Śmierć twojego dziadka była bardzo wygodna dla twoich rodziców.
Pojechałem do biblioteki publicznej i spędziłem kolejne trzy godziny, przeszukując archiwa starych gazet. Znalazłem nekrolog mojego dziadka, krótki i pełen szacunku: zmarł spokojnie w domu, otoczony rodziną.
Ale tydzień później pojawił się kolejny artykuł, mniejszy. List do redakcji od wieloletniego lekarza mojego dziadka, dr. Russella Hayesa, wyrażający szok z powodu nagłej śmierci pacjenta, którego właśnie zbadał i uznał za zdrowego.
Znalazłem dane kontaktowe dr. Hayesa i zadzwoniłem do jego gabinetu. Przeszedł na emeryturę pięć lat temu, ale recepcjonistka dała mi jego numer domowy.
Gdy zadzwoniłem, odebrał po trzecim sygnale.
„Doktorze Hayes, nazywam się Anna Thompson. Dzwonię w sprawie mojego dziadka, Jamesa Thompsona. Był pan jego lekarzem.”
Zapadła cisza.
„James Thompson. Tak, pamiętam go. Dobry człowiek. Jego śmierć była dla mnie szokiem”.
„Czy mogę cię o coś zapytać? Napisałeś list do gazety, że jesteś zaskoczony jego śmiercią. Dlaczego?”
Kolejna pauza, tym razem dłuższa.
„Pytasz jako wnuczka czy w jakiejś innej roli?”
„Jestem prawnikiem i mam powody sądzić, że w jego śmierci mogło być coś podejrzanego”.
„Spotkajmy się w Elmwood Park za godzinę” – powiedział dr Hayes. „Musisz coś wiedzieć”.
Doktor Hayes siedział na ławce przy stawie, kiedy przybyłem, karmiąc kaczki bułką tartą. Miał już ponad osiemdziesiąt lat, zgarbione ramiona i dłonie pokryte plamami wątrobowymi, ale jego wzrok był bystry i czujny.
„Dziękuję za spotkanie” – powiedziałem, siadając obok niego.
Nawet na mnie nie spojrzał, tylko rzucał okruszki chleba.
„Noszę w sobie to poczucie winy od dwunastu lat. Może czas się go pozbyć”.
„Jakie poczucie winy?”
„Twój dziadek przyszedł do mnie dwa dni przed śmiercią. Niepokoiły go pewne objawy, które miał. Nudności, zawroty głowy, mrowienie w kończynach. Przeprowadziłem kilka badań, ale wyniki miały być gotowe dopiero za tydzień. Powiedziałem mu, że to prawdopodobnie nic poważnego, może jakiś wirus. Wysłałem go do domu”.
„Jakie były wyniki testów?”
„Wykazali podwyższony poziom digoksyny we krwi. Digoksyna to lek na serce, ale twój dziadek nie przyjmował żadnych leków na serce. Poziom był na tyle wysoki, że powodował arytmię i niewydolność serca. Na tyle wysoki, że mógł kogoś zabić”.
Zaparło mi dech w piersiach.
„Mówisz, że został otruty?”
„Mówię, że ktoś podawał mu digoksynę, prawdopodobnie w jedzeniu lub napojach przez kilka dni. Zanim przyszły wyniki badań, już nie żył”.
„Poszedłem na policję, ale stwierdzili, że nie ma wystarczających dowodów, aby wszcząć śledztwo. Lekarz sądowy orzekł, że przyczyną była niewydolność serca, czyli przyczyny naturalne. Stwierdzili, że digoksyna w jego organizmie mogła być fałszywie dodatnia lub mogła być pozostałością po jakimś innym leku. Bez sekcji zwłok, która wykaże wyraźne zatrucie, nie będą kontynuować śledztwa”.
„Dlaczego nie nacisnąłeś mocniej?”
Doktor Hayes w końcu na mnie spojrzał i dostrzegłem w jego oczach wstyd.
„Twój ojciec przyszedł do mnie. Powiedział, że rodzina chce upamiętnić Jamesa w spokoju, bez traumy związanej z dochodzeniem. Powiedział, że twoja babcia byłaby załamana, gdyby ktoś go skrzywdził. I zaoferował mi pieniądze – dużo pieniędzy – żebym się z tym pogodził, zaakceptował orzeczenie lekarza sądowego i poszedł dalej”.
„Wziąłeś pieniądze.”
„Ku mojemu wiecznemu wstydowi, tak. Byłem trzy lata przed emeryturą, a u mojej żony właśnie zdiagnozowano raka. Potrzebowaliśmy pieniędzy na jej leczenie. Powiedziałem więc sobie, że to pewnie nic, że widzę teorie spiskowe tam, gdzie ich nie ma. Pozwoliłem im pogrzebać twojego dziadka bez odpowiedzi”.
Zrobiło mi się niedobrze. Mój ojciec przekupił doktora Hayesa, żeby nie ujawniał dowodów zatrucia, co oznaczało, że wiedział dokładnie, co zabiło mojego dziadka. A to oznaczało, że albo sam to zrobił, albo pomógł to zatuszować.
„Doktorze Hayes, czy zechciałby pan zeznawać w tej sprawie? Złożyć zeznania pod przysięgą?”
Powoli skinął głową.
„Tak. Jestem już stary, a moja żona zmarła pięć lat temu. Nie potrzebuję już ich krwawych pieniędzy i nie chcę umierać, niosąc ze sobą tę tajemnicę. Jeśli ich ścigasz, pomogę ci”.
Tego samego popołudnia spisałem i poświadczyłem notarialnie zeznania dr. Hayesa. Potem udałem się prosto do biura prokuratora okręgowego.
Prokurator okręgowa, bystra kobieta o nazwisku Catherine Morris, wysłuchała wszystkiego, co miałem do powiedzenia. Przejrzała dokumenty, przeczytała zeznania dr. Hayesa i odchyliła się na krześle.
„To poważna sprawa” – powiedziała. „Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, mamy do czynienia z morderstwem. Ale minęło dwanaście lat. Dowody rzeczowe dawno zniknęły. Potrzebowalibyśmy czegoś więcej niż tylko podwyższonego poziomu digoksyny i podejrzeń lekarza”.
„A co z motywem?” – zapytałem. „Mój dziadek miał zamiar zmienić testament. Moi rodzice mogliby stracić miliony, gdyby to zrobił. Henry Bradford, jego adwokat, może zeznać, że moja matka pytała o testament tuż przed jego śmiercią”.
„To poszlaka. Potrzebujemy czegoś konkretnego. Wyciągów bankowych wskazujących na kłopoty finansowe. Dowodów na zakup digoksyny. Świadków, którzy widzieli, jak ją podawali. Czegoś.”
Wyszedłem z prokuratury sfrustrowany. Miałem wystarczająco dużo powodów do podejrzeń, ale za mało, żeby cokolwiek udowodnić. Moi rodzice dobrze zatarli ślady.
Ale potem coś sobie przypomniałem.
Kiedy byłem młodszy, zanim wszystko się rozpadło, moja matka skrupulatnie wszystko zapisywała. Miała teczki z każdym paragonem, rachunkiem, każdą transakcją. Miała obsesję na punkcie dokumentacji, chciała mieć dowody na wszystko.
A gdyby była tak obsesyjna dwanaście lat temu…
Zadzwoniłem do Melissy. Nie rozmawialiśmy od czasu wizyty w sądzie i nie byłem pewien, czy odbierze, ale odebrała po czwartym dzwonku.
„Anno” – powiedziała cicho.
„Potrzebuję twojej pomocy w pewnej sprawie.”
„Nie mogę. Mama i tata są wściekli z powodu sprawy sądowej. Zabronili mi z tobą rozmawiać.”
„Melissa, myślę, że zabili dziadka.”
Cisza po drugiej stronie.
“Co?”
Opowiedziałem jej wszystko. O funduszu powierniczym, podejrzeniach Henry’ego, oświadczeniu dr. Hayesa o zatruciu digoksyną. Opowiedziałem jej o planach dziadka dotyczących zmiany testamentu, o podejrzliwej wizycie mojej matki w gabinecie Henry’ego, o łapówce dla dr. Hayesa.
„To niemożliwe” – powiedziała Melissa. Ale jej głos się załamał. „Nie zrobiliby tego. Nie mogliby”.
„Narażają zdrowie dziecka, żeby zaoszczędzić na naprawach” – powiedziałem. „Wyrzucili mnie na ulicę, kiedy miałem 19 lat. Pozwali mnie za cierpienie psychiczne, kiedy im się sprzeciwiłem. Skąd pomysł, że są ponad morderstwem?”
„Ale dziadek… on był ich ojcem.”
„Był wart dwa miliony dolarów, a oni mieli stracić połowę tej sumy”.
Melissa milczała przez długi czas. W końcu zapytała: „Czego ode mnie potrzebujesz?”
„Mama prowadzi dokumentację, prawda? Dokumenty finansowe, rachunki, wszystko. Czy nadal ma dokumenty sprzed dwunastu lat?”
„Tak. Trzyma wszystko w schowku w piwnicy. Wszystko jest posegregowane według roczników.”
„Musisz poszukać czegokolwiek z miesięcy poprzedzających śmierć dziadka. Wyciągów bankowych, rachunków za karty kredytowe, paragonów z apteki – czegokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że mieli kłopoty finansowe lub że kupili digoksynę”.
„Anno, nie mogę po prostu przejrzeć ich prywatnych plików.”
„Tak, możesz. Bo jeśli się nie mylę, zamordowali naszego dziadka dla pieniędzy i spędzili ostatnie dwanaście lat, żyjąc z tych krwawych pieniędzy, pozwalając wszystkim myśleć, że zmarł śmiercią naturalną. Nie chcesz poznać prawdy?”
Kolejna długa cisza. Potem:
„Poszukam. Ale Anno… jeśli coś znajdę, jeśli to prawda, co się z nimi stanie?”
„Idą do więzienia” – powiedziałem po prostu. „Do końca życia”.
„A co się ze mną dzieje?”
Nie miałam na to odpowiedzi. Bo gdyby moi rodzice trafili do więzienia za morderstwo, Melissa zostałaby sama. Złote dziecko. Ulubienica. Ta, którą chronili i rozpieszczali przez całe życie. Nie miałaby nic. Żadnej rodziny, żadnego wsparcia, żadnych złudzeń co do tego, kim naprawdę byli jej rodzice.
„Przepraszam” – powiedziałem w końcu. „Ale prawda jest ważniejsza niż pocieszenie”.
„Zadzwonię jutro” – powiedziała Melissa i się rozłączyła.
Siedziałem w samochodzie przed biurem prokuratora okręgowego, wpatrując się w telefon. Właśnie poprosiłem siostrę, żeby zdradziła naszych rodziców i pomogła mi wysłać ich do więzienia. Część mnie czuła się winna, ale większa część czuła jedynie zimną determinację.
Bo gdyby naprawdę zabili mojego dziadka, zasłużyliby na to, co ich spotkało.
Następne 24 godziny były najdłuższymi w moim życiu. Nie mogłem spać, nie mogłem się skupić na pracy. Ciągle wyobrażałem sobie, co Melissa może znaleźć. Wciąż odgrywałem w głowie różne scenariusze.
A co, jeśli byłby dowód? A co, jeśli go nie było? Co, jeśli Melissa zmieniła zdanie i powiedziała naszym rodzicom, co robię?
Ale następnego wieczoru zadzwoniła Melissa.
„Znalazłam coś” – powiedziała drżącym głosem. „Anno, znalazłam coś złego”.
Spotkaliśmy się w kawiarni na skraju miasta, z dala od miejsc, gdzie mogliby nas zobaczyć rodzice. Melissa wyglądała okropnie, blada i z zapadniętymi oczami, jakby też nie spała.
Usiadła naprzeciwko mnie i drżącymi rękami przesunęła teczkę po stole.
„Przejrzałam wszystko” – powiedziała. „Wyciągi bankowe, rachunki za karty kredytowe, wszystko. I znalazłam to”.
Otworzyłem teczkę. W środku znajdowały się kopie wyciągów z kart kredytowych z trzech miesięcy przed śmiercią dziadka. Były tam opłaty na rzecz aptek, firm zaopatrzenia medycznego i sklepów internetowych. Melissa zaznaczyła kilka wpisów na żółto.
„Ta” – wskazała na rachunek z apteki internetowej – „jest z nasionami naparstnicy purpurowej. To naparstnica. Zawiera naturalnie digoksynę. Można ją wyekstrahować, jeśli się wie, jak”.
Moje serce waliło.
„Kupili truciznę.”
„To nie wszystko”. Wyciągnęła kolejne papiery. „Spójrz na te wyciągi bankowe. Dwa miesiące przed śmiercią dziadka ich konto było obciążone trzydziestoma tysiącami dolarów debetem. Wykorzystali maksymalnie trzy karty kredytowe. Tonęli w długach”.
Wpatrywałem się w liczby. Moi rodzice byli bliscy bankructwa. Dokonali złych inwestycji, przesadzili z wydatkami i wpędzili się w finansową dziurę.
A potem, zupełnie przypadkowo, mój dziadek zmarł.
„I odziedziczyli wszystko” – powiedziałem.
„To nie wszystko” – powiedziała cicho Melissa.
Wyciągnęła mały notes.
„Znalazłem to ukryte w szufladzie biurka mamy. To jej pismo.”
Otworzyłem notatnik. Pierwsze kilka stron było zwyczajnych. Listy zakupów, przypomnienia o wizytach, nic niezwykłego. Ale potem znalazłem stronę z datą trzy tygodnie przed śmiercią mojego dziadka.
Jay mówi, że zmienia testament. Oddaje połowę Annie. Nie możemy do tego dopuścić. Stracimy wszystko. Musimy działać szybko.
Ręce mi się trzęsły, gdy przewracałem stronę.
Badania pokazują, że digoksyna jest trudna do wykrycia. Naturalny związek. Może powodować niewydolność serca. Jay pije herbatę każdego ranka. Łatwo dodać ją do herbaty.
Kolejne wpisy zawierały obliczenia dawkowania. Notatki z badań dotyczące tego, jaka dawka digoksyny byłaby potrzebna do wywołania niewydolności serca, choć nie były one od razu oczywiste.
Ostatni wpis został datowany na dzień po śmierci mojego dziadka.
Stało się. Lekarz stwierdził niewydolność serca. Nikt nie podejrzewa. Jesteśmy bezpieczni. Nieruchomości są nasze.


Yo Make również polubił
85-letnia wdowa poszła na randkę w ciemno
Mój brat klaskał, gdy mama mnie uderzyła. Tata odchylił się w fotelu, promieniejąc, i powiedział: „Słusznie ci tak”. Pięćdziesiąt trzy inne osoby patrzyły w milczeniu. W tym momencie zrozumiałem, że to nie ja jestem problemem; byłem tylko lustrem, w które wszyscy tak bardzo nie chcieli patrzeć.
Ślad kałuży: sekret, którego bogactwo nie mogło wymazać
Babciny Przepis na Imbir: Oczyść Wątrobę i Płuca w Naturalny Sposób