Marmurowe sale Wydziału Prawa w Princeton lśniły niczym polerowane srebro pod żyrandolami. W powietrzu unosił się ciepły aromat ciast i drogich perfum, przeplatany cichym pomrukiem kwartetu przy wejściu. Kelnerzy w eleganckich, czarnych uniformach przesuwali się w świetle niczym szybkie cienie, balansując tacami z przystawkami tak delikatnymi, że wyglądały jak rzeźby. Stałam przy głównych schodach w prostym, granatowym garniturze, kobieta, której nikt nie zauważał, dopóki nie musiał.
Młoda kelnerka przeszła obok z kieliszkami szampana. Na jej plakietce widniało imię MARIA. Podała mi kieliszek ze współczującym uśmiechem.
„Pierwszy raz pracujesz na przyjęciu honorowym?” – zapytała. „Blackwellowie potrafią być… wymagający”.
„Blackwellowie” – powtórzyłam, pozwalając, by imię się uspokoiło. Mój syn, James, spotykał się z ich córką. Catherine: lśniące włosy, skromna biżuteria, sukienka, która kosztowała pewnie tyle, co czesne za pierwszy semestr.
„Dziękuję, Mario” – powiedziałem. „Dam sobie radę”.
Skinęła głową i zniknęła w wirze.
Mogłem jej powiedzieć, że nosiłem tę samą parę pereł, pisząc opinię, która kosztowała firmę Blackwellów fortunę w zeszłym miesiącu. Ale anonimowość ma swoje zalety. Jest jakaś czysta szczerość w tym, jak ludzie traktują cię, gdy myślą, że nie masz władzy.
Z kuchni dobiegł brzęk patelni i ostry głos przebijający się przez hałas. Podążyłem za dźwiękiem. To nawyk z sali sądowej: iść w kierunku tarcia.
Wewnątrz Catherine stała, jedną ręką opierając się o marmurową wyspę, a drugą trzymając szklankę wody, jakby była dowodem w procesie karnym.
„Nie” – powiedziała do kelnera ze łzami w oczach. „Prosili o czterdzieści dwa stopnie. To temperatura pokojowa. Chcesz, żebym podała letnią wodę sędziemu Sądu Najwyższego?”
„Czy jest jakiś problem?” zapytałem łagodnym tonem.
Catherine odwróciła się, jej wzrok przesunął się od moich butów po włosy.
„Kim jesteś?” zapytała. „Gdzie twój mundur?”
„Sarah Martinez” – odpowiedziałem spokojnie. „Matka Jamesa”.
Rozpoznanie przemknęło przez jej twarz, po czym zgasło. Tam, gdzie powinna być łaska, pojawił się cień irytacji.
„Och. James wspomniał, że możesz przyjść wcześniej” – powiedziała. „Musiałeś tu przyprowadzić się przez wejście dla personelu”.
„Zrobili świetną robotę” – odpowiedziałem, obserwując narastające w niej zmieszanie. „Chociaż spodziewałem się, że będę witał sędziów razem z synem”.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, do pokoju wparował mężczyzna – w garniturze szytym na miarę, z gładko przyczesanymi włosami i uśmiechem, który próbował zamrozić całe pomieszczenie. Richard Blackwell, wspólnik zarządzający firmy z Manhattanu słynącej z apetytu.
„Katie” – powiedział, całując córkę w skroń. „Przybył sędzia Williams”.
Jego wzrok spoczął na mnie.\


Yo Make również polubił
Pojawiłem się na wystawnej kolacji rocznicowej rodziców – tylko po to, by usłyszeć: „Przepraszamy, nie jesteś zaproszony. Wyjdź”. Potem wezwali ochronę i powiedzieli: „Wyprowadź tego żebraka”. Odszedłem spokojnie… i po cichu odwołałem każdą płatność, imprezę i wyjazd – warte 82 000 dolarów. Kilka minut później mój telefon eksplodował 35 nieodebranymi połączeniami. A potem – ktoś zapukał do moich drzwi.
Sernik karmelowy: przepis na pyszny deser bez gotowania
Przepis na spalanie tłuszczu z brzucha: idealny domowy napój na płaski brzuch
Przepis na sałatkę z jarmużu z KFC