Powoli dokończyła owsiankę, choć straciła apetyt. Potem wstała i spojrzała na swoje odbicie w lustrze w holu. Okrągła twarz, podwójny podbródek, szerokie biodra pod bezkształtnym szlafrokiem. Kiedy przestała się rozpoznawać? Kiedy przestała być tą dziewczyną, która kiedyś rozświetlała parkiety i przyciągała zachwyt?
Telefon Dariusza zawibrował na stole. Zapomniał go.
Amara automatycznie spojrzała na ekran i zobaczyła wiadomość od Tiffany.
Kochanie, czekam na ciebie dziś wieczorem u mnie. Bardzo za tobą tęsknię.
Serce jej zamarło. Ręce zaczęły drżeć.
Amara otworzyła telefon. Znała hasło. Darius nigdy nie uważał za konieczne jego zmiany. Korespondencja była długa, szczera i pełna czułości i namiętności, których od lat brakowało jej w życiu z Dariusem.
Tiffany. Dwudziestosześcioletnia. Sekretarka w jego biurze. Szczupła, energiczna, z długimi nogami na zdjęciach. Amara już nie była wszystkim, czym była.
Amara opadła na krzesło, wciąż ściskając telefon. W jej wnętrzu nie było furii, nie było potrzeby krzyczeć. Była tylko pustka, zimna, pochłaniająca wszystko próżnia.
Odłożyła telefon i poszła do sypialni. Wyjęła z szafy stary album ze zdjęciami.
Oto ich ślub. Była w białej sukni, szczupła i szczęśliwa.
Oto narodziny Caleba.
Tak wyglądały ich ostatnie wspólne wakacje, trzy lata temu.
Kiedy wszystko się zmieniło? Kiedy stała się niewidzialna dla własnego męża?
Tego wieczoru Dariusz wrócił późno, blisko północy.
Amara nie spała, leżała w ciemności, wpatrując się w sufit. Słyszała, jak cicho rozbiera się na korytarzu, starając się nie hałasować, a potem wchodzi do łazienki. W powietrzu unosił się zapach perfum nieznajomego.
„Nie śpisz?” zapytał zaskoczony, wchodząc do sypialni.
„Nie mogę spać” – odpowiedziała Amara beznamiętnym głosem.
Darius położył się po swojej stronie łóżka, odwrócony twarzą do ściany. Dzielił ich prawie metr odległości, ale czuł się jak w przepaści.
„Dariuszu” – zawołała cicho.
„Co? Jestem zmęczony, Amara.”
„Zapomniałeś dziś rano telefonu.”
Zapadła między nimi cisza. Amara poczuł, jak jego ciało się napina, a głos staje się ostrożny.
„Przyszła wiadomość. Widziałem ją.”
Darius gwałtownie usiadł na łóżku i zapalił lampkę nocną. Jego twarz była blada, ale nie wyrażała poczucia winy. Był zirytowany.
„Przeczytałeś moje wiadomości?”
„Było na ekranie”. Amara też usiadła. „Tiffany. Jak długo?”
Dariusz przesunął dłonią po twarzy, po czym zaśmiał się krótko i nerwowo.
„Sześć miesięcy. Może więcej. Jaka różnica?”
„Jaka jest różnica?” powtórzyła Amara, czując, jak coś, co od dawna uważała za martwe, zaczyna w niej wrzeć. „Zdradzasz mnie od sześciu miesięcy i pytasz, jaka jest różnica?”
„A czego się spodziewałaś?” Dariusz odwrócił się do niej z zimnym gniewem w oczach. „Spójrz na siebie. Spójrz, kim się stałaś. Przestałaś o siebie dbać. Przestałaś być kobietą. Jesteś tylko meblem. Wygodnym, zwyczajnym meblem.”
Każde słowo było jak policzek.
„Urodziłam twoje dziecko” – głos Amary zadrżał. „Wychowałam je. Prowadziłam dom. Pracowałam”.
„A ty jadłaś wszystko, co wpadło ci w oko” – przerwał mu Darius. „Nie szukaj wymówek. Tiffany jest od ciebie dziesięć lat młodsza, ale znajduje czas na siłownię i dla siebie. Chce być atrakcyjna. A ty? Kiedy ostatnio nosiłaś coś innego niż te worki?”
Amara milczała. Słowa utknęły jej w gardle.
„Wychodzę” – powiedział nagle Dariusz. „Nie mogę już tak żyć. Ona spodziewa się dziecka. Mojego dziecka. I chcę być z nią”.
Świat się zawalił. Po prostu zawalił się w jednej chwili.
„Co?” – wykrztusiła Amara.
„Słyszałaś. Wyprowadzam się za kilka dni. Mieszkanie jest twoje. Nie jestem chciwa. Będę płacić alimenty na Caleba, ale muszę żyć swoim życiem, Amaro. I nie mam z tobą przyszłości”.
Położył się z powrotem i zgasił światło, jakby właśnie rozmawiał o pogodzie, a nie niszczył dwudziestu lat wspólnego życia.
Amara siedziała w ciemności, niezdolna się ruszyć. Wszystko w niej było odrętwiałe. Nie płakała. Nie było łez. Była tylko pustka tak głęboka, że czuła, iż mogłaby w nią wpaść i zniknąć.
Rano Dariusz spakował walizkę. Zrobił to szybko, sprawnie, nie patrząc na żonę.
Amara stała w drzwiach sypialni, w milczeniu patrząc, jak mężczyzna, z którym spędziła ponad połowę swojego dorosłego życia, wychodzi z niej.
„Wrócę za tydzień po resztę moich rzeczy” – mruknął, zapinając walizkę. „Kiedy wrócę, chcę, żeby wszystko zniknęło. Sam porozmawiam z Calebem, kiedy wróci od dziadków”.
„Jak zamierzasz powiedzieć swojemu synowi, że zostawiłeś jego matkę dla dziewczyny, która jest na tyle młoda, że mogłaby być twoją córką?” – zapytała cicho Amara.
„Powiem mu prawdę. Że ludzie się zmieniają. Że miłość przemija. Jest malutki. Przejdzie mu. Dzieciaki przyzwyczajają się do wszystkiego”.
Dariusz wziął walizkę i skierował się do drzwi.
„Żegnaj, Amara. Nie gniewaj się. Tak będzie lepiej dla wszystkich”.
Drzwi się zamknęły. Amara usłyszała, jak winda zjeżdża w dół, zabierając ją ze sobą.
Amara spędziła pierwsze trzy dni w oszołomieniu. Wstała, mechanicznie zrobiła sobie śniadanie, którego nie mogła zjeść, przespacerowała się po mieszkaniu i wpatrywała się w okno.
Świat na zewnątrz toczył się swoim normalnym życiem. Ludzie spieszyli się do pracy. Dzieci bawiły się na podwórku. Gdzieś grała muzyka. Ale jej świat się zatrzymał.
Nie zadzwoniła do przyjaciółek. Nie chciała słyszeć współczucia w ich głosie ani rad, które i tak by jej nie pomogły. Nie chciała widzieć litości w ich oczach.
Biedna Amara. Jej mąż zostawił ją z powodu nadwagi.
Już słyszała te słowa w swojej głowie, wypowiadane różnymi głosami.
Czwartego dnia w końcu opuściła mieszkanie. Musiała kupić jedzenie. Lodówka była pusta.
Amara wciągnęła dżinsy, które z trudem zapinały się na jej brzuchu, chwyciła obszerną tunikę i torebkę i wyszła na zewnątrz.
Sklep spożywczy był dwie przecznice dalej. Po drodze spotkała swoją sąsiadkę Cheryl, z którą czasami rozmawiała przy wejściu do budynku.
„Amara” – zawołała Cheryl. „Dawno cię nie widziałam. Jak się masz?”
„Dobrze” – Amara wymusiła uśmiech.
„Gdzie jest Dariusz? Ostatnio go nie widuję.”
„Poszedł do pracy” – skłamała szybko Amara, przechodząc obok, nie dając jej szansy na kontynuowanie rozmowy.
W sklepie machinalnie wrzucała produkty do koszyka. Ryż pełnoziarnisty, mleko, chleb, jajka.
Przechodząc obok działu z piekarniami, zatrzymała się.
Na półce stały jej ulubione ciastka, eklerki z kremem. Darius zawsze rzucał uwagę, ilekroć je widział w lodówce.
Jesteś już wystarczająco gruby, a jeszcze jesz te śmieci.
Amara chwyciła pudełko z sześcioma eklerkami i włożyła je do koszyka. Potem wzięła paczkę ciasteczek i gorzką czekoladę, taką, jaką uwielbiała na studiach.
W domu usiadła przy stole i zjadła trzy eklerki pod rząd, potem dwa kolejne. Słodki krem rozpłynął się w ustach, a ból na kilka minut ustąpił, ale potem powrócił falą, jeszcze silniejszą, wraz z nienawiścią do samej siebie.
Dlatego odszedł. Bo nawet ty nie potrafisz się powstrzymać.
Amara spojrzała na puste pudełko i w końcu rozpłakała się. Płakała gorzko, szlochając tak, jak nie płakała od dzieciństwa. Łzy spływały jej po twarzy, kapały na stół, na dłonie. Płakała za straconymi latami, za niespełnionymi nadziejami, za tym, że nikt już jej nie przytuli i nie powie, że ją kocha.
Zadzwonił telefon.
Amara otarła twarz i spojrzała na ekran. To była matka Dariusza, Patricia Leak. Kobieta nigdy nie przepadała za swoją synową, uważając, że jej syn zasługuje na lepszą partię.
„Dzień dobry” odpowiedziała Amara.
„Amara, to ja”. Głos jej teściowej był zimny. „Dariusz wszystko mi powiedział. Chcę zabrać wnuka na lato. Nie powinien cię widzieć w takim stanie”.
„W jakim stanie?” zapytała cicho Amara.
„Darius powiedział, że kompletnie się zapuściłeś, że masz depresję. Chłopak tego nie potrzebuje. Odbiorę Caleba prosto z domu Denise, kiedy skończy tam wizytę. Ty i Darius możecie się jakoś dogadać, ale zostawcie chłopaka w spokoju”.
„Nie masz prawa.”
„Mam prawo opiekować się wnukiem” – przerwała Patricia. „Darius ma rację. Musi zacząć nowe życie. A ty? Możesz winić tylko siebie, Amaro. Powinnaś była zadbać o siebie”.
Połączenie zostało przerwane. Teściowa się rozłączyła.
Amara położyła telefon na stole i patrzyła tępo.
No i tak to się skończyło. Wszyscy byli przeciwko niej. Chcieli nawet zabrać Caleba, jakby był trędowaty.
Wstała i podeszła do lustra w holu. Przyjrzała się sobie długo i uważnie. Twarz opuchnięta od łez, matowe włosy spięte w niedbały kucyk, rozciągnięta tunika, która podkreślała fałdy na brzuchu.
Możesz winić tylko siebie.
Może mieli rację. Może to ona była winna wszystkiemu. Może gdyby nie przytyła, gdyby pozostała szczupła, Darius by nie odszedł. Nie zakochałby się w tej Tiffany z długimi nogami i płaskim brzuchem.
Amara wróciła do kuchni i wyjęła laptopa. Otworzyła portale społecznościowe i znalazła stronę Dariusza.
Nie ukrywał ich związku.
Oto ona, Tiffany, wysoka, szczupła, z jaskrawoczerwonymi ustami i olśniewająco białym uśmiechem. Przytulały się na tle oceanu, pijąc kawę w kawiarni, śmiejąc się, patrząc sobie w oczy.
Na ostatnim zdjęciu opublikowanym dwa dni temu Tiffany stała w obcisłej sukience, a jej mały brzuszek był widoczny. Podpis brzmiał: „Nasze szczęście wkrótce nadejdzie”.
Setki polubień, komentarzy, gratulacji.
Taka piękna para. Szczęścia dla Was.
Amara zamknęła laptopa. Jej ręce drżały. Ogarnęła ją fala wściekłości, tak silna, że chciała krzyczeć, tłuc naczynia, niszczyć wszystko dookoła.
Ale tego nie zrobiła.
Zamiast tego ponownie otworzyła lodówkę, wyjęła ostatnią eklerkę i zjadła ją, wpatrując się w pustkę.
Potem poszła do łazienki i długo przyglądała się sobie w lustrze. Opuchnięte policzki, podwójny podbródek, rozłożysta sylwetka.
Kiedy to się stało? Kiedy przestała być sobą?
Pamiętała, jak dwadzieścia lat temu Dariusz zobaczył ją na imprezie studenckiej, jak podszedł do niej, poprosił do tańca i jak tańczyli całą noc, jak powiedział jej, że jest najpiękniejszą dziewczyną na świecie.
Pamiętała, jak oświadczył się jej na dachu ich akademika pod gwiazdami, obiecując, że będzie ją kochał przez całe życie, na dobre i na złe.
Pamiętała długi, ciężki poród, jak Dariusz trzymał ją za rękę i mówił jej, że jest najsilniejszą kobietą, jaką zna, jak płakał ze szczęścia, gdy zobaczył Caleba.
Kiedy to wszystko się zmieniło?
Stopniowo, prawdopodobnie.
Pierwsze kilogramy po porodzie, potem jeszcze kilka. Brak snu, stres, ciągłe zmęczenie, codzienna harówka, która wciągała ją jak bagno. Praca, dom, dziecko. Nie było czasu, żeby myśleć o sobie. A kiedy w końcu nadszedł czas, Amara po prostu padła z wyczerpania.
Dariusz też się zmienił. Więcej pracował, zostawał dłużej w domu, rzadziej się przytulał i całował, a częściej krytykował. Na początku delikatnie, z humorem.
Chyba powinnaś iść na siłownię. Ta sukienka nie będzie pasować.
A potem jeszcze ostrzej.
Tyjesz.
A potem z pogardą.
Jestem tobą zniesmaczony.
I ona mu uwierzyła. Uważała, że to ona jest winna, że nie stara się wystarczająco, że jest złą żoną.
Amara wróciła do kuchni i usiadła przy stole. Wyciągnęła notatnik i długopis.
Zaczęła pisać listę.
Co robić dalej?
Po pierwsze, rozwód.
Po drugie, alimenty.
Trzy, praca.
Cztery, Caleb.
Pięć, ja.
Długo wpatrywała się w ten ostatni punkt.
Ja.
Kim ona teraz była? Porzuconą żoną, samotną matką, grubą nieudacznicą, którą zostawiła młodsza kobieta?
Nie. To nie było wszystko, czym była.
Kiedyś była inna. Kiedyś miała marzenia, plany, cele.
Co się stało z tą dziewczyną, która chciała otworzyć własne studio projektowania wnętrz, szkicowała pomysły i marzyła o wielkich projektach? Utonęła w życiu domowym, w macierzyństwie, w próbach zadowolenia męża, który i tak odszedł.
Amara nagle wstała, weszła do sypialni i otworzyła szafę Dariusza. Garnitury, koszule, krawaty, wszystko starannie powieszone i wyprasowane. Zawsze dbała o jego garderobę, prasowała mu koszule, oddawała garnitury do czyszczenia chemicznego.
Zaczęła rzucać jego rzeczy na podłogę, jeden po drugim. Garnitur, który miał na sobie w zeszłoroczną rocznicę. Koszulę, którą mu dała na urodziny. Krawat, który miał na sobie na uroczystości ukończenia przedszkola Caleba.
Ubrania spadły na podłogę, tworząc bezkształtny stos.
Amara zatrzymała się i ciężko oddychała.
Co ona robiła? Jaki był tego sens?
Osunęła się na podłogę obok sterty ubrań i znów zaczęła cicho płakać, bez szlochu. Łzy po prostu płynęły, a ona nie robiła nic, żeby je powstrzymać.
Następnego dnia Amara obudziła się z jasnym umysłem. Coś w jej wnętrzu zmieniło się z dnia na dzień.
Nie chciała już leżeć i użalać się nad sobą. Nie chciała już być ofiarą.
Wstała, wzięła prysznic, po raz pierwszy od tygodnia naprawdę myjąc siebie i włosy. Potem wyjęła z szafy starą szatę Dariusza i zaniosła ją wraz z całym stosem ubrań na korytarz.
Później oddałaby go do schroniska albo po prostu wyrzuciła. Nie miało to dla niej znaczenia.
Amara zadzwoniła do pracy. Pracowała jako księgowa w średniej wielkości firmie deweloperskiej i od dwóch tygodni przebywała na zwolnieniu lekarskim. Lekarz zdiagnozował u niej wyczerpanie nerwowe.
„Dzień dobry, pani Vance, tu Amara. Wracam jutro.”
„Amara, jesteś pewna? Może powinnaś jeszcze trochę odpocząć?” – zapytał życzliwie jej szef.
„Nie. Muszę pracować. Dziękuję za zrozumienie.”
Praca była dla niej zajęciem, czymś, co dawało jej poczucie normalności.
Po rozmowie Amara usiadła przed komputerem i zaczęła szukać informacji o rozwodzie. Procedura, dokumenty, harmonogram. Okazało się, że w przypadku małoletniego dziecka rozwód musi odbyć się w sądzie. Musiała złożyć pozew, zebrać dokumenty i ustalić harmonogram odwiedzin.
Zapisała numer telefonu adwokata specjalizującego się w prawie rodzinnym. Zadzwoni jutro, żeby umówić się na konsultację.
Potem sprawdziła ich konto bankowe. Jej i Dariusza konto było wspólne, ale nie zostało na nim wiele pieniędzy, około 40 000 dolarów.
Dariusz prawdopodobnie pobrał większość przed wyjazdem.
Amara przelała pieniądze na swoją kartę. To też były jej pieniądze. Pracowała i wspierała rodzinę.
Mieszkanie było na jej nazwisko. Odziedziczyła je po rodzicach, którzy zmarli dziesięć lat temu. Przynajmniej tyle. Przynajmniej trochę stabilizacji.
Amara spojrzała na zdjęcie Caleba na półce. Blondyn, uśmiechnięty pięciolatek, jej syn, jedyna osoba, która ją kochała, a ona nie pozwoliła, żeby teściowa go zabrała. Nie pozwoliła.
Wybrała numer swojej kuzynki Denise, u której był z wizytą Caleb.
„Denise. Hej, jak się miewa mój chłopak?”
„Amara” – powiedziała radośnie jej kuzynka. „Och, jest świetny. Poszliśmy do parku, jedliśmy lody. Pyta, kiedy przyjdzie jego tata. Co mam mu powiedzieć?”
Amara przełknęła gulę w gardle.
„Powiedz mu, że jego tata jest zajęty. Sam wszystko wyjaśnię, jak go odbiorę. Denise, muszę cię przed czymś ostrzec. Patricia Leak może zadzwonić i poprosić, żebyś oddała jej Caleba. Proszę, nie rób tego.”
„Co się stało?” Denise była zaniepokojona.
„Dariusz zostawił mnie dla kogoś innego. A jego matka teraz chce zabrać wnuka”.
Na linii zapadła cisza.
„O mój Boże. Amara, dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?”
„Nie mogłem. Denise, tylko nie oddawaj Caleba nikomu innemu poza mną. Będę za kilka dni.”
„Dobrze. Oczywiście, kochanie. Oczywiście. Chodź. Poczekamy tu na ciebie.”
Po rozmowie Amara poczuła ulgę. Caleb był bezpieczny. To było najważniejsze.
Weszła do kuchni, otworzyła lodówkę i spojrzała na resztki eklerów, czekolady i ciasteczek. Amara stała, gapiąc się na te wszystkie pyszności.
Następnie zdecydowanie chwyciła worek na śmieci i wrzuciła wszystko do kosza.
„Dość” – powiedziała na głos. „Dość użalania się nad sobą i zagłuszania moich problemów”.
Sięgnęła po telefon i znalazła najbliższy klub fitness online. Karnet nie był tani, ale w tej chwili był najważniejszy.
Zapisała się na zajęcia próbne jutro wieczorem.
Potem znalazła grupę wsparcia dla kobiet przechodzących rozwód. Spotkania online w każdy wtorek i czwartek. Amara się zarejestrowała. Może tam znajdzie ludzi, którzy ją zrozumieją.
Wieczorem miała już gotowy plan. Był jasny i uporządkowany.
Po pierwsze, wróć do pracy.
Po drugie, złóż pozew o rozwód za pośrednictwem prawnika.
Po trzecie, odzyskaj Caleba.
Cztery, zacznij ćwiczyć.
Piąta, znajdź terapeutę.
Sześć, wracam do siebie.
Ostatni punkt był najważniejszy i najbardziej przerażający.
Wróć do siebie.
Dziewczynie, która wierzyła we własne siły, która marzyła i osiągnęła cele.
Amara poszła wcześnie spać. Po raz pierwszy od wielu dni jej sen był głęboki, bez koszmarów i wybudzania się w środku nocy.
Obudziła się o 7:00 rano i wykonała prosty, piętnastominutowy trening, który znalazła w internecie. Bolały ją mięśnie. Ciało odmawiało współpracy, ale dała radę. Potem zjadła śniadanie: owsiankę z jabłkiem i zieloną herbatę.
W pracy koledzy powitali ją ostrożnie, z wyrazem współczucia w oczach. Pani Vance zaprosiła ją do swojego biura.
„Amara, jak się masz? Może potrzebujesz więcej odpoczynku.”
„Pani Vance, wszystko w porządku. Naprawdę. Muszę iść do pracy”.
Jej szef przyglądał jej się uważnie.
„Dobrze. Ale jeśli coś jest nie tak, powiedz mi. I jeszcze jedno. Mam przyjaciółkę. Jest terapeutką, dobrą terapeutką. Oto jej dane kontaktowe, jeśli będziesz ich potrzebować.”
Amara wzięła wizytówkę i podziękowała. Niespodziewana życzliwość sprawiła, że łzy napłynęły jej do oczu, ale powstrzymała je.
Praca była rozpraszająca. Liczby, raporty, transakcje. Nic z tego nie wymagało emocji, tylko rutyna. To było uspokajające i znajome.
Tego wieczoru Amara poszła do klubu fitness. Zajęcia próbne były zajęciami grupowymi, czymś pomiędzy aerobikiem a rozciąganiem. Stała z tyłu sali, skrępowana w luźnych spodniach dresowych i koszulce. Wokół niej krążyły szczupłe kobiety w jaskrawych legginsach, pewnie wykonujące ćwiczenia.
„Nie bądź nieśmiały. Poruszaj się we własnym tempie” – uśmiechnęła się instruktorka. Była kobietą po trzydziestce i miała krótkie włosy. „Najważniejsze to zacząć”.
Amara zaczęła.
Było ciężko. Już po dziesięciu minutach zabrakło jej tchu. Twarz miała czerwoną, a koszulka kleiła się do ciała od potu. Ale szła dalej. Zwalniała, gdy już absolutnie nie dawała rady, ale się nie zatrzymywała.
Po zajęciach podszedł do niej instruktor.
“Jak to było?”
„Trudno” – przyznała szczerze Amara, wycierając twarz ręcznikiem.
„Pierwszy raz jest zawsze trudny. Ale świetnie sobie poradziłeś, że się nie poddałeś. Przyjdź ponownie. Uwierz mi, za miesiąc będzie o wiele łatwiej”.
W domu Amara wzięła prysznic i padła na łóżko. Bolało ją całe ciało, ale to był przyjemny ból. Ból wysiłku, nie ból duszy.
Sięgnęła po telefon i zobaczyła wiadomość od Dariusza.
Będę tam w piątek po swoje rzeczy. Będę około 18:00.
Krótkie, rzeczowe, jakby byli po prostu sąsiadami, a nie ludźmi, którzy spędzili razem dwadzieścia lat.
Amara odłożyła telefon i spojrzała w sufit.
Piątek, pojutrze.
Oznaczało to, że miała dwa dni na przygotowania.
Czwartek minął w mgnieniu oka. Amara umówiła się na konsultację z prawnikiem Marcusem Cole’em na sobotę, kupiła nowe trampki do ćwiczeń i posprzątała mieszkanie. Metodycznie usunęła wszelkie ślady obecności Dariusza: oprawione zdjęcia, jego ulubiony kubek do kawy, zapasowe szklanki, o których zapomniał na stoliku nocnym. Włożyła wszystko do pudełka i postawiła je przy drzwiach.
Niech weźmie i nigdy nie wraca.
Tego wieczoru odbyło się jej pierwsze spotkanie grupy wsparcia online.
Amara włączyła komputer i dołączyła do wideokonferencji. Na ekranie pojawiło się siedem kobiet w różnym wieku, wszystkie z podobnymi minami – zmęczone, obolałe, ale też z czymś jeszcze. Może z nadzieją.
„Dobry wieczór” – powitała moderatorka, kobieta po pięćdziesiątce łagodnym głosem. „Mamy dziś nowego członka. Opowiedz nam o sobie, jeśli jesteś gotowy”.
Amara wzięła głęboki oddech.
„Mam na imię Amara. Mój mąż odszedł tydzień temu do innej kobiety. Jest w ciąży”. Słowa wyszły jej z trudem, ale kontynuowała. „Powiedział mi, że to ja jestem winna, że przytyłam, że się mną brzydzi. I prawie uwierzyłam, że to prawda”.
„Prawie?” powtórzył moderator.


Yo Make również polubił
Poranek pełen tajemnic: Historia, którą matka odkryła w pokoju swojej córki
Nie wyrzucaj puszek po tuńczyku, są warte złota w Twoim domu: jak je ponownie wykorzystać
Jak łatwo usunąć plamę z wybielacza z ubrania
Nigdy nie spotkałem osoby, której nie smakowałoby to danie! Przysięgam na mały palec!