Nathan był człowiekiem, który nigdy nie zwracał uwagi na szczegóły, które nie dotyczyły jego osoby. Zakładał, że skoro nie wstaję codziennie rano i nie wkładam garnituru, żeby iść do biura, to nic nie robię. No dobrze. Niech tak myśli.
Odłożyłam telefon na blat i dokończyłam zmywanie naczyń, a moje ręce były zaskakująco pewne. Jeśli Nathan spodziewał się, że będę błagać, płakać albo panikować, zastanawiając się, co zrobię bez jego hojnego wsparcia, to czekała go bolesna niespodzianka.
Wrócił do domu późno, jak zwykle. Nie przywitał się ze mną, nawet nie spojrzał w moją stronę. Po prostu rzucił klucze na blat. „Zakładam, że dostałaś mojego SMS-a” – mruknął.
Wytarłam dłonie ręcznikiem, obserwując go. Miał luźny krawat, a koszulę pogniecioną od długiego dnia, w którym czuł się ważny. „Tak” – powiedziałam spokojnym głosem.
Spojrzał na mnie, a w jego oczach błyszczała mieszanka irytacji i oczekiwania. Spodziewał się kłótni, łez, dramatycznej sceny. Zamiast tego po prostu patrzyłam mu w oczy. „I co?” – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała niecierpliwość.
„I co?” – odparłem. „Dokonałeś wyboru. Co jeszcze można powiedzieć?”
Po raz pierwszy dostrzegłam cień wahania w jego wyrazie twarzy. To nie była reakcja, którą wyćwiczył w myślach. Szybko ją ukrył pod zadowolonym uśmieszkiem. „Wyobraź sobie” – powiedział. „I tak nigdy nie miałeś wiele do powiedzenia. Po prostu płynąłeś przez życie, pozwalając mi wszystkim się zająć, podczas gdy ty siedziałeś w domu”.
„Aha, i to jest to” – pomyślałem, ostatnia, protekcjonalna obelga. „Chyba niedługo znajdziesz sobie „prawdziwego partnera” – powiedziałem lekkim głosem.
Zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. „Wreszcie. Ktoś, kto mnie nie wysysa”.
Uśmiechnęłam się do niego tylko lekko, znacząco. „Powinieneś trochę odpocząć” – powiedziałam. „Jutro czeka cię ciężki dzień w pracy”. I ja też, wiedziałam.
Rozdział 2: Wezwanie
Następnego ranka Nathan wyszedł do pracy wcześnie, gwiżdżąc, wychodząc. Nie miał pojęcia, że za godzinę będę w tym samym budynku, tylko w o wiele, wiele wyższym biurze. Przez ostatni rok nie angażowałem się w sprawy firmy, pozwalając mojemu zaufanemu zespołowi kierowniczemu zarządzać codziennymi sprawami, podczas gdy ja skupiałem się na swoim zdrowiu. Ale teraz miałem zamiar zaznaczyć swoją obecność.
O 9:00 siedziałam w swoim gabinecie, rozległej przestrzeni z oknami od podłogi do sufitu, o których istnieniu Nathan nawet nie wiedział. Przeglądałam raporty kwartalne, gdy zapukała moja asystentka. „Jessica” – powiedziała – „lista zwolnień pracowników jest gotowa do wglądu”.
Wziąłem od niej teczkę. Już wiedziałem, które nazwisko jest najważniejsze. I oto było: Nathan Reynolds, Kierownik Działu Sprzedaży. Nadszedł czas. Kliknąłem interkom, mój głos był spokojny i stanowczy. „Wprowadź go”.
Nathan wszedł do recepcji zupełnie nieświadomy, a arogancja wręcz z niego kapała. Myślał, że to kolejny dzień wykrzykiwania rozkazów i przypisywania sobie zasług za osiągnięcia zespołu. Nie miał pojęcia, że cała jego kariera spoczywa w moich rękach.
„Jessica przyjmie cię teraz” – powiedziała recepcjonistka z szerokim uśmiechem.
Zmarszczył brwi. „Jessica?” Zmieszanie na jego twarzy było rozkoszne. Widziałam, jak w jego głowie kręcą się trybiki, próbujące poskładać w całość, dlaczego ja, jego leniwa, nic niewarta żona, siedzę za biurkiem w jego firmie.
Wszedł do mojego biura, a jego wyraz twarzy zmienił się z zakłopotania w czyste, szczere niedowierzanie. Odchyliłem się na krześle, patrząc mu w oczy z niezachwianym spokojem. „Dzień dobry, Nathan”.
Stał tam po prostu w milczeniu, jakby jego mózg odmówił pojmowania sceny, która go otaczała. „Co… co to, do cholery, jest?” – zapytał w końcu.
Wskazałem na krzesło naprzeciwko mojego biurka. „Usiądź”.
Otworzył usta, a potem je zamknął. Zapadł się w krzesło, obronnie skrzyżował ramiona na piersi. „Jessica, co się dzieje? Dlaczego tu jesteś?”
Złożyłem ręce starannie na biurku. „Jestem właścicielem tej firmy, Nathan.”
Jego drwina była natychmiastowa, instynktowna. „Nie, nie zrobisz tego”.
Uśmiechnęłam się tylko. „Tak” – powiedziałam. „Tak”.
„Oczekujesz, że w to uwierzę?” – prychnął. „Nie masz nawet pracy. Siedzisz w domu i żyjesz z mojej wypłaty od roku”.
„Twoja wypłata” – powiedziałem, lekko przechylając głowę – „ta, którą podpiszę?”
Wzdrygnął się, ledwo słyszalnie. Po raz pierwszy w jego oczach pojawił się błysk autentycznej wątpliwości. „Kłamiesz” – warknął.
Przesunąłem teczkę po biurku. W środku znajdowały się oficjalne dokumenty własnościowe, moje imię i nazwisko, mój tytuł, moja absolutna kontrola nad każdym działem firmy, w tym nad jego. Jego palce drgnęły, gdy ją otwierał, a wzrok błądził po dokumentach. Jego oddech stał się płytki, gdy zaczęła do niego docierać rzeczywistość jego sytuacji.
Spojrzał w górę, jego twarz była blada. „Ty… ty byłeś właścicielem tej firmy przez cały czas?”
“Tak.”
„Pozwoliłeś mi…” – przerwał, zaciskając szczękę.
 


Yo Make również polubił
Co to za przedmiot? Fascynujący kawałek historii kulinarnej!
Wygląda fajnie!
Faworki
Wystarczy jedna łyżeczka i już będziesz biec do łazienki.