam, powstrzymując łzy. „Jutro wcześnie wstajemy”.
„Napisz, kiedy będziesz mógł” – odparła zdawkowo moja mama. „A, i zaręczyny twojego brata są w przyszłym miesiącu. Wyślemy zdjęcia”.
Rozłączając się, zdałem sobie sprawę, że jestem naprawdę sam. Jakiekolwiek uznanie i akceptacja, których szukałem, nigdy nie nadeszłyby od rodziny Mitchellów. Tego wieczoru napisałem list do siebie, który miał zostać otwarty, jeśli nie wrócę. „Wybrałeś drogę z celem” – napisałem. „Cokolwiek się stanie, pamiętaj, że twoja wartość nie jest mierzona ich zrozumieniem”.
Sześć miesięcy po moim drugim oddelegowaniu niespodziewanie zostałem przeniesiony do zespołu wsparcia medycznego operacji specjalnych. Mój dowódca rekomendował mnie na podstawie moich osiągnięć w kilku stresujących sytuacjach. Proces selekcji był rygorystyczny – testy sprawnościowe, które wystawiały mnie na próbę, scenariusze medyczne wymagające podejmowania decyzji w ułamku sekundy, oceny psychologiczne, które miały upewnić się, że poradzę sobie ze stresem związanym z operacjami tajnymi.
„To nie jest standardowa medycyna bojowa, sierżancie Mitchell” – wyjaśnił podpułkownik James Davis podczas mojego briefingu. „Będziecie operować z małymi zespołami w warunkach wysokiego ryzyka, z minimalnym wsparciem. Misje są tajne, a margines błędu wynosi zero”.
Moje szkolenie w zespole operacji specjalnych różniło się od wszystkiego, czego doświadczyłem wcześniej. Ćwiczyliśmy procedury medyczne w warunkach niedoboru snu, przeprowadzaliśmy operacje w symulowanych pojazdach i uczyliśmy się zaawansowanych technik, których nie naucza się na standardowych kursach medycyny bojowej. Elitarni operatorzy, z którymi się szkoliłem, byli profesjonalistami, dla których kompetencje były ważniejsze niż płeć czy pochodzenie. Po raz pierwszy czułem się oceniany wyłącznie na podstawie moich umiejętności.
15 kwietnia nasz zespół otrzymał informację o amerykańskich zakładnikach przetrzymywanych w odległym ośrodku górskim. Trzech pracowników organizacji pomocowych zostało schwytanych dwa tygodnie wcześniej, a dane wywiadowcze sugerowały, że zostaną przewiezieni w ciągu czterdziestu ośmiu godzin – prawdopodobnie z egzekucją na wizji. Nasz dwunastoosobowy zespół, w tym ja jako jedyny medyk, otrzymał zadanie ich uwolnienia.
Odprawa przed misją przebiegała w napiętej atmosferze. Zdjęcia satelitarne pokazywały silnie strzeżony kompleks w górzystym terenie. Plan zakładał nocny nalot helikopterem, precyzyjny nalot na kompleks i natychmiastowe uwolnienie zakładników. Jako sanitariusz zespołu miałem pozostać w helikopterze do czasu, aż zespół szturmowy zabezpieczy zakładników, a następnie wkroczyć do akcji, aby w razie potrzeby udzielić natychmiastowej pomocy.
„Ci zakładnicy prawdopodobnie byli maltretowani” – powiedziałem zespołowi podczas odprawy medycznej. „Spodziewajcie się odwodnienia, niedożywienia, a być może także obrażeń od tortur. Naszym priorytetem jest stabilizacja do transportu”.
Wystartowaliśmy tuż po północy – dwa helikoptery Blackhawk przecinały bezksiężycową noc. Zespół milczał, każdy w myślach przygotowywał się na to, co go czekało. Po raz ostatni sprawdziłem torby medyczne, upewniając się, że każdy element sprzętu jest dostępny jedynie dotykiem. Kapitan Aaron Davis, nasz dowódca, złapał moje spojrzenie i skinął głową. Słowa nie były potrzebne.
Dwadzieścia minut od celu doszło do katastrofy. Systemy ostrzegawcze zawyły, gdy śmigłowiec prowadzący został ostrzelany z ziemi. Pilotka, major Samantha Reynolds, walczyła o utrzymanie kontroli nad maszyną, gdy zawiodły systemy hydrauliczne. Przygotowałem się, gdy śmigłowiec opadał spiralnie, wykonując twarde lądowanie awaryjne w wąskiej dolinie trzy mile od naszego celu.
Uderzenie rzuciło mną o ścianę kabiny, na chwilę mnie ogłuszając. Kiedy odzyskałem wzrok, zobaczyłem dym wypełniający kabinę i usłyszałem jęki rannych. Szkolenie przejęło kontrolę. Podszedłem do kokpitu, gdzie major Reynolds zwisał nad sterami, krwawiąc z rany głowy. Drugi pilot, porucznik James Wilson, miał wieloodłamowe złamanie lewego ramienia. „Musimy ruszać!” – krzyknął kapitan Davis, przekrzykując hałas drugiego śmigłowca krążącego nad nami. „Wrogowie zbliżają się do naszej pozycji”.
Ustabilizowałem szyję major Reynolds podczas wyciągania jej z kokpitu, założyłem opatrunek uciskowy na ranę głowy i podałem leki przeciwbólowe. Porucznikowi Wilsonowi szybko usztywniłem ramię i podałem morfinę w zastrzyku. Podczas gdy wokół nas rozgorzała strzelanina, pomogłem przeciągnąć obu pilotów na pozycje obronne za pobliskimi skałami.
„Drugi śmigłowiec nie może wylądować” – zameldował Davis. „Za dużo ognia wroga. Jesteśmy zdani na siebie, dopóki nie opuszczą strefy lądowania”. W ciągu kilku minut zostaliśmy otoczeni. Nasz dwunastoosobowy zespół – poważnie ranny – stawił czoła około trzydziestu wrogim myśliwcom. Podzieliłem uwagę między odpowiadanie ogniem a monitorowanie rannych pilotów. Kiedy specjalista Thomas Rivera został postrzelony w udo, przeczołgałem się przez strzelaninę, żeby do niego dotrzeć. „Uciskaj tutaj” – poinstruowałem, kierując jego ręce na ranę, podczas gdy ja przygotowywałem opaskę uciskową. Wrogie pociski wzbijały ziemię o cale od nas, gdy pracowałem.
Przez cztery godziny utrzymywaliśmy pozycję, amunicja niebezpiecznie się kończyła. Przechadzałem się między rannymi, zmieniając opatrunki, podając płyny i utrzymując drożność dróg oddechowych. Kiedy starszy sierżant Derek Phillips został trafiony w klatkę piersiową – kula o włos minęła serce – przeprowadziłem awaryjną dekompresję igłową jego zapadniętego płuca, używając latarki trzymanej w zębach, żeby widzieć.
„Mitchell” – zawołał kapitan Davis. „Potrzebujemy współrzędnych do nalotu. Tylko ty masz widoczność do głównych pozycji wroga”. Doczołgałem się do krawędzi naszego obwodu obronnego, wystawiając się na ostrzał wroga, aby uzyskać niezbędny obraz. Kula musnęła mój hełm, gdy podawałem precyzyjne współrzędne przez radio. Kilka minut później huk myśliwców poprzedził eksplozję, która uciszyła połowę pozycji wroga.
Gdy noc ustąpiła świtowi, nasza sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła. Stan majora Reynoldsa pogarszał się, a mieliśmy trzech kolejnych rannych członków zespołu. Kiedy wrogowie okrążyli naszą pozycję, granat eksplodował niedaleko mnie, rozsiewając odłamki w moją lewą nogę. Ból był natychmiastowy i intensywny, ale nie było czasu, żeby się nim zająć. Sierżant Kyle Bennett został ciężko ranny w tej samej eksplozji. Pomimo obrażeń, przeciągnąłem go dwadzieścia jardów, żeby lepiej się osłonić, założyłem mu opatrunek na ssącą ranę klatki piersiowej i założyłem wenflon, jednocześnie osłaniając go własnym ciałem przed ostrzałem. „Zostań ze mną, Bennett” – nalegałem, obserwując spadek saturacji na moim przenośnym monitorze. „Twoje dzieci potrzebują cię, żeby walczyć”.
Do południa przybyły posiłki wroga. Kapitan Davis podjął trudną decyzję o rozdzieleniu naszego zespołu. „Mitchell, zabierz czterech najciężej rannych i kieruj się na wschód, w stronę tego grzbietu. Reszta z nas utworzy dywersję. Drugi śmigłowiec cię tam zabierze”. Zorganizowałem ewakuację, tworząc improwizowane nosze dla majora Reynoldsa i sierżanta Bennetta. Noga pulsowała mi przy każdym kroku, gdy prowadziłem naszą małą grupę przez nierówny teren, nieustannie sprawdzając stan rannych. Szliśmy przez noc, unikając patroli wroga, a moje zapasy medyczne kurczyły się z każdym kolejnym zabiegiem.


Yo Make również polubił
Domowe marynowane czerwone cebule
Wraz z nadejściem cieplejszych dni przysięgam, że ten trik pozwoli mi pozbyć się wszystkich much, komarów i insektów
Kiedy jestem leniwy, zawsze robię ten deser. „Napoleon w szklance”: wystarczy polizać palce. Zjedzone w 2 minuty
Znaczenie czerwonej bransoletki i dlaczego nosi się ją na lewej ręce