Tylko dla celów ilustracyjnych.
W międzyczasie zadomowiłam się w domu mojego dziadka.
Pomalowałam werandę na piękny zielony kolor, o którym zawsze opowiadał. Wypieliłam ogródek i zasadziłam lawendę. Powiesiłam jego ulubiony obrazek z wędkowaniem przy drzwiach wejściowych.
W kuchni wciąż unosił się zapach gulaszu, który tak uwielbiał… tymianku, wspomnień i ciepła, które nie oczekiwało niczego w zamian.
Pewnej niedzieli zawiozłem Coopera, mojego psa ze schroniska, chudego kundelka z sercem zbyt dużym jak na łapy, na cmentarz. Usiedliśmy obok grobu mojego dziadka, a poranne słońce ledwo wystawało zza pomnika.
„Jestem dumny, że jestem twoim wnukiem” – mruknąłem, kładąc dłoń na chłodnym marmurze.
Cooper biegał okrążenia wokół cmentarza, aż się zmęczył, a potem wyszliśmy.
Zastanawiałem się, czy za każdym razem, gdy na mnie patrzyła, widziała mojego biologicznego ojca.
Czy to dlatego zawsze trzymała mnie na dystans? Czy moje spojrzenie przypominało jej o błędzie lub akcie buntu, którego nie mogła cofnąć?
Nie wiedziałem. I może nigdy się nie dowiem. Bo nie potrzebowałem odpowiedzi. Miałem już jedyną ojcowską postać, jakiej kiedykolwiek potrzebowałem. I nie martwiłem się o krew, DNA ani imię człowieka, który pomógł mi się stworzyć.
Nie chciałam go znaleźć. Nikt żyjący nie mógłby pójść w ślady Ezry.
I szczerze? Miałem już dość szukania kogoś innego.
Yo Make również polubił
Nieodparta sałatka z buraków, marchwi i kapusty: nowy przepis, który pokochasz
8 urządzeń, które zużywają prąd nawet po wyłączeniu
Matka mówi, że jej córka została ugryziona 25 razy w żłobku
Magiczna sztuczka, dzięki której pelargonie będą kwitły przez cały rok