.
Miał na sobie starą czapkę baseballową, pogniecioną koszulę z kołnierzykiem, wyprasowaną do tego stopnia, że materiał wyglądał na cienki, i czarne spodnie, które niewygodnie opinały mu nogi. Jego plecy były mokre od potu od noszenia moich kartonowych pudeł i małej malety.
Trzymał pudełko, jakby zawierało coś kruchego i bezcennego. W środku znajdowały się „prezenty z domu”: kilka kilogramów ryżu, szklany słoik tuyo i tinapa oraz kilka małych torebek prażonego mani zawiniętych w gazetę.
W autobusie kurczowo trzymał się fotela, aż zbielały mu kostki. Ruch uliczny w Manili go przytłaczał – autobusy, jeepneye, trąbienie, chaos.
Gdy w końcu dotarliśmy do akademika, bez słowa skargi wniósł wszystko na trzy piętra, mimo że z każdym krokiem jego oddech stawał się cięższy.
Spokojnie ułożył moje rzeczy: mały wentylator elektryczny, cienki materac, książki ułożone równo na biurku.
Nanay nie mogła przyjechać, pracowała w polu. Byliśmy tylko we dwoje.
Zanim wyszedł, stanął w drzwiach i spojrzał na mały pokój.
– Ang lit – powiedział półżartem. “Pero kaya mo ‘yan. Malaki ang pangarap mo.”
Sięgnął do kieszeni i wyciągnął zmiętą kopertę.
„May konti pa dito” – powiedział, podając mi go. „Pang dagdag mo sa unang buwan.”
„Nie mogę tego znieść, Tay” – zaprotestowałem. „Potrzebujesz tego”.
„Tata nie wie, czego się uczysz” – powiedział powoli – „ale cokolwiek będziesz studiować, Tatay to zrobi. Nie martw się”.
Dopiero gdy odszedł i otworzyłem pudełko z lunchem, owinięte w liście bananowca, zobaczyłem na spodzie małą złożoną kartkę.
Jego pismo było brzydkie i nierówne, jakby każdą literę trzeba było siłą wcisnąć na stronę.
“Anak,
Kahit hindi ko alam lahat ng ginagawa mo sa school, alam ko na kaya mo.
Huwag kang matakot sa hirap. Sanay na tayo sa hirap.
Kaya natin ‘to.
– Tatay”
Nie płakałam przy nim. Ale tej nocy, sama na cienkim materacu, z hałasem miasta na zewnątrz, przycisnęłam list do piersi i szlochałam, aż poduszka zrobiła się mokra.
Spędziłem cztery lata na studiach, a potem kontynuowałem naukę na studiach podyplomowych.
Te lata to był istny chaos wykładów, egzaminów, projektów grupowych, kolokwiów, prac badawczych, późnych wieczorów w bibliotece i dorywczych prac. Podejmowałam się każdej pracy, jaką mogłam znaleźć: obsługi fast foodów, korepetycji, asystentki bibliotecznej.
Wielokrotnie miałem ochotę się poddać.
Był taki semestr, kiedy mój profesor powiedział mi, że mój angielski „nie jest wystarczająco akademicki”.
Pewnego razu mój projekt pracy magisterskiej został odrzucony dwa razy i musiałem zaczynać wszystko od nowa.
Nadszedł dzień, w którym dowiedziałem się, że mój kolega z klasy, którego rodzina prowadziła kilka firm, dostał staż w Makati, o jakim ja mogłem tylko pomarzyć.
Artykuły na przyjęcie urodzinowe
Za każdym razem, gdy czułem niepokój i brak pewności siebie, przypominałem sobie dłonie Tataya.
Szorstki, popękany, pokryty bliznami.
Ręce, które dźwigały pustaki, stalowe pręty, worki z cementem cięższe od całego mojego ciała. Ręce, które pracowały w południowym upale i niewygodzie deszczu.
Kiedy wracałem do domu na przerwy, widywałem go na placach budowy.
Kiedyś odwiedziłem go bez zapowiedzi. Znalazłem go siedzącego u stóp betonowego szkieletu budynku, bez kasku, z potem spływającym mu po karku. Oddychał płytko, jakby w płucach miał kamienie.
„Tay” – powiedziałam spanikowana. „Wszystko w porządku?”
Uśmiechnął się słabo. „Napagod lang.”
Jego dłonie drżały, gdy odbierał od współpracownika plastikowy kubek z wodą. Jego paznokcie były pokryte pyłem cementowym.
Powiedziałem mu, że powinien odpocząć i poszukać czegoś łatwiejszego.
Machnął lekceważąco ręką.
„Tatay wciąż potrafi” – powiedział, wymuszając uśmiech. „Kiedy jestem zmęczony, myślę: »Robię doktorat« – i czuję dumę”.
Oboje się zaśmialiśmy.
Nie odważyłam się powiedzieć mu, że doktorat oznacza więcej lat nauki, wyższe czesne i więcej poświęceń.
Nie powiedziałam mu, że czasami nienawidzę siebie za to, że tak bardzo tego pragnę.
Studia podyplomowe to był zupełnie inny świat.
Uniwersytet w Diliman wydawał się niemal obcym krajem, gdy po raz pierwszy wszedłem na teren kampusu. Budynki wydawały się większe. Profesorowie mówili szybciej. Oczekiwania były wyższe.
Byłem starszy od niektórych moich kolegów z klasy i biedniejszy od niemal wszystkich z nich.
Bywały noce, kiedy bolał mnie brzuch z głodu, bo wolałam kserokopie niż porządny posiłek. Były dni, kiedy udawałam, że nie jestem zmęczona, bo nie chciałam, żeby ktokolwiek widział, jak bardzo się męczę.
Ale za każdym razem, gdy myślałam o rzuceniu tego wszystkiego, wyobrażałam sobie Tataya wspinającego się po rusztowaniu w popołudniowym słońcu, o jeden błąd od upadku, a wszystko po to, abym ja mogła usiąść w dobrze oświetlonej klasie i napisać swoje imię na papierze.
Nie miałem prawa się poddać.
Lata znów się zatarły.
Praca zaliczeniowa. Egzaminy kompleksowe. Obrona wniosków. Praca w terenie. Analiza danych. Szkice i poprawki.
Doktorat stał się nie tylko tytułem naukowym, ale i obietnicą. Sposobem na usprawiedliwienie wszystkiego, co zrobili moi rodzice.
Kiedy dzwoniłam do domu, Nanay zawsze zadawała te same pytania.
„Kumakain ka ba?”
„May kaibigan ka ba diyan?”
„Może dziewczyna na?”
Tatay też zawsze miał takie same. Mniej słów, ale cięższe.
„OK, ka lang ba?”
„Hindi ka ba napapagod?”
„Kaya mo pa?”
Czasami mówił po prostu: „Kaya natin ‘to” i szybko się rozłączał, jakby wstydził się powiedzieć coś sentymentalnego.
Z czasem jego głos się zmieniał. W zdaniach było więcej powietrza, więcej pauz. Czasami kaszlał w środku słowa.
„Tay, może sakit ka ba?” Zapytałem raz.
„Ubo lang” – odpowiedział. „Trabaho par rin si Tatay.”
Powiedziałem mu, żeby poszedł do kliniki. Zaśmiał się.
„Mas mahal pa yung gamot kesa sa sahod ko” – zażartował. „Mamaya na ‘yan. Pag Mayaman ka na.”
W dniu obrony mojej pracy doktorskiej na Uniwersytecie Pacyfiku w Diliman niebo było szare i ciężkie, jakby nie mogło się zdecydować, czy ma padać deszcz, czy ma świecić słońce.
Błagałam Tataya przez wiele tygodni.
Na początku odmówił.
„Magastos ang pamasahe” – powiedział. „Nakakahiya naman sa profesor mo. Wala akong damit na maayos.”
„Nie obchodzi mnie to” – upierałem się. „Chcę, żebyś tam był. Potrzebuję cię tam”.
Nanay przyłączył się do kampanii nacisków.
„Punta ka na” – powiedziała. „Minsan lang ‘to sa buhay natin.”
W końcu westchnął i poddał się.
– Bahala na – mruknął. „Pupunta na si Tatay.”
Pożyczył garnitur od kuzyna – stary granatowy płaszcz, który był nieco za szeroki w ramionach i za ciasny w talii. Spodnie zostały pospiesznie skrócone, szwy były widoczne, gdy chodził. Nosił skórzane buty o rozmiar za małe, przez co chodził, jakby podłoga była nierówna.
Przybył rano w dniu obrony z Nanay. Oboje nieśli plastikowe torby z przekąskami „na wszelki wypadek”. Jego włosy były zaczesane do tyłu z użyciem zbyt dużej ilości żelu, a policzki świeżo ogolone, choć miejscami zadraśnięte.
Wyglądał na skrępowanego w holu, otoczony studentami w strojach business casual i profesorami w skórzanych butach i teczkach. Nieustannie wygładzał marynarkę, poprawiał kołnierzyk, wycierał dłonie o spodnie.
Przedstawiłem go moim kolegom z klasy i mojemu opiekunowi.
„To mój Tatay” – powiedziałem.
Nieśmiało się uśmiechnął i skinął głową, niepewny, czy podać rękę, czy się ukłonić.
W środku sali siedział w ostatnim rzędzie, z wyprostowanym kręgosłupem i rękami na kolanach. Wpatrywał się we mnie, jakbym był jedyną osobą w pomieszczeniu.
Podczas prezentacji starałem się skupić na slajdach: metodologii, strukturze, wnioskach, implikacjach.
Ale czasami, gdy spoglądałem na publiczność, widziałem go.
Pochylał się do przodu, mrużąc oczy i wpatrując się w projektor, udając, że rozumie takie słowa jak „fenomenologia”, „analiza dyskursu”, „pozycjonalność”.
Nie zrozumiał treści. Ale zrozumiał jej wagę.
Każdy wykres, każdy akapit, każdy cytat był cegłą, którą pomógł nieść, nie znając jej nazwy.
Pytania panelu były precyzyjne i wymagające.
„Dlaczego wybrałeś właśnie te ramy?”
„Jak radzisz sobie z ograniczeniami?”
„Jaki jest Twój wkład w tę dziedzinę?”
Odpowiedziałem najlepiej jak potrafiłem, z mocno bijącym sercem i lekko drżącymi rękami.


Yo Make również polubił
Jedna filiżanka i wzrok jak w wieku 20 lat. Tylko uprzejmi członkowie powiedzą dziękuję za przepis
Przepis na tradycyjne danie z Lombardii
Mus Żelatynowy: Lekkie i Delikatne Słodkie Cudo
Kruche Ciasteczka – Gotowe w 5 minut! Rozpływają się w ustach!