kiedy mój mąż wyszedł od nas od stolika, żeby „szybko pojechać do pracy”, starsza kobieta wsunęła mi plik banknotów i powiedziała, że ​​jej córka też wyszła za niego za mąż – Page 6 – Pzepisy
Reklama
Reklama
Reklama

kiedy mój mąż wyszedł od nas od stolika, żeby „szybko pojechać do pracy”, starsza kobieta wsunęła mi plik banknotów i powiedziała, że ​​jej córka też wyszła za niego za mąż

Wymienili spojrzenia, wyszli z cienia i wpadli przez uchylone drzwi.

W środku ciągnął się długi, ciemny korytarz, pachnący detergentem i starym papierem. Gdzieś w oddali brzęczała polerka do podłóg.

Na palcach ruszyli w przeciwnym kierunku, w stronę centralnej części budynku.

Korytarze były puste i niosły echo. Każdy krok wydawał się zbyt głośny.

Mijali niezliczone ilości drzwi z tabliczkami: Dział Prywatyzacji, Dział Prawny, Archiwum.

Biuro Johanny Sterling znajdowało się na trzecim piętrze.

Na drzwiach widniał napis: Sterling, Johanna – Wiceprzewodnicząca.

Lydia wyciągnęła klucz. Jej ręka tak się trzęsła, że ​​musiała trzy razy próbować znaleźć dziurkę od klucza.

Wstrzymała oddech i obróciła go.

Cichy, prawie niesłyszalny klik.

Wślizgnęli się do środka i zamknęli za sobą drzwi.

Biuro było nieskazitelne – nie tylko schludne, ale i kontrolowane. Ogromne, wypolerowane biurko z ciemnego drewna, na którym nie leżał ani jeden papier. Drogi skórzany fotel. Idealnie ułożone teczki na krawędzi stołu. Pojemnik na ołówki z ołówkami zaostrzonymi do identycznych końcówek.

Żadnych zdjęć rodzinnych. Żadnych bibelotów. Ani śladu życia osobistego.

Po prostu zimne, nieskazitelne zamówienie.

„Szukajcie” – szepnęła Elsa.

Poruszali się szybko, ale ostrożnie.

Lydia zajęła biurko. Szuflady były uporządkowane: dokumenty, przybory biurowe, notes z równym pismem – ale nic z etykietą „szara księga rachunkowa”.

Elsa zajrzała do regału z książkami. Półki pełne były ksiąg prawniczych, zbiorów ustaw, kodeksów mieszkaniowych i przepisów miejskich.

Żadnej sekretnej książki. Żadnej ukrytej skrytki.

Minęło dwadzieścia minut.

Rozpacz ściskała Lydię.

Czy Val się myliła? Czy Johanna schowała to gdzie indziej?

Elsa, sfrustrowana, podeszła do ściany naprzeciwko biurka i postukała w nią kostkami palców.

„Pustka” – mruknęła. „Pustka za…”

Lydia spojrzała w górę.

Ta ściana była „ścianą sławy” Johanny. Była pokryta tablicami pamiątkowymi, certyfikatami z podziękowaniami i oprawionymi zdjęciami. Tutaj uścisnęła dłoń burmistrzowi. Tutaj przemawiała na krajowym forum mieszkaniowym. Tutaj otrzymała nagrodę za „wybitną służbę” na rzecz społeczności.

I wtedy Lydia to dostrzegła — szczegół, który dostrzec mogło tylko oko florysty, mającego obsesję na punkcie symetrii.

Jedna z ramek, największe zdjęcie Johanny stojącej z burmistrzem, wisiało lekko krzywo. Zaledwie kilka milimetrów.

W tym sanktuarium doskonałości było to niemożliwe.

„Poczekaj” – mruknęła Lydia.

Podeszła do ramy i zamiast ją po prostu wyprostować, chwyciła ją obiema rękami i lekko pociągnęła.

Poczuła, jak ustąpiło, wydając ciche, mechaniczne kliknięcie.

To wcale nie było zdjęcie.

To były drzwi.

Za nim, w ścianie, znajdował się mały sejf.

Elsa sapnęła.

Sejf miał tarczę szyfrową.

„Nigdy tego nie rozgryziemy” – wyszeptała Elsa.

Jednak wzrok Lydii powędrował w stronę tablicy wiszącej obok: ciężkiej brązowej tablicy w ramie.

Metropolitan Housing Authority – założona w 1955 r.

Paranoicy, pomyślała Lydia, przypominając sobie słowa Val, nie używają przypadkowych kodów. Używają numerów wyrytych w ich tożsamości.

Co mogło być dla Johanny ważniejsze niż rok założenia instytucji, która zdefiniowała jej życie?

Lydia sięgnęła do pokrętła.

Jej palce powoli przekręciły gałkę.

Coś we mnie kliknęło.

Pociągnęła za klamkę.

Ciężkie metalowe drzwi się otworzyły.

Wewnątrz, na pojedynczej półce, leżała gruba, szara księga rachunkowa w solidnej, szarej okładce, w ogóle nie popisana.

Lydia wyjęła go drżącymi rękami i położyła na biurku.

Otworzyła.

Zaparło jej dech w piersiach.

Książka była starannie podzielona na kolumny: Imię i nazwisko. Adres nieruchomości. Sprawca. Status. Notatki.

W rubryce „Sprawca” wielokrotnie wpisano te same inicjały.

Sterling, EJ

Elias James.

Pierwszy wpis. Drugi. Trzeci.

Pod numerem trzy Lydia zobaczyła znajomy adres — adres kawalerki Very.

W kolumnie „Notatki”: Wypadek. Sprzedana nieruchomość.

Przewracała strony, a jej serce biło jak szalone.

Numer cztery. Numer pięć. Numer sześć.

Każdy wpis opisywał czyjś dom. Osobę. „Status”.

Zniknął. Zaginął w wypadku. Nagły przypadek medyczny.

Łącznie zgłoszono osiem zgłoszeń.

Osiem apartamentów. Osiem „związków” lub umów z Eliasem.

Osiem żyć.

Ostatni wpis, numer ósmy, był jej autorstwa.

Brooks, Lydia. Adres: mieszkanie jej rodziców.

Status: W trakcie realizacji.

Te dwa słowa, napisane starannym, pozbawionym emocji charakterem pisma, sprawiły, że przeszedł ją zimny dreszcz.

Była tylko niedokończonym punktem na liście rzeczy do zrobienia.

Jej życie, jej dom, jej przyszłość – sprowadzone do projektu.

Elsa spojrzała przez ramię.

Zobaczyła imię córki, notatkę o „wypadku” i z jej piersi wyrwał się cichy, zduszony dźwięk. Zachwiała się.

Lydia złapała ją za ramię.

„Spokojnie, Elso. Spokojnie” – wyszeptała Lydia, choć czuła, jak podłoga ugina się pod jej stopami. „Znaleźliśmy to. Znaleźliśmy to, czego potrzebowaliśmy. Teraz musimy działać szybko”.

„Nie damy rady” – powiedziała Elsa, a w jej oczach błysnęła panika. „Od razu zauważą, że zniknęło. Musimy to skopiować. Wszystko”.

Telefon, pomyślała Lydia.

Wyciągnęła z torebki swój stary smartfon. Ekran był pęknięty, a bateria prawie rozładowana – ale aparat działał.

Włączyła urządzenie i zaczęła fotografować księgę strona po stronie.

Jej ręce trzęsły się tak bardzo, że niektóre zdjęcia były niewyraźne i musiała je zrobić ponownie.

Kliknięcie migawki zabrzmiało ogłuszająco w cichym biurze.

Elsa stała obok niej, trzymając się jej za ramię i wpatrując się w strony, na których skradzione życie jej córki zostało sprowadzone do jednej linijki tekstu.

„Szybciej, kochanie” – szepnęła Elsa. „Szybciej”.

Lydia przewróciła kolejną stronę.

Trzask.

Inny.

Trzask.

Była w połowie drogi, gdy oboje zamarli.

Kroki.

Nie jest to powolne przesuwanie się sprzątaczki.

Szybkie, zdecydowane kroki zmierzające prosto w stronę biura.

Lydia chwyciła księgę, chcąc włożyć ją z powrotem do sejfu, ale było już za późno.

Klucz przekręcił się w zamku.

Drzwi gwałtownie się otworzyły.

Eliasz stanął na progu.

Nie miał teraz na sobie eleganckiego smokingu, tylko czarny golf i dżinsy. Wyglądał jeszcze groźniej – jakby maska ​​całkowicie mu się zsunęła.

W jego oczach płonęła zimna furia.

zobacz więcej na następnej stronie Reklama
Reklama

Yo Make również polubił

Rustykalny włoski placek ziemniaczany: obfity i aromatyczny obiad

Gotowanie ziemniaków: Umyj i obierz ziemniaki, a następnie ugotuj je w osolonej wodzie, aż będą miękkie (około 20-25 minut). Odcedź ...

Sałatka ryżowa z tuńczykiem i jajkami na twardo

Ryż ugotować w dużej ilości osolonej wody przez czas podany na opakowaniu. Wypłucz zimną wodą i odcedź. Jajka gotować w ...

8 urządzeń, które zużywają prąd nawet po wyłączeniu

Samo wyświetlanie czasu na  ekranie cyfrowym  powoduje zużycie około  3 watów na godzinę . Pomysł na oszczędzanie energii:  odłączaj urządzenie od gniazdka po użyciu lub ...

Ziemniaki smażone na patelni: prosty i pyszny dodatek, którego warto spróbować Składniki:

Najpierw umyj i pokrój ziemniaki. Zagotuj je w osolonej wodzie. Oddzielnie podsmaż papryczkę chilli, czosnek i rozmaryn. Przefiltruj olej smakowy ...

Leave a Comment