Przygotowanie ciasta:
- Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy ze szczyptą soli na sztywno.
- Gdy masa będzie już lśniąca, dodajemy stopniowo cukier, nadal miksując.
- Następnie, nadal miksując, dodajemy żółtka, wlewamy olej, wodę i wsypujemy mąkę oraz proszek do pieczenia. Miksujemy jedynie do połączenia składników.
- Masę dzielimy na dwie części. Do jednej wsypujemy łyżkę mąki pszennej, do drugiej łyżkę kakao. Masy delikatnie mieszamy łyżką.
- Do formy (dno wyłożone papierem do pieczenia) wlewamy naprzemiennie w jednym miejscu po łyżce ciasta ciemnego i jasnego.
- Ciasto pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180°C, pieczemy z opcją góra-dół bez termoobiegu do suchego patyczka. Moje ciasto piekło się ok. 50 minut (ale to zależy od piekarnika).
- Upieczone ciasto odstawiamy do wystudzenia, a następnie przekrawamy wzdłuż na dwie części.
Masa budyniowa:
- Z mleka odlewamy 150 ml. Pozostałe mleko zagotowujemy razem z cukrem i cukrem wanilinowym.
- W odlanym mleku wymieszaj budynie. Masę wlewamy do gotującego się mleka. Mieszamy i chwilę gotujemy. Odstawiamy do przestudzenia.
- Masło ucieramy na puszystą masę. Dodajemy stopniowo zimny budyń i razem ucieramy.
Biszkopciki:
- Galaretkę rozpuszczamy w jednej szklance gorącej wody i odstawiamy do wystudzenia.
- Biszkopty zanurzamy w galaretce i wykładamy na talerz.
Złożenie ciasta:
- Na jedną połowę ciasta wykładamy połowę masy budyniowej.
- Na krem wykładamy biszkopty zamoczone w galaretce, a na nie drugą połowę masy.
- Całość przykrywamy drugim blatem ciasta.
Polewa:
- Wszystkie składniki na polewę przekładamy do rondelka i rozpuszczamy na malutkim ogniu.
- Gdy składniki się rozpuszczą, zestawiamy z ognia.
- Wierzch ciasta polewamy polewą i posypujemy orzeszkami.
Ciasto wkładamy do lodówki.
Ciasto po rozkrojeniu:
Życzymy smacznego!
zobacz więcej na następnej stronie
Reklama


Yo Make również polubił
Wyszłam za mąż w wieku dziewiętnastu lat. Mój mąż był ode mnie o dwadzieścia lat starszy – pewny siebie, doświadczony, twardy jak skała. U jego boku czułam się bezpiecznie. Mieliśmy dwójkę dzieci, a życie wydawało się spokojne, niemal idealne. Ale ideały zawsze nagle się rozsypują. Pewnego dnia po prostu zniknął. Dni zmieniły się w tygodnie, tygodnie w miesiące. Nie dzwonił, nie pisał. Przychodziły tylko sporadyczne przelewy – kary, ledwo wystarczały na chleb i pieluchy. Wytrzymałam. Pracowałam na nocki, oszczędzałam na wszystkim, próbując ukryć przed dziećmi, jak trudne to było. Po trochu życie zaczęło wracać do normy – aż do dnia, w którym on nagle pojawił się w progu. Z bukietem kwiatów, przeprosinami i delikatnym uśmiechem. Prosił o wybaczenie, powiedział, że rozumie, że nas kocha i chce zacząć od nowa. Spojrzałam na niego i poczułam jedynie lodowaty dreszcz. Miesiąc później dostałam wezwanie do sądu – ubiegał się o opiekę nad dziećmi. A sześć miesięcy później odkryłam prawdziwy powód jego powrotu. Kilka tygodni po procesie próbował ze mną rozmawiać coraz częściej – delikatnie, natarczywie, jakby chciał odzyskać moje zaufanie. Mówił o przeszłości, o dzieciach, o „drugiej szansie”. Ale każde jego słowo brzmiało fałszywie. Czułam, że ukrywa coś jeszcze. Odpowiedź nadeszła nagle – w formie listu od notariusza. Jego ojciec zmarł i zapisał cały swój majątek… naszym dzieciom. Dom, rachunki, ziemia – wszystko należało do nich. I tylko opiekun prawny mógł zarządzać spadkiem. Wszystko stało się jasne. Nie wrócił dla rodziny ani dla miłości – ale dla pieniędzy. Dla kontroli nad tym, co do niego nie należało. Złożyłem list, starannie schowałem go do szuflady i po raz pierwszy od dawna poczułem spokój. Niech nadal odgrywa rolę troskliwego ojca. Prawda jest teraz po mojej stronie. A jeśli znów przekroczy ten próg – będę gotowy.
Jaka jest różnica między sodą oczyszczoną a proszkiem do pieczenia?
Bułeczki przytulaski z nadzieniem – bardzo puszyste
Czy szum w uszach to znak problemów zdrowotnych?