„W pewien sposób. Co to znaczy?”
„Mamo, proszę nie rób mi tego.”
„Co ci zrobić, Sarah? Zapytać, czy nadal mam miejsce w twoim życiu?”
„Oczywiście, że masz miejsce.”
„To dlaczego wykluczasz mnie ze swoich świąt?”
„Nie wykluczam cię.”
„Co się więc dzieje?”
Sarah wstała z kanapy sfrustrowana.
„Mamo, ty po prostu nie rozumiesz. Pani Carol jest… jest ważna dla Davida i nie mogę się z nią kłócić. Jest bardzo wrażliwa. Jeśli zrobię coś, co jej się nie podoba, wścieka się i przestaje się do nas odzywać na tygodnie. A David cierpi. A ja cierpię, patrząc, jak David cierpi.”
„A ja. Czy ja się nie liczę?”
„Jesteś moją mamą. Zawsze będziesz przy mnie.”
Zawsze będę przy tobie. Nawet gdy wymażesz mnie ze swoich zdjęć, nawet gdy odmówisz mi jedzenia, nawet gdy odwołasz nasze tradycje.
„Nie dramatyzuj.”
Te słowa były jak policzek.
“Dramatyczny?”
„Tak, mamo. Robisz problem z czegoś, co nim nie jest.”
„Sarah, ta kobieta nie chce, żebym poszedł na kolację wigilijną do domu, za który zapłaciłem”.
„Och, mamo, wystarczy. Zawsze to samo. Ciągle wspominasz o pieniądzach.”
„Bo to prawda.”
„No cóż, skoro tak bardzo ci to przeszkadza, to weź te cholerne pieniądze.”
Nastąpiła ogłuszająca cisza.
Sara zasłoniła usta ze skruchą.
„Mamo, przepraszam. Nie miałam tego na myśli.”
Wstałam powoli. Wzięłam torebkę.
„Nie, Sarah, masz rację.”
„Mamo, nie przejmuj się mną. Jestem zestresowany.”
„Nie martw się, kochanie. Teraz wszystko rozumiem.”
Podszedłem do drzwi.
„Mamo, poczekaj…”
Nie zatrzymałem się. Wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i pojechałem do mieszkania, trzęsąc się rękami na kierownicy.
Kiedy dotarłem na miejsce, usiadłem w jadalni i wyjąłem telefon. Znalazłem kontakt do mojego prawnika i wpisałem:
„Panie Baker, potrzebuję pilnej porady w sprawie nieruchomości, która jest na moje nazwisko. Czy mógłby mnie pan przyjąć jutro?”
Odpowiedź nadeszła po pięciu minutach.
„Oczywiście, Ellie. Jutro o 10:00 rano u mnie w biurze. Wszystko w porządku?”
Nie odpowiedziałem, bo nie, nic nie było w porządku. I właśnie zdałem sobie sprawę, że od miesięcy tłumiłem ból, który nie mieścił się już w mojej klatce piersiowej. Ale coś się zmieniło. Ten ból przeradzał się w jasność.
A jasność umysłu to czasem najniebezpieczniejsza rzecz, jaką może posiadać kobieta, która przez długi czas była niedoceniana.
Następnego ranka obudziłem się o 6:00. Ledwo spałem. Za każdym razem, gdy zamykałem oczy, słyszałem głos Sary.
„No cóż, skoro tak bardzo ci to przeszkadza, to weź te cholerne pieniądze.”
Te słowa przeszyły moją duszę nie z powodu gniewu, ale z powodu prawdy, jaką zawierały. Dla mojej córki moja ofiara stała się hańbą, moja miłość ciężarem, a ja sam utrapieniem.
Zrobiłem sobie kawę, której nie dałem rady dokończyć. Automatycznie wziąłem prysznic. Włożyłem szary garnitur, którego nie nosiłem od miesięcy. Potrzebowałem poczuć się silny. Potrzebowałem poczuć się godnie, mimo że byłem wewnętrznie złamany.
O 9:30 byłem w biurze pana Bakera. Przywitał mnie z tą samą życzliwością, co zawsze. Był to mężczyzna po sześćdziesiątce, siwy, w grubych okularach i emanował powagą, która budzi zaufanie.
„Ellie, wejdź. Wejdź. Usiądź. Mogę zaproponować ci kawę?”
„Nie, dziękuję, panie Baker. Już miałem jeden w domu.”
„Dobrze. Powiedz mi, co cię tu sprowadza? Twoja wczorajsza wiadomość brzmiała pilnie”.
Wyjąłem teczkę z dokumentami domu i położyłem je na jego biurku.
„Panie Baker, proszę mi dokładnie wyjaśnić, jakie mam prawa do tej nieruchomości.”
Otworzył teczkę i zaczął uważnie przeglądać dokumenty. Minęło kilka minut w ciszy. Jedynym dźwiękiem był szelest kartek, gdy je przewracał. W końcu zdjął okulary i spojrzał na mnie.
„Ellie, jesteś absolutną prawną właścicielką tej nieruchomości. Twoje nazwisko widnieje jako wyłączny posiadacz tytułu własności w akcie własności. Sarah i David nie mają żadnych praw własności. Są wymienieni jedynie jako uprawnieni mieszkańcy.”
„Co to dokładnie znaczy?”
„To oznacza, że możesz zrobić z tym domem, co uznasz za stosowne. Możesz go sprzedać, wynająć albo poprosić o wyprowadzkę”.
“Właśnie tak?”
„Tak po prostu. Wpłaciłeś pieniądze. Podpisałeś. Dom jest twój.”
Poczułem dreszcz.
„A oni? Czy oni nic nie potrafią?”
„Nie. Chyba że podpisałeś jakąś prywatną umowę, obiecującą im nieruchomość, której tu nie widzę. Czy coś takiego istnieje?”
„Nie, tylko ustne umowy. Powiedziałem im, że pewnego dnia przeleję im pieniądze, kiedy będą mogli mi je zwrócić.”
„Czy są na to świadkowie?”
„Tylko my troje.”
„W takim razie nie ma tu nic prawnie wiążącego. Ellie, ten dom jest twój i możesz z nim zrobić, co zechcesz.”
Pozostałem w milczeniu, przetwarzając jego słowa.
„Panie Baker, czy mogę to sprzedać bez ich zgody?”
“Tak.”
„Czy mogę ich poprosić, żeby wyszli?”
„Tak. Wystarczy, że dasz im formalne wypowiedzenie. Ponieważ mieszkają tam bez płacenia czynszu i bez umowy, możesz wnioskować o eksmisję z 30-dniowym wyprzedzeniem.”
„Trzydzieści dni. A gdybym… co, gdybym chciał natychmiast sprzedać dom?”
Przyglądał mi się uważnie.
„Czy sytuacja jest aż tak poważna, Ellie?”
Nie odpowiedziałem słowami, ale moje oczy mówiły wszystko. Westchnął.
„Słuchaj, prawnie możesz, ale rozumiem, że to twoja córka. Radziłbym ci to dobrze przemyśleć. Te decyzje mają emocjonalne konsekwencje wykraczające poza kwestie prawne”.
„Nie ma już żadnych emocji do ochrony, panie Baker. Dałem sobie z tym jasno do zrozumienia”.
„Czy chcesz, żebym przygotował dokumenty sprzedaży?”
Milczałem. Czy naprawdę miałem to zrobić? Czy naprawdę miałem sprzedać dom mojej córki?
Pomyślałem o Sarze, o jej radosnej twarzy, gdy po raz pierwszy zobaczyła ten dom, o jej planach dekoracyjnych, o marzeniach o założeniu tam rodziny. Ale potem pomyślałem o rodzinnym zdjęciu, z którego zostałem wykluczony, o pokoju, który stał się schowkiem, o odrzuconym puree ziemniaczanym, o odwołanym urodzinowym obiedzie, o „Weź swoje cholerne pieniądze”.
A przede wszystkim myślałam o Bożym Narodzeniu, o kolacji, na którą nie byłam mile widziana, w domu, za który zapłaciłam. Przy stole, który kupiłam, gdzie pani Carol byłaby królową, a ja nie miałabym nawet miejsca.
„Tak, panie Baker” – powiedziałem w końcu. „Proszę przygotować dokumenty”.
„Jesteś pewien?”
„Nigdy w życiu nie byłem niczego bardziej pewien.”
Powoli skinął głową.
„Dobrze. Chcesz wystawić to za pośrednictwem agencji, czy znasz zainteresowanego kupca?”
„Chcę to sprzedać jak najszybciej. Ile to zajmie?”
„Jeśli szukamy nabywcy za gotówkę, to może to być trzy, cztery tygodnie. Są inwestorzy, którzy stale szukają takich nieruchomości.”
Trzy lub cztery tygodnie. To by nam wystarczyło do końca grudnia.
„Panie Baker, jaka jest dzisiaj data?”
„15 grudnia”.
Zrobiłem obliczenia w myślach.
„Czy możliwe byłoby sfinalizowanie sprzedaży do 24 grudnia?”
Spojrzał na mnie zaskoczony.
„To bardzo mało czasu, Ellie. Ale jeśli znajdziemy odpowiedniego kupca i będziesz skłonna trochę obniżyć cenę, żeby przyspieszyć sprawę, to może.”
„Tak. O ile musiałbym obniżyć?”
Zamiast żądać 300 000 dolarów, mógłbyś zaoferować 270 000 dolarów. To o 30 000 dolarów mniej, ale sprzedaż byłaby natychmiastowa.
Trzydzieści tysięcy dolarów mniej. Mimo to odzyskałbym prawie wszystkie pieniądze. A co ważniejsze, odzyskałbym godność.
„Zrób to, panie Baker. Sprzedaj to za 270 000 dolarów. Ale transakcja musi zostać sfinalizowana 24 grudnia, a nie dzień później”.
„24 grudnia, Ellie. To Wigilia.”
„Wiem doskonale.”
Spojrzeliśmy na siebie w milczeniu. Zrozumiał.
„Dobrze, zrobię, co w mojej mocy. Znam kilku inwestorów, którzy mogą być zainteresowani. Dam im znać, że to okazja gotówkowa, cena do negocjacji, pilna transakcja”.
„Doskonale. I nakaz eksmisji. Przygotuj go też, ale jeszcze go nie dostarczaj. Dam ci znać, kiedy.”
„Kiedy planujesz dostarczyć?”
Uśmiechnęłam się po raz pierwszy od kilku dni. Smutnym uśmiechem, ale uśmiechem.
„Popołudnie 24 grudnia, panie Baker, tuż przed kolacją wigilijną.”
Wydał z siebie długi westchnienie.
„Ellie, jesteś tego absolutnie pewna? Nie ma odwrotu”.
„Miesiącami robiłem się mniejszy, żeby dopasować się do życia mojej córki, panie Baker. I wie pan, co odkryłem? Że bez względu na to, jak bardzo się zmniejszę, nigdy nie będę dla nich wystarczający. Dlatego postanowiłem zrobić coś lepszego”.
„Co to jest?”
„Postanowiłam odzyskać swój rozmiar”.
Wyszłam z biura z teczką pod pachą i dziwnym ciężarem w piersi. Nie była to ulga ani smutek. To była jasność. Ta zimna, ostra jasność, która pojawia się, gdy w końcu rozumiesz, że nie kochają cię tak, jak ty kochasz, że nie cenią cię tak, jak ty cenisz. I ta ofiara, gdy nie jest odwzajemniona, staje się upokorzeniem.
Kolejne dni były dziwne. Sarah nie zadzwoniła do mnie po naszej kłótni. Ja też do niej nie zadzwoniłem. Wyglądało to tak, jakbyśmy oboje czekali, aż druga osoba zrobi pierwszy krok. Ale żadne z nas tego nie zrobiło.
Pan Baker zadzwonił do mnie 18 grudnia.
„Ellie, mam dobre wieści. Znalazłem kupca”.
Moje serce podskoczyło.
„Tak szybko?”
„Tak. To inwestor, który dysponuje funduszem na zakup nieruchomości w tej okolicy. Był bardzo zainteresowany, ponieważ dom jest w doskonałym stanie. Oferuje 265 000 dolarów gotówką, czyli o 5000 dolarów mniej niż żądaliśmy, ale transakcja może zostać sfinalizowana 23 grudnia”.
Dwieście sześćdziesiąt pięć tysięcy dolarów. Zainwestowałem 280 000 dolarów. Stracę 15 000 dolarów, ale odzyskam spokój.
„Akceptuję.”
„Jesteś pewien? Moglibyśmy poszukać kogoś, kto zapłaci te 270 000 dolarów”.
„Nie, panie Baker. Akceptuję. Chcę to natychmiast zamknąć.”
„Bardzo dobrze. Przygotuję wszystko. Podpisanie transakcji odbędzie się 23 grudnia o 10:00 rano. Pasuje ci?”
„Doskonale. A nakaz eksmisji? Chcę, żeby był gotowy do dostarczenia 24-go po południu, około 18:00.”
„Rozumiem. Przygotuję.”
Rozłączyłam się. Usiadłam w jadalni i po raz pierwszy od tygodni płakałam. Ale nie ze smutku. Płakałam z wyzwolenia. Bo miałam zamiar zrobić coś, czego nigdy w życiu nie zrobiłam.
Miałem zamiar wybrać siebie.
Tej nocy Sarah w końcu wysłała mi wiadomość.
„Mamo, przepraszam za wczoraj. Byłam zestresowana. Przyjdziesz na kolację wigilijną, prawda? Spodziewamy się ciebie o 19:00 24-go.”
Przeczytałem wiadomość trzy razy.
„Spodziewamy się ciebie.”
Nie „Chcę, żebyś tam był”. Nie „Bez ciebie to już nie to samo”. Po prostu „Spodziewamy się ciebie” – jak ktoś, kto spodziewa się hydraulika, fachowca od kablówki, osoby świadczącej usługi.
Odpowiedziałem: „Jasne, kochanie, będę”.
Ale mnie tam nie było. Nie w sposób, jakiego się spodziewała.
20 grudnia poszedłem do banku i poprosiłem o czek kasowy na kwotę sprzedaży, 265 000 dolarów. Pracownik spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
„To dużo pieniędzy, proszę pani. Czy na pewno chce pani je w czeku kasowym?”
„Całkowicie pewien.”
„Na jaką datę potrzebujesz dokumentu?”
„Na 23 grudnia”.
„Doskonale. Dostaniesz tutaj.”
21 grudnia Susan do mnie zadzwoniła.
„Ellie, idziesz na świąteczną kolację do Sary?”
„Tak, pójdę.”
„Naprawdę? Myślałam, że po tym wszystkim, co się wydarzyło…”
„Susan, chcę cię o coś zapytać. Nie zadawaj mi pytań. Po prostu mi zaufaj.”
„Przerażasz mnie.”
„Nie bój się. Po prostu… coś się wydarzy. I chcę, żebyś wiedział, że ze mną wszystko w porządku. Że postępuję słusznie”.
„Co się wydarzy?”
„Zobaczysz. Kocham cię, siostro.”
„Ja też cię kocham, Ellie. Ale martwię się o ciebie.”
„Nie martw się. Po raz pierwszy od dawna dokładnie wiem, co robię”.
22 grudnia spakowałam rzeczy, które miałam w swoim pokoju u Sary. Nie było tego wiele. Kilka ubrań na zmianę, które tam zostawiłam, kilka książek, zdjęcie męża, które położyłam na stoliku nocnym. Spakowałam wszystko do małej torby. I kiedy wychodziłam z tego pokoju, wiedziałam, że już nigdy do niego nie wejdę.
23 grudnia przybyłem do biura pana Bakera o 9:30 rano. Kupujący już tam był. Był to młody mężczyzna, około 35 lat, w nienagannym garniturze i ze skórzaną teczką.
„Pani Miller, miło mi. Nazywam się Robert Stevens i jestem przedstawicielem Bajillo Real Estate Fund.”
Uścisnęliśmy sobie dłonie.
„To dla mnie przyjemność.”
„To piękna nieruchomość. Oglądaliśmy ją w zeszłym tygodniu. Jest w doskonałym stanie.”
„Dziękuję” powiedziałem.
Pan Baker położył dokumenty na stole.
„Dobrze. Oto akt sprzedaży. Pani Miller, zrzeka się Pani wszelkich praw do nieruchomości położonej przy Maple Street nr 347 na rzecz Beo Real Estate Fund za kwotę 265 000 dolarów. Czy się Pani zgadza?”
„Zgadzam się.”
„Panie Stevens, czy pański przedstawiciel akceptuje warunki?”
„Tak, akceptujemy.”
„Doskonale. Przejdź do podpisu.”
Podpisałam każdą stronę. Ręka mi nie drgnęła. Ani razu.
Kiedy skończyłem, pan Stevens wręczył mi czek kasowy.
„Proszę bardzo, pani Miller. 265 000 dolarów.”
Wziąłem czek. Spojrzałem na niego. To był zwykły kawałek papieru, ale symbolizował moją wolność.
„A kiedy obejmiesz posiadanie domu?” – zapytałem.
„Prawnie rzecz biorąc, od teraz, ale rozumiem, że obecni lokatorzy potrzebują czasu na opuszczenie lokalu. Kiedy, Pana zdaniem, będą mogli opuścić nieruchomość?”
Spojrzałem na pana Bakera.
„Panie Baker, czy nakaz eksmisji daje im 30 dni?”


Yo Make również polubił
Ciasto fanta z mandarynkami i kwaśną śmietaną: Tak pieczesz klasyk na tortownicy
Matematyczna zagadka: Czy znasz zasady działań?
Twoje pranie jest pogniecione. Odkryj prosty trik, aby pozbyć się zagnieceń i oszczędzić sobie prasowania.
Pyszny przepis na wątróbkę – zdrową, smaczną i niedrogą przekąskę