„Wtedy to spieprzysz” – powiedział. „A my to naprawimy. Razem”.
Słowo to siedziało między nami niczym coś nowego i kruchego.
Razem.
Po kolacji przeszliśmy kilka przecznic pod niebem rozświetlonym miejskimi światłami. Ludzie spieszyli się w płaszczach i szalikach, taksówki trąbiły, z krat metra buchała para. Nowy Jork robił to, co zawsze – szedł naprzód, obojętny na zamieszanie dziejące się dwanaście cali nad chodnikiem.
Zatrzymaliśmy się na rogu, gdzie sprzedawca sprzedawał hot dogi i precle pod wyblakłym baldachimem. Na krawędzi jego wózka powiewała mała amerykańska flaga, której brzegi były postrzępione od nadmiaru sezonów.
„W niedziele wykradałem cię na precle na ulicy” – powiedział cicho mój ojciec. „Twoja matka tego nienawidziła. Mówiła, że to tylko sól, powietrze i żal”.
„Były niesamowite” – powiedziałem i oboje się uśmiechnęliśmy.
Kupiliśmy jeden z nostalgii. Smakował dokładnie tak, jak zapamiętałem: za dużo soli, za dużo masła, ale jakoś idealnie.
Kiedy żegnaliśmy się przed budynkiem, w którym mieszkam, zawahał się.
„Będę w mieście przez jakiś czas” – powiedział. „Muszę uporządkować pewne sprawy. Z moim życiem. Z funduszem powierniczym. Z pewną firmą inwestycyjną, która nie dostanie ode mnie ani grosza”.
„Dobrze” – powiedziałem.
„Ale, Amber” – dodał – „tym razem nie będę czekał trzy lata, zanim zadzwonię”.
„Nie czekaj trzech dni” – powiedziałem.
Wyglądał na jednocześnie wstrząśniętego i ulżonego.
„Nie zrobię tego” – obiecał.
Spojrzał jeszcze raz na moją dłoń.
„Noś to dalej” – powiedział. „Nie ze względu na to, ile to warte. Ze względu na to, co znaczyło dla twojej matki. I ze względu na to, co znaczy teraz”.
„Co to teraz znaczy?” zapytałem.
Uśmiechnął się.
„Dotrzymałeś słowa” – powiedział. „Teraz sam zdecydujesz, jaką kolejną obietnicę złożysz sobie”.
Po jego wyjściu wspiąłem się po schodach na moje piętro, sterując się automatycznie.
Mój telefon zawibrował zanim włożyłem klucz do drzwi.
Nina.
Czy wszystko w porządku???
Wpatrywałem się w ekran. Pojawiły się trzy kropki.
Poza tym, wciąż jestem w biurze i panuje chaos. Geralda nie ma. Tak jakby NIE było. Posiedzenie zarządu, ochrona, cała ta sprawa. Veronica wyszła z pudełkiem o trzeciej. Dział HR właśnie wysłał firmowe „przypomnienie o szacunku w miejscu pracy”, które brzmi jak wyznanie.
Opadłam na najwyższy stopień, oparłam się o łuszczącą się poręcz i napisałam odpowiedź.
Chyba wszystko w porządku. Jemy kolację z tatą. Długa historia.
Odpowiedziała natychmiast.
Ojciec, którego nazwisko widnieje w połowie studiów przypadków w podręcznikach do moich studiów podyplomowych???
Tak.
ŻARTUJESZ SOBIE, AMBER?
Uśmiechnęłam się, co wydawało się być pierwszym uśmiechem tego dnia.
Zadzwonię, jak będę w środku, napisałem.
W środku moje maleńkie mieszkanie wyglądało dokładnie tak samo jak tego ranka: kanapa z second-handu, używany stolik kawowy i krzywo oprawiona reprodukcja, którą znalazłam na pchlim targu za pięć dolarów, bo jej kolory przypominały mi kuchnię mojej mamy.
Stałem tam przez dłuższą chwilę, wciąż trzymając torbę na ramieniu, wpatrując się w życie, które zbudowałem, zakładając, że to będzie moja droga na zawsze.
Pierścień delikatnie błysnął, gdy sięgnąłem, by włączyć lampę.
„Co mam teraz z tobą zrobić?” – wyszeptałam.
Oczywiście, nie odpowiedziało. Po prostu tam siedziało, niczym niebieskie serce bijące mi na dłoni.
Przebrałam się w spodnie dresowe i zadzwoniłam do Niny.
Odebrała przed zakończeniem pierwszego sygnału.
„Dobrze” – powiedziała bez wstępu. „Zacznij od początku. Bez pomijania”.
Więc jej powiedziałem.
O pierścionku. O moim ojcu. O fundacji. O restauracji, przeprosinach i preclu.
Z drugiej strony co jakiś czas wydawała ciche odgłosy niedowierzania.
„Więc naprawdę jesteś bogaty” – powiedziała w końcu.
„Najwyraźniej” – powiedziałem.
„Na przykład, Rich przez duże R.”
„Tak mówią liczby”.
„Trzy i siedem dziesiątych miliarda”.
„Szybko to zapamiętałeś” – powiedziałem.
„Proszę. Gdyby ktoś podrzucił mi taką liczbę do życia, wytatuowałbym ją sobie na czole”.
Zaśmiałem się.
„Czy wszystko w porządku?” zapytała łagodniej.
Zastanowiłem się nad tym.
„Rozplątuję… to” – powiedziałem. „Dzisiaj było jak zerwanie taśmy klejącej, którą trzymałem dziesięć lat, za jednym zamachem. Jestem trochę podrażniony. Ale pod tym podrażnieniem jest… przestrzeń”.
Przez chwilę milczała.
„Nie wracasz do Preston, prawda?” zapytała.
Znów rozejrzałam się po mieszkaniu. Po stosie segregatorów przy biurku. Po marynarce przewieszonej przez krzesło.
„Nie” – powiedziałem. „Nie sądzę”.
„Dobrze” – powiedziała natychmiast. „Bo ci ludzie na ciebie nie zasługują. A także dlatego, że dział HR próbował przedstawić to jako „okazję do nauki” na spotkaniu całej załogi i o mało nie rzuciłam kawą w ekran”.
Prychnąłem.
„A ty?” zapytałem. „Zostajesz?”
„Na razie” – powiedziała. „Przynajmniej na tyle długo, żeby patrzeć, jak się miotają i udają, że nie mają pojęcia, że Veronica to chodząca skarga do działu HR. Ale dziś wieczorem aktualizuję swoje CV”.
„Wyślij mi to” – powiedziałem, zanim zdążyłem się nad tym głębiej zastanowić.
Zamrugała. Słyszałem to.


Yo Make również polubił
Sernik cytrynowy
Widziałem ten hack ostatnio i pomyślałem, że jest genialny
Sałatka z awokado, pomidorem, jajkami i ogórkiem
Przepis na sernik lotosowy bez pieczenia | Przepis na sernik z masłem biszkoptowym