„Tak.”
„I Instant Pot.”
“Tak.”
„I dobre noże.”
„Zapomniałem o ostrzałce” – powiedziałem. „Pewnie jest za mąką”.
Na sekundę jej usta drgnęły, a potem stwardniały. „Muszę to powiedzieć, bo jesteś moją matką. Przepraszam za to, jak to powiedziałam. Cały czas miałam zamiar powiedzieć to łagodniej, a potem tego nie zrobiłam. Ja… ciągle to odkładałam, bo wiedziałam, że będzie bolało. A potem sprawiłam, że bolało jeszcze bardziej”.
Czajnik na kuchence wydawał odgłos stygnięcia, był to drobny znak interpunkcyjny.
„Nie wracam” – powiedziałem.
Skinęła głową, jej oczy rozbłysły. „Wiem”.
Siedzieliśmy w cichym szmerze osiadającego budynku. Gdzieś w oddali zanikł dźwięk syreny. Kiedy wstała, położyła na stole dwie złożone kartki papieru. „Chłopcy to dla ciebie narysowali. Mają… pomysły na czwartkowe wieczory”.
„Karty?” – zapytałem, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
„Pizza” – powiedziała. „I… śpiwory. U babci”.
„Zaczniemy od pizzy.”
W drzwiach zawahała się. „Mamo, poprosisz o pieniądze? O zaliczkę… o lata?”
„Nie” – powiedziałem. „Liczyłem na zdrowy rozsądek, nie na sąd”.
Skinęła głową ponownie, wyglądając jednocześnie młodziej i starzej. „Dobrze”. Sięgnęła do klamki, a potem cofnęła rękę. „Nienawidziłby tego”, powiedziała. „Tato”.
„Tak” – powiedziałem. „Zbudowałby półkę na książki, żeby mieć do czego zakotwiczyć tę rozmowę”.
Wtedy się roześmiała, cichym czkawką dziewczyny, która dzwoniła do mnie ze studiów, żeby zapytać, czy jajka można zamrozić. Weszła na korytarz, a ja zamknąłem za nią drzwi.
W czwartek wyłożyłam papierowe talerzyki i starą szachownicę, którą znalazłam w bibliotece w pokoju rekreacyjnym. Leota zapukała do drzwi o szóstej z zapiekanką w kolorze słoneczników. „Dla chłopaków” – powiedziała. „Nie waż się mówić im, że jest w niej szpinak”.
O szóstej piętnaście na klatce schodowej wybuchła panika, a potem moje drzwi wypełniły się dwiema twarzami, które znałam lepiej niż własną. Uklękłam. Uderzyły we mnie z taką siłą, że aż się zatoczyłam na piętach.
„Babciu” – powiedział ktoś w moje ramię. „Tata mówi, że twój telewizor jest mniejszy”.
„Tak” – powiedziałem. „Ale moja miska na popcorn jest większa”.
Spojrzeli na mnie, jakbym urodziła królika. W kącie stał Taran, trzymając pizzę jak flagę pokoju.
„Wrócimy o dziewiątej” – powiedziała. „Czy to w porządku?”
„Dziewiąta trzydzieści” – powiedziałem. „Mamy sporo do nadrobienia”.
Położyła pudełko na ladzie i pocałowała każdego chłopca we włosy. „Nie namawiaj jej na psa” – powiedziała. „Mówię poważnie”.
Kiedy wyszła, chłopcy rozglądali się po moim studio, jakby to było muzeum zbudowane na ich skalę. Pokazałem im, gdzie są kubki, jak lampa grzeje się, gdy pociągnie się za łańcuszek dwa razy, i sekret skrzypiącej podłogi w łazience. Jedliśmy na podłodze, pozwalając tłuszczowi spływać po podłodze, wycieraliśmy ją serwetkami i nie przepraszaliśmy. Potem wyciągnąłem stare pudełko po butach ze zdjęciami, tymi, których nikt już nie chciał na korytarzu.
„Kto to?” zapytał ktoś, dotykając zdjęcia Eliego z głową odchyloną do tyłu, jakby chciał napić się nieba.
„To twój dziadek” – powiedziałem. „Nauczył mnie źle tańczyć i trzymać zapasowe klucze pod terakotową doniczką”.
„Co to jest terakota?”
„Rodzaj gliny, która zapamiętuje twoje dłonie”.
Skinęli głowami, jakby to była zasada fizyki, i zapytali, czy mam lody. Nie miałem, ale Leota tak, i wsunęła je pod moje drzwi jak w spisku, kiedy zapukałem do jej drzwi i szepnąłem przez drewno: „Dla dorastających chłopców”.
O wpół do dziesiątej Taran wróciła z miną, która mówi „wszystko w porządku”, nawet gdy nikt nie pytał. Rozejrzała się, jakby porównywała moje milczenie z własnym hałasem, i wzięła głęboki oddech.
„Pachnie jak… książki” – powiedziała, co w jej ustach oznaczało „bezpiecznie”.
„Zapach jak w mieszkaniu z otwieranym oknem” – powiedziałem.
Przechyliła głowę, a potem, zaganiając chłopców, powiedziała bezgłośnie: „Dziękuję” i odeszła.
Następnego ranka poszłam do sklepu z narzędziami na Elm, miejsca z pojemnikami z gwoździami wyglądającymi jak cukierki i dzwonkiem, który dzwoni sekundę po wejściu, jakby najpierw nabrał powietrza. Młody sprzedawca z kolczykiem w nosie zapytał, czego potrzebuję, a ja zaskoczyłam samą siebie, odpowiadając: „Poziomka, dwa kątowniki, te filcowe podkładki, które zapobiegają rysowaniu podłogi na krzesłach i rolka niebieskiej taśmy malarskiej”. Zaniosłam torbę z powrotem pod pachą jak bukiet. Własnym oddechem ustawiłam półkę na poziomie, powiesiłam rysunki chłopców w równym rzędzie i wsunęłam listę za drzwiczki szafki zatytułowaną „RZECZY, KTÓRE MOGĘ NAPRAWIĆ”.
W weekend miałam już trasę: targ, biblioteka, pokój rekreacyjny, dom. W niedzielę Leota pokazała mi ogród na dachu, który dwoje lokatorów utrzymywało przy życiu uporem i deszczem. „Pomidorom nie zależy na tym, ile masz lat” – powiedziała, klepiąc ziemię. „Liczy się tylko to, czy pamiętasz o ich pragnieniu”.
Posadziliśmy bazylię w plastikowej doniczce i jeden nagietek, bo po prostu zdawał się nas słuchać.
Tego popołudnia nadeszła wiadomość z numeru, który znałem aż za dobrze. Tym razem od Nilesa: „Brakuje nam wielu rzeczy. Nie oskarżam, ale czy moglibyśmy odzyskać dywan? Jest zimny na płytkach”.
Wpisałam: „Za te płytki możesz kupić dywanik”. Potem, bo złośliwość się kumuluje, usunęłam wpis i odłożyłam telefon do szuflady.
We wtorek paczka z moim nazwiskiem poszła na stary adres. Zadzwonił kurier i umówiłem się na odbiór z ganku. Powiedziałem sobie, że mogę stanąć na tym stopniu jak ktoś wychodzący na zewnątrz po burzy, powąchać mokry płot i wyjść. Tylko tyle.
Kiedy przyjechałem, trawnik miał nową geometrię, w czyimś guście: krzesła ogrodowe przysunięte tuż pod drzwi, uchylony kosz na śmieci. Przez okno od frontu widziałem Bet układającą witaminy na tacy z dniami tygodnia, z ogniskiem, które zbierałem na trójdzielne kartki na targi naukowe. Zdjęcie rodzinne nad kominkiem znowu się zmieniło. Nie moje, nie Nilesa, ale puste płótno czekające na zdjęcie, którego nikt jeszcze nie wydrukował.
Drzwi uchyliły się odrobinę. Dorian wyjrzał przez nie jak człowiek wiecznie zaskoczony pogodą. „Och” – powiedział. „To ty”.
„Paczka” – powiedziałem, trzymając dokument jak paszport.
„Dobrze” – powiedział i ruszył w stronę kuchni.
„Nie wypuszczaj ciepła!” zawołała Bet, a drzwi przesunęły się bliżej moich kolan w sposób, który nie był osobisty, a wręcz przeciwnie, bardzo mnie zaintrygował.
Dorian wrócił, wręczył mi wyściełaną kopertę i podrapał się po karku.


Yo Make również polubił
Faworki na piwie
Po siedmiu latach ignorowania moich wiadomości, mój syn zapukał do drzwi: Usłyszeliśmy o spadku po tacie…
Osiągnięcie pięknych róż: Kiedy i jak przycinać krzew różany
10 praktycznych pomysłów, jak dać starym prześcieradłom drugie życie i jednocześnie zaoszczędzić pieniądze w domu