Lucía, z jeszcze ciepłą sylabą na języku, nie zdążyła dokończyć zdania.
Kierowniczka spojrzała na nią po raz pierwszy, jakby naprawdę ją zobaczyła, a szejk, nie zmieniając wyrazu twarzy, odwrócił głowę w jej stronę.
Korytarz wypełniła cisza cięższa niż marmur.
Kierowniczka próbowała odzyskać opanowanie, ale oczy szejka wciąż były wpatrzone w Lucíę, jakby chciały potwierdzić coś, co rozumiał tylko on.
Lucía poczuła nagły upał na twarzy, ścisnęła szmatkę i tym razem pozwoliła słowom wyjść w pełni, jasno, w tym powolnym rytmie, który jej babcia zawsze używała opowiadając dawne historie.
„Witamy.
Niech Pańska droga tutaj przyniesie spokój”, powiedziała łagodnie po arabsku.
Nie podnosząc głosu, echo zdania rozeszło się po korytarzu jak dziwna wibracja.
Ochroniarze wymienili między sobą spojrzenia, dyskretnie, a jeden z nich uśmiechnął się nieco zaskoczony.
Szejk się nie uśmiechnął, ale w jego spojrzeniu zapaliła się krótka iskra, jakby znalazł element, który uważał za utracony.
Kierowniczka bełkotała po angielsku, próbując odzyskać kontrolę.
„Ona, panie, czy pan ją rozumie?”, zapytała bez ukrywania niedowierzania.
Szejk powoli kiwnął głową i odpowiedział w swoim języku, tym razem patrząc wyłącznie na Lucíę.
Słowa były dłuższe, głębsze.
Lucía słuchała uważnie, spuściła wzrok na chwilę i odpowiedziała także po arabsku krótkim zdaniem, które zdawało się zawierać znaczenie intymne, niedostępne dla innych.
Szept przeszedł przez nielicznych pracowników obserwujących z daleka.
Valdés zmarszczył brwi niezręcznie, jakby ta interakcja łamała niewidzialną zasadę.
Szejk, nie dodając nic więcej, przeszedł do sali w towarzystwie ochroniarzy.
Przed wejściem lekko odwrócił głowę i spojrzał na nią po raz ostatni.
Nie było w tym gestu ani osądu, ani kurtuazji, tylko pewnego rodzaju cichego uznania.
Lucía wzięła głęboki oddech, próbując powstrzymać drżenie rąk.
Zapach świeżo mielonej kawy dotarł z lobby, ale ona czuła inny, starszy aromat, mieszankę kadzidła i suchego drewna.
Zmusiła się do kontynuowania pracy, choć wiedziała, że ciekawskie oczy będą ją śledzić przez resztę poranka.
Gdy wymieniała wykładzinę w windzie, znów usłyszała głosy kelnerów.
„Skąd on w ogóle tak mówi?”, zapytał jeden prawie szeptem.
„Kto wie? Może pracował gdzieś dziwnie”, odpowiedział drugi, w tonie łączącym podejrzenie i podziw.
Lucía nie odwróciła głowy.
Wolała ciężar własnych myśli od spojrzenia kogokolwiek, bo jeśli było coś, czego nie chciała, to wyjaśniać pochodzenie tych słów.
Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Tego ranka, gdy niebo zaczynało zrzucać drobny deszcz na miasto, Lucía wiedziała, że to, co wydarzyło się na korytarzu, nie zniknie łatwo.
A tego, czego jeszcze nie przewidywała, było to, że szejk nie pozwoli, by pozostało to jedynie ciekawym momentem.
Po drugiej stronie drzwi sali Esmeralda on już wydawał pierwsze polecenie, które ponownie postawi ją przed nim znacznie wcześniej, niż by chciała.
Deszcz uderzał w okna lobby jak miękki bęben.
Lucía myślała, że ten dźwięk pozwoli jej pracować bez przeszkód, ale tak się nie stało.
Ledwie skończyła suszyć podłogę przy wejściu, gdy pan Valdés pojawił się z napiętym czołem, jakby niósł wiadomość, której nie chciał przekazać.
„Lucía, szejk chce cię teraz zobaczyć.”
Ona odłożyła szmatkę do wiadra i poczuła, jak gardło jej się zaciska.
„Po co?”, zapytała, próbując, by głos brzmiał neutralnie.
„Nie wiem.
Kierowniczka mówi, że to specjalna prośba i nie mogę odmówić.”
Lucía wytrzeć ręce w fartuch i poszła za Valdésem w stronę sali Esmeralda.
Każdy krok po puszystym dywanie wydawał się cięższy od poprzedniego.
Przed drzwiami dwóch wysokich mężczyzn sprawdziło ją szybkim spojrzeniem, nie jako groźbę, lecz mechaniczny protokół.
Potem jeden z nich otworzył i dał znak, by weszła.
Wnętrze było oświetlone ciepłym światłem, kontrastując z szarością ulicy.
Na głównym stole były małe filiżanki, lekkie talerzyki.
Szejk siedział wyprostowany, z rękami na podłokietnikach krzesła.
Kierowniczka stała obok z wymierzonym uśmiechem, jakby każdy gest był obliczony, by zrobić wrażenie.
„To Lucía, proszę pana”, powiedziała i zrobiła krok w tył.
Szejk mówił po arabsku powoli, jakby ważył każde słowo.
Lucía słuchała uważnie.
Nie było to trudne pytanie, ale ton niósł formalność, która zmusiła ją do wyprostowania pleców.
Odpowiedziała z takim samym spokojem, z jakim zwraca się do szanowanego gościa, bez wahania.
Za nimi dało się słyszeć lekki szmer.
Jeden z asystentów coś zanotował.
Szejk skinął głową i gestem wskazał, by usiadła naprzeciw niego.
Kierowniczka wydawała się niezręczna.
„Panie, może powinniśmy sprowadzić oficjalnego tłumacza?”, zasugerowała po angielsku.
„Nie”, przerwał szejk, nie odrywając wzroku od Lucíi.
Usiadła.
Zapach kawy z kardamonem otulił jej zmysły i nagle poczuła echo innego czasu, miejsca, do którego przysięgła nie wracać nawet myślami.
Zaczął zadawać krótkie pytania o jej pracę w hotelu, jak długo tam była, gdzie nauczyła się języka.
Lucía odpowiadała tylko tyle, ile było potrzebne, ale ciekawość w oczach szejka nie malała.
W pewnym momencie powiedział coś, co sprawiło, że ręce napięły się na kolanach.
Nie była to groźba, ale wyraźny znak, że wie więcej, niż się wydaje.
Przełknęła ślinę i unikała jego spojrzenia.
Spotkanie zakończyło się prostym „Dziękuję, oddzwonię.”
Lucía wyszła z przyspieszonym sercem.
Valdés czekał na zewnątrz, ale nic nie pytał.
Być może ze strachu, być może z szacunku.
Na korytarzu, wracając do rutyny, Lucía pomyślała, że dobrze by było, gdyby to tam pozostało.
Jednak gdy zapadał wieczór, menadżerka zatrzymała ją gwałtownie.
Pan chce, aby była jutro w salonie punktualnie rano.
Mówi, że to ważne.
I w tej chwili Lucía zdała sobie sprawę, że w grze nie jest już tylko jej praca.
Następnego ranka było zimno, a niska mgła wpełzała między drapacze chmur przy Reforma.
Lucía przyszła do hotelu z uciskiem w żołądku.
Ledwo spróbowała łyka kawy w domu.
Gdy przebierała się w szatni dla pracowników, usłyszała, jak dwie koleżanki komentują, że szejk pozostanie w hotelu kilka dni, jedna z nich, z drwiącym tonem, powiedziała:
– Na pewno pani poliglotka już robi za darmo tłumaczkę.
Yo Make również polubił
Jak przygotować linzer wiśniowy, jakiego nigdy wcześniej nie próbowałeś
Budzisz się między 3 a 5 rano? Oto co to oznacza.
Prosty i pyszny przepis na ciasto ucierane
Anturium: porady pielęgnacyjne dla tej niezniszczalnej rośliny tropikalnej