Moje osiemnaste urodziny były pełne fajerwerków, światełek i imienia mojej siostry na wielopiętrowym torcie. Kiedy prowadzący wzniósł toast za kolejne osiemnaste urodziny Savannah, zrozumiałem, że w tym domu nie ma dla mnie miejsca. Wyszedłem boso, zostawiając za sobą śmiech, i skierowałem się w stronę miasta, w którym zbuduję życie za dziesięć milionów dolarów.
Myśleli, że wrócę z przeprosinami.
Wróciłem z kluczem do apartamentu.
Nazywam się Riley Rodriguez. Dziś wieczorem powietrze w Charleston było gęste i ciężkie, znajoma sierpniowa wilgoć, która oblepiała skórę niczym druga, niechciana warstwa. Ale nie była tak dusząca, jak zapach drogich perfum i udawanej uprzejmości unoszący się w naszym ogrodzie.
Sam ogród był dziś wieczorem kłamstwem. Przeobraził się, otulony tysiącami maleńkich, ciepłych, żółtych światełek, które zwisały z gałęzi prastarych dębów, zamieniając zadbany trawnik w teatralną scenę. Wyglądał pięknie. Czuł się zdradzony.
strzałka_do_przodu_iosPrzeczytaj więcej
00:00
00:00
01:31
Zasilane przez
GliaStudios
Przy ceglanym wejściu do ogrodu moi rodzice stali niczym zjednoczony front, idealni gospodarze. Moja matka, elegancka w ciemnoniebieskiej jedwabnej sukni, śmiała się ostrym i jasnym śmiechem, który jednak nigdy nie docierał do jej oczu, a jej dłoń spoczywała lekko na ramieniu każdego gościa. Mój ojciec, przystojny i szeroki w lnianym garniturze, był wirującym wirem mocnych uścisków dłoni i donośnych uśmiechów: „Tak się cieszę, że ci się udało!”.
Powitali na moim przyjęciu urodzinowym grupę elity Charleston.
Ale to nie były moje urodziny.
W centrum ogrodu, strategicznie umieszczony przy wielopiętrowej kamiennej fontannie, stał tort. Był to trzypoziomowy monstrum z nieskazitelnie białego kremu maślanego, z kaskadą delikatnych, ręcznie przędzionych magnolii cukrowych spływającą po jednej stronie. Był to dokładnie taki tort, o jakim marzyłaby dziewczyna kończąca osiemnaście lat.
A tam, wirującym, bogatym złotym pismem widniało imię:
Savannah Bradford.
Moja siostra.
„Riley, musisz się uśmiechnąć. Bądź uprzejmy.”
Głos mojej matki był cichym, natarczywym sykiem, jej zadbane palce wbijały się w miękką skórę mojego łokcia. Nie zdawałam sobie sprawy, że się zatrzymałam, a moje stopy wrosły w trawę. Wpatrywałam się w ciasto, w dwa słowa, które nie były moim imieniem.
Próbowałam ułożyć usta w kształt przypominający uśmiech. Czułam się nienaturalnie, jakbym próbowała zgiąć zimny metal. Czułam się jak grymas. Byłam duchem na własnej imprezie.


Yo Make również polubił
Ciasto czekoladowe bez pieczenia
Nieodparta Przyjemność: Przepis na Soczyste Cytrynowe Chlebki z Sycylii, Które Pokochasz!
Co kształt palców u stóp mówi o Tobie
Zjedz czosnek przed snem i zdziw się, co się stanie